Nikołaj siedział na spotkaniu i słuchał. Starszy mężczyzna mówił o jaskiniach, bez wątpienia mówił rzeczy bardzo ważne i interesujące aczkolwiek nie dla Serba. Z całej wypowiedzi Radović zrozumiał tylko, ze w jaskiniach jest cholernie ślisko i niebezpiecznie. Serb nie kryjąc braku zainteresowania po raz kolejny czytał akta. Jego wzrok przebiegł po opisie jaskini (co to do cholery jest "deniwelacja"?) i spoczął na notatkach o innych uczestnikach wyprawy. Wojskowy od wybuchów, historyk z korzeniami... Polskimi? Chyba tak. No i jedyne dwie osoby na miejscu alpinista i geolog.
"Opisali mnie jakbym był jakimś złodziejem. 'Talenty manualne'. Kto to pisał?"
Ręka Serba sięgnęła po stojącą obok puszkę coli. Łyknął zimnego napoju i powiódł wzrokiem po reszcie zatrzymując wzrok trochę dłużej na polaku i żołnierzu. Wzrok nie był wrogi, bardziej ciekawy.
Gdy po raz czwarty czytał z nudów informacje o swoich towarzyszach wszedł Benz, człowiek, któremu Radivć zawdzięczał życie. Serb skinął doktorowi głową na powitanie, spojrzał na odwróconego tyłem Josefa i przewrócił oczami. Na całe szczęście spotkanie nie potrwało długo, po chwili wszyscy wstali, wstał i Nikołaj. Serb był przeciętnego wzrostu i budowy, w przeciwieństwie do większości obecnych zarost miał przystrzyżony a włosy uczesane. Chodził ubrany w jeansy i szarą koszulkę z krótkim rękawem na którą właśnie zakładał skórzaną kurtkę. Przy pasie nosił przypięty nóż w którym specjalista mógł rozpoznać Ka-bar, regulaminowy nóż armi USA. -Rozumiem, że każdy ma przeszkolenie wysokościowe. I umie się posługiwać sprzętem wspinaczkowym.
Nikołaj skinął głową bez mrugnięcia okiem, owszem przeszkolenie miał... Na tym kończyło się jego doświadczenie w dziedzinie alpinistyki. -No to wyruszamy.
Ruszyli.
***
Stali słabo oświetlonymi korytarzami, plecak ciążył przyjemnie przywołując nie przyjemne wspomnienia. Nikołaj przez chwilę czuł obijającą się o bok kolbę karabinu... Na szczęście to było tylko złudzenie. Szedł teraz po ciemno oświetlonym korytarzu nie po lesie czy górach, szedł z normalnymi ludźmi nie seryjnymi mordercami. Tamto już nie wróci! Nikołaj nie był tego jakoś pewny, mimo, że od piętnastu lat prowadził normalny żywot. Weszli do oświetlonej jaskini, światło i muzyka przegnały wspomnienia, oby na dobre.
Benz gadał z jakimś ważniakiem. Było gorąco, znacznie goręcej niż na górze, Serb rozpiął kurtkę. -Szkolenia macie, to zbierać dla siebie sprzęt. Za godzinę każdy ma być gotowy do wymarszu.
Nikołaj znów tylko skinął głową, podszedł do sprzętu i zaczął mu się przyglądać.
"Trza założyć."
Radović niepewnie, podpatrując swoich współtowarzyszy zaczął zakładać uprząż do wspinaczki, na koniec przyczepił nóż z tyłu paska, czasem wygodniej sięgnąć do tyłu niż do przodu. Podszedł do najbliższego pracownika i spytał z wyraźnym rosyjskim akcentem: -Gdzie znajdę toaletę?
Mężczyzna spojrzał na niego lekko zdziwiony, nie spodziewał się rosyjskiego akcentu. -Niedaleko Vinri, znaczy się łazika.
-Dzięki.
Radović skierował się w stronę łazika, dostrzegł w końcu dwie kabiny "Toi Toi", gdy podszedł znalazł nawet mały dopisek "made in Poland".
"Wszędzie Polacy."
Serb wszedł do toalety, zamykając za sobą drzwi na skobel.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |