Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2009, 17:29   #5
QuartZ
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Pokłady laboratoryjne L-17, chwile przed skokiem.

Wszystko wyglądało całkiem dobrze jeszcze kilka godzin wcześniej. Później sytuacja zaczynała się pogarszać z minuty na minutę, aż skończyli tutaj. Pędząca w kierunku mgławicy zgraja kompletnie losowych statków liczących na schronienie.
Laboratorium było uśpione. Gdyby nie ta zmiana kursu już dawno przeszukiwaliby skraj tego układu w poszukiwaniu porzuconych artefaktów i starych wraków z dawnych czasów. Technicy leniwie sprawdzali sprzęt, a jedynym ważniejszym zajęciem było sprawdzanie testowego reaktora plazmowego zamontowanego w samym centrum sekcji badawczych. Nawet tutaj jednak nie było kompletnie niczego ciekawego. Ot ślady promieniowania i nadtopione pojedyncze tracze osłony termicznej. Nic nowego.


Freon Zakary obserwował bitwę na ekranach od pierwszych sekund. Wyjątkowo bawiło go obserwowanie przez kilka ostatnich godzin, jak kropki na ekranach zbliżają się do siebie, nabierają życia i mieszają się. To wszystko przypominało trochę partię szachów z tą różnicą, że na koniec coś poszło nie tak, jak powinno. Teraz to konwój był jednym z pionków, które zaraz miały opuścić planszę ustępując miejsca figurze.
"Pomyśleć, że wystarczyło poświęcić jedną sondę i całe pięć godzin się nie nudziłem! Ha, pewnie Tinkle znowu zrobi mi awanturę o marnowanie sprzętu." - Myślał naukowiec. Nie był pewien, czy pomyślał coś z tego na głos, czy tylko jest to zbieg okoliczności. Intercom odezwał się z mostka, gdzie akurat wraz z kapitanem przebywał przełożony Freona. W jego głosie nie było niczego ponad zimną kalkulację i wściekłość.

- Panie Zakary! Kiedy do jasnej cholery miał Pan zamiar poinformować nas o danych z czujników?
Wytrąciło to Freona z równowagi. Ten sukinsyn mógł o to równie dobrze zapytać kogokolwiek z działu czujników, ale zapytał akurat jego. Przecież on nawet nie zajmował się tą sekcją!
- Nie leży to w moim zakresie obowiązków, profesorze. W dodatku prosiłbym, aby nie zwracał się Pan do mnie po nazwisku. Wszyscy na pokładzie tego statku wiedzą, że tego nie lubię.
- Nie mamy na to czasu. Jaka jest sytuacja? Ani nawigatorzy, ani ludzie od czujników nie potrafią nam wiele powiedzieć.
- Muszą się wiele nauczyć. Gdyby sprawdzili wyniki ze spektrometrów i przestawili czujniki na częstotliwości ...
- Na prawdę nie mamy na to czasu! Co mamy?
- Do konwoju zbliżają się statki, których profil fizyczny lekko odbiega od zwykłego pojazdu bojowego.
- Do rzeczy! -
Przerwał dyskusję kapitan. Lubił tego staruszka, jednak Freon wyraźnie wybrał sobie zły moment na wykład.
- Cóż ... są wyposażeni w broń z głowicami jądrowymi. Prawdopodobnie pociski termonuklearne, chociaż po takie szczegóły musielibyśmy chyba wlecieć sondą do ich składów amunicji, mogę jedynie zgadywać.
- Jakie mamy szanse na ucieczkę? - Zapytał dowódca.
- Tylko bez paplaniny! - Dodał z powagą szef zespołu naukowego do swojego podwładnego.
- Żadne! - O dziwno starzejący się badacz był bardzo rozbawiony pytaniem. - Jakieś siedem sekund temu pierwsze głowice opuściły statki wroga. Możemy mieć jedynie nadzieję, że tarcza pochłonie znaczną część energii, a konstrukcja statku wytrzyma resztę. Przy odrobinie szczęścia ktoś znajdzie się między nami a rakietą.
- Thor? - Padło z ust kapitana Spirita pytanie zabarwione lekką desperacją.
- Nie, ponieśliby ogromne straty, to sytuacja w której, eskorta na niewiele się zda. Liczyłbym na nasze silniki i tarcze...

Dyskusja nad wszystkimi możliwościami, wszystkimi za i przeciw trwała jeszcze chwilkę, jednak szybko została przerwana przez kolejne sygnały alarmowe. Czerwone światła zapalały się na coraz to nowych ekranach. Pierwszy był oczywiście panel bojowy wyrzucający dane z czujników zbliżeniowych. Kolejne alarmy były tylko ostrzeżeniami o gwałtownych manewrach jednostek w najbliższej przestrzeni, jednak te dawały pewną nadzieję.

Pociski zbliżały się z sekundy na sekundę i powoli klarowała się sytuacja w przestrzeni. Jako pierwszy na linii ognia ustawił się okręt cesarskiej floty, później na drodze uderzenia pojawił się Thor, a dopiero za tymi statkami na trasie pocisków znajdował się delikatny statek badawczy. W połączeniu z dość silnymi tarczami, jak na statek nieprzewidziany do walki, ich szanse zaczęły znacząco rosnąć. Mimo wszytko przy bezpośrednim trafieniu nie mieli większych szans. Ich kadłub był odporny co najwyżej na żar gwiazdy, gdyby zdarzyło im się podlecieć do jakiejś planety bliżej swojego słońca, jednak na pewno eksplozja głowicy nuklearnej w niewielkiej odległości od statku spowodowałaby jego kompletne zniszczenie.

Na ekranie głównym wyświetlany był stały obraz nadawany z jednej z sond wystrzelonych w kierunku agresorów kilka chwil wcześniej. Zdążyła dotrzeć do połowy drogi między wrogimi statkami, a uciekającym konwojem, dzięki czemu nadawała się idealnie do monitorowania sytuacji. Obraz był jednak bardzo nieprzyjemny. Chmara głowic zbliżała się nieuchronnie do okrętów, a licznik w prawym dolnym rogu wyświetlacza odliczał czas jaki pozostał do końca

Pozostały czas: 17 sekund.

- Natychmiast ustawić osłony na pełną moc! - Wykrzyknął kapitan Spirit.
- Pozwoliłem sobie zrobić to już wcześniej, z laboratorium. - Zabrzmiała w intercomie odpowiedź Freona.
Tinkle był wściekły. Następnym razem nie pozwoli mu na taką samowolkę! Rozkazy rozkazami i nawet stara znajomość z kapitanem nie pozwalała staremu naukowcowi samemu decydować o takich rzeczach! Nie był nawet przewodniczącym naukowcem na pokładzie!

Pozostały czas: 14 sekund.

Chaos tak na mostku, jak i na pokładzie pogłębiał się. Wszyscy gdzieś biegali, każdy miał jakieś zajęcie. Niewielu uda się cokolwiek sensownego zrobić, ale przynajmniej dowódca nie będzie się czepiać, kiedy zobaczy raporty. Albert Tinkle miał własny plan ratowania okrętu. W przeciwieństwie do kapitana z niezbyt naukowym podejściem miał zamiary czysto praktyczne. Korzystając z własnego komunikatora przekazał kilka szybkich rozkazów.
- Laboratorium, macie zadanie. - Mówił szybko, acz pewnie. - Odpalcie nasz reaktor z pominięciem procedury bezpieczeństwa, powinno to zająć mniej niż dziesięć sekund.
- Tak jest, co dalej?
- Bądźcie gotowi przekierować jego moc do tarcz i napędu. Nie wiem, czy generatory statku nie padną już po pierwszym uderzeniu.


Pozostały czas: 9 sekund.


Procedura rozruchu reaktora rozpoczęła się bez problemów. Był niestabilny. Co prawda zawsze był niestabilny, jednak bez dodatkowych zabezpieczeń jego praca była jedną wielką niewiadomą. Ważne, że wszystkie czujniki jednoznacznie potwierdzały jego działanie i dodatkową moc wypływającą z laboratoryjnego prototypu. W zasadzie była to ostatnia dobra wiadomość

Pozostały czas: 0 sekund.

Potężna eksplozja zatrzęsła całym statkiem. Na dłuższą chwilę wszystkie sensory i anteny zostały oślepione ogromną falą promieniowania we wszystkich częstotliwościach poczynając od promieniowania światła widzialnego, przez fale radiowe na promieniowaniu X kończąc. Dziewięćdziesiąt procent wszystkich urządzeń skanujących przestrzeń dookoła wysiadła z przeciążenia. Na szczęście reaktor w laboratorium nadal pracował i mimo osiągnięcia jedynie sześćdziesięcioprocentowej sprawności przejął na siebie znaczą część zasilania na statku, co widać było jedynie po wskaźnikach obciążenia. Załoga pewnie nawet nie zauważyła przełączenia.
- Będzie ciężka jazda. - Mruknął pod nosem stary wyga Zakary i złapał się mocniej jakiegoś sprzętu w pomieszczeniu czujników, gdzie akurat przebywał. Aż za dobrze pamiętał, że nie leciała ku nim tylko jedna rakieta.

BŁYSK

Laboratorium czujników, niecałe 10 minut po skoku.



Wszystkie monitory śnieżyły, albo dawały odczyt zerowy. Za wyjątkiem kilka podstawowych sensorów Freon nie był w stanie skorzystać z żadnej aparatury pokładowej. Był wściekły. Cały ten sprzęt był bardzo delikatny, a te przeklęte głowice równie dobrze mogły go roztrzaskać na drobne kawałeczki i odbudowa byłaby wtedy niemożliwa bez doku. Z tym, co mu pozostało zabrał się do pracy. Chciał odzyskać chociaż część sprawności czujników. Bez tego statek byłby ślepy i głuchy, jak jakaś toporna maszyna bojowa cesarskich, którzy w dodatku nie mieli nawet pojęcia o istnieniu połowy z wszystkich technologii, których on używał tutaj bez przerwy.

Mostek statku badawczego L-17 “Odyn”

Cała sytuacja niespodziewanie się unormowała. Nagły błysk mógł być równie dobrze kolejną nuklearną eksplozją, jak czymkolwiek innym. W tej chwili już nikt niczego nie był pewien, ani nawigatorzy, ani naukowcy zajmujący się swoimi sensorami. Po drugim błysku wszystkie systemy zaczęły powoli wracać do normy, a po walce nie było żadnych śladów. Jedynie grupa statków unoszących się trochę bezwładnie w przestrzeni.

Kapitan zaczął wypluwać z siebie rozkazy. Na początek zwrócił się do swojego drugiego oficera.
- Lidia, masz dziesięć minut na sporządzenie pełnego raportu o ewentualnych startach w załodze.
- Tak jest!
- Panie Amar, pełny raport o uszkodzeniach jak szybko się da.
- Aye, aye sir!

Po dowódcy widać było zdenerwowanie. Od miesięcy latali w kompletnie martwej i spokojnej przestrzeni i nigdy jeszcze nie znaleźli się nawet pod ostrzałem. Kilka razy zdarzyły się małe statki pirackie, jednak szybko odstraszał, lub niszczył je Thor. Teraz sytuacja wyglądała inaczej. Rutyna dawała się we znaki i dawno już zapomniane procedury trzeba było wymyślać na nowo.
- Nawigacja!
- Sir?
- Proszę o dokładny raport o naszym położeniu.
- Nie rozumiem.
- Kilka minut temu mieliśmy przed sobą mgławicę, a teraz jakby mi jej tutaj brakuje.

Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że nie przekraczając wrót, ani nie wykonując żadnych wyjątkowych manewrów znaleźli się w kompletnie innej przestrzeni. Nie tylko brakowało tutaj rzeczonej mgławicy, ale też wszystkiego innego co ich przed chwilą otaczało.Wszystkiego za wyjątkiem pozostałych statków. Nawigatorzy dwoili się i troili, jednak bez rezultatów. Wiele czujników nadal nie odzyskało pełnej sprawności, co znaczyłoby iż wymagana będzie naprawa z zewnątrz, nim znów będzie można ich użyć. Ostatecznie padła odpowiedź.
- Sir.
- Mówcie.
- Znaleźliśmy się bardzo daleko od znanych nam układów. Nasze systemy nie wykryły żadnych, nawet śladowych, elementów które dałoby się dopasować do naszych map gwiezdnych.
- Nie rozumiem.
- Jesteśmy za przeproszeniem, w głębokiej dupie, sir, i nie wiemy jak się z niej wydostać. Żaden statek ze znanych światów nigdy tutaj nie dotarł i prawdopodobnie nie dotrze przez tysiące lat. Nie mamy żadnych danych o tym systemie.


Jack Spirit, doświadczony dowódca wielu okrętów był w szoku. Takie rzeczy przecież nie są możliwe bez użycia wrót, takie rzeczy po prostu nie zdarzają się. Tym razem jednak wszystko było zupełnie na odwrót. Wszystko układało się w najmniej prawdopodobny scenariusz, a jednak dział się na prawdę i nikt nie potrafił mu tego wytłumaczyć. Miał chwilowo dość.

- Będę u siebie, raporty nadal chcę mieć u siebie na zaraz. Batwire, chwilowo przejmujesz dowodzenie.
- Oczywiście, sir.
- Upoważniam Cię też do mówienia w naszym imieniu.
- Jakieś wytyczne, sir?
- Nie mówcie nikomu poza ludźmi z Thora o stanie statku i załogi. Niech sami sprawdzą, jeśli bardzo chcą wiedzieć.
- Tak jest!


Nie minęło pięć minut, od kiedy kapitan opuścił mostek, a już w eterze wybuchła burza. Osiem godzin do zebrania dawało dość czasu, aby kapitan wypoczął, a załoga zaczęła prowadzić poważniejsze naprawy. W zasadzie nie było tak źle, gdyby nie fakt, że wiele systemów pracowało teraz na niepewnym i niestabilnym laboratoryjnym reaktorze plazmowym.

Kiedy tylko ucichła komunikacja ze statkiem floty cesarskiej łącze znów otworzyło się. Tym razem był to znajomy głos.
- Tu mówi kapitan Rafael Botheroyd, jak wygląda wasza sytuacja?
- Tu John Batwire w zastępstwie kapitana, zdaje się, że wszystko wygląda lepiej niż się obawialiśmy. Nie znamy jeszcze pełnego bilansu strat i uszkodzeń, to przecież ogromny statek. - Zamyślił się na chwilę. - Będziemy potrzebować od was dwójki żołnierzy do eskorty kapitana na spotkanie.
- I wszystkie dane z waszych czujników po pierwszej eksplozji. - Wtrącił się Albert. - Nasze są zbyt czułe i po pierwszym uderzeniu kompletnie wysiadły z przeciążenia.

Laboratorium czujników, ponad 40 minut po skoku.

Nareszcie! Stary “dziadunio”, jak zwała go spora część załogi, zdołał wreszcie przywrócić do życia najprostsze sensory. Nadal wiele z nich wymagało naprawy i prawdopodobnie powrót do pełnej sprawności zajmie kilkanaście godzin, a w najgorszym wypadku nawet kilka dni. Mimo wszystko pierwsze odczyty zaskoczyły go bardziej, niż cokolwiek w jego dotychczasowej karierze naukowej.


Przestrzeń dookoła statku była o wiele spokojniejsza, niż w znanych światach. W zasadzie brak było tutaj jakiejkolwiek aktywności. Ani jednego sygnału statku, nawet na obicie planet. Jedynie słabe echo elektromagnetycznej aktywności na drugiej planecie układu. Jako jedyna planeta w całej systemie zdawała się ona budzić nadzieje na napotkanie rozumnej cywilizacji.

Takiego odkrycia nie mógł zmarnować. Od razu rozkazał wysłanie dwóch sond w kierunku planety, sondy orbitalnej i próbnika atmosferycznego. Miał nadzieję, że ich czujniki z małej odległości dadzą mu o wiele większy zakres informacji, niż szczątkowe dane uzyskane z częściowo zniszczonych sensorów.
 
QuartZ jest offline