- Kimże właściwie jesteś czerwonooki, że z taką wprawą szafujesz radami i naganami, mimo iż tkwisz w takiej samej klatce jak nasze? Nie wiedziałem, że orkowie mogą cokolwiek wiedzieć o dwimerycie... – dotkliwa cisza, powstała sekundę po wygłoszonej przez orka małej mowie organizacyjno-informującej oraz panicznych okrzykach jakiejś śmiesznej kreaturki, została zakłócona przez suchego jak szczapa goblina... z okularami na nosie. Od chwili, gdy tajemniczy ork zdawał się go zaszczycić dłuższym i uważniejszym spojrzeniem, spiął się w sobie i ograniczył z początku do mniej badawczej, a bardziej oziębłej odpowiedzi wzrokowej. Wraz z zabraniem głosu uwaga większej części publiczności przeniosła się właśnie na tę istotę, o dziwo wydającej się ostatnią, która mogłaby się udzielać na większym forum publicznym – z fizjonomii był to okaz dość osobliwy, prezentujący takie charakterystyczne cechy jak zbyt duże dłonie, kartoflany nos i niezdrową, ziemistą skórę. Choć budową fizyczną (to znaczy wzrostem i prawdopodobnie przyrodzoną chudością) mieścił się w granicach normy, to już okulary, usadowione na jego nochalu, wydawały się czymś zgoła groteskowym i uniemożliwiającym wszelkie możliwości wtopienia się w tłum. Nie pomogłaby mu nawet wymiętolona koszula oraz wytarte w kroku spodnie, jakościowo identyczne noszone z tymi przez tłumy miejskiego plebsu…
Ten jednak, kto przyjrzałby się uważnie spojrzeniu (naturalnie nie każdy miał taką możliwości, podobnie jak dokładniejszemu przyjrzeniu się sylwetce) i przysłuchał mowie goblina, musiałby przynajmniej lekko zdystansować się przed nazywaniem go „padliną”, „goblinkiem” czy „szaraczkiem”…
- Choć pewnie nie ma na to czasu, wypada przy okazji przedstawić się towarzyszom… Tak dla podbudowania wzajemnego zaufania… Walka na arenie wymaga braterstwa. – mruknął ironicznie, co – biorąc pod uwagę wspomnianą fizyczność postaci – mogłoby uchodzić za wręcz nieosiągalną formę inteligencji goblina. – Zwą mnie Zergh. – dodał szybko, aby jego własna uwaga nie obróciła się przeciwko niemu. – Param się ma… Ehm, powiedzmy, że jestem czarownikiem, lub jak to mówią w innych kulturach, zaklinaczem…
Wytrzeszczone od urodzenia ślepia Zergha rozpoczęły ponowną wyprawę od celu do celu, spoczywając najpierw na kajdanach, których antymagiczne pole siłowe uwierało jego myśli niczym totalnie kanciasty kamyk w bucie. Oj niedobrze, niedobrze… Mimo że czarownik nie wydawał się specjalnie przerażony swoją sytuacją (o czym świadczyłyby dość pewne i trzymające fason wypowiedziane słowa), pozbawienie go podstawowego (a praktycznie jedynego) źródła obrony i ataku nakazywało poważnie przemyśleć swoje położenie. To zaś niechybnie wiązało się z otaczającymi go prętami stali, będących kolejnym przystankiem dla ślepiów Zergha. Rozerwać? Dobre sobie. Jeśli słowa czerwonookiego pokrywały się z rzeczywistością, prawdopodobnie żadne z przebywających w pomieszczeniu stworzeń nie było w stanie się z nimi uporać – a trzeba przyznać, że dziwactw rozmaitej maści nie brakowało… Inny goblin, kucający w stojącej nieopodal klatce, był jednym z nielicznych wyjątków od tej oryginalnej reguły – choć i jego płonący czerwienią irokez nie wskazywał, że – podobnie jak sam Zergh – należy do typowych przedstawicieli gatunku....
Na wszelki wypadek posłał kilka półuśmiechów w stronę najbliżej położonych klatek…
W międzyczasie, pomiędzy jednym krzywym uśmiechem a drugim, przez myśli jego przemknęły pytania o tak niespodziewane znalezienie się pośród tej menażerii przeznaczonej na rzeź. No cóż, już wcześniej dużo wiedział o działalności Erla Szarego i jego arcybrudnych sztuczkach – sława niegodziwców, zdrajców i w ogóle nielichych męt rozchodzi się kilkakrotnie szybciej niż relacje o pięknych i wzniosłych czynach. Chlejąc przednie wina i chędożąc wprawne dziewki na koszt Erla wiedział bezsprzecznie sporo, ba, kierował się nawet konkretnym celem – a mimo to pamięć o tak łatwym podejściu się poczynała palić jego ambicje jak znaki kowala na zadzie byka… Zaraz jednak miejsce wściekłości zajęły słowa orka, mogące się silić na sugerowanie tego i owego…
~Czy to spojrzenie, to pytanie do mnie to kwestia przypadku? Hm... Oby. – powtarzając jednak je raz po raz (błyskawicznie, między kolejnymi uśmieszkami) z czasem zaczął nabierać coraz silniejszego przekonania o wypełnianiu się z góry zamierzonego planu działania…
Kim jest zresztą Erl Szary i jego przydupasy, aby zagrozić komuś takiemu jak ON?
Tym samym to, co niekoniecznie było faktem i miało pokrycie w przeszłej rzeczywistości, do rangi przekonania i faktu urastało…
~O, może jeszcze uśmieszek dla tego głupca...
Ostatnio edytowane przez Gadzik : 25-07-2009 o 21:20.
|