Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2009, 20:11   #3
Gadzik
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
- Kimże właściwie jesteś czerwonooki, że z taką wprawą szafujesz radami i naganami, mimo iż tkwisz w takiej samej klatce jak nasze? Nie wiedziałem, że orkowie mogą cokolwiek wiedzieć o dwimerycie... – dotkliwa cisza, powstała sekundę po wygłoszonej przez orka małej mowie organizacyjno-informującej oraz panicznych okrzykach jakiejś śmiesznej kreaturki, została zakłócona przez suchego jak szczapa goblina... z okularami na nosie. Od chwili, gdy tajemniczy ork zdawał się go zaszczycić dłuższym i uważniejszym spojrzeniem, spiął się w sobie i ograniczył z początku do mniej badawczej, a bardziej oziębłej odpowiedzi wzrokowej. Wraz z zabraniem głosu uwaga większej części publiczności przeniosła się właśnie na tę istotę, o dziwo wydającej się ostatnią, która mogłaby się udzielać na większym forum publicznym – z fizjonomii był to okaz dość osobliwy, prezentujący takie charakterystyczne cechy jak zbyt duże dłonie, kartoflany nos i niezdrową, ziemistą skórę. Choć budową fizyczną (to znaczy wzrostem i prawdopodobnie przyrodzoną chudością) mieścił się w granicach normy, to już okulary, usadowione na jego nochalu, wydawały się czymś zgoła groteskowym i uniemożliwiającym wszelkie możliwości wtopienia się w tłum. Nie pomogłaby mu nawet wymiętolona koszula oraz wytarte w kroku spodnie, jakościowo identyczne noszone z tymi przez tłumy miejskiego plebsu…

Ten jednak, kto przyjrzałby się uważnie spojrzeniu (naturalnie nie każdy miał taką możliwości, podobnie jak dokładniejszemu przyjrzeniu się sylwetce) i przysłuchał mowie goblina, musiałby przynajmniej lekko zdystansować się przed nazywaniem go „padliną”, „goblinkiem” czy „szaraczkiem”…

- Choć pewnie nie ma na to czasu, wypada przy okazji przedstawić się towarzyszom… Tak dla podbudowania wzajemnego zaufania… Walka na arenie wymaga braterstwa. – mruknął ironicznie, co – biorąc pod uwagę wspomnianą fizyczność postaci – mogłoby uchodzić za wręcz nieosiągalną formę inteligencji goblina. – Zwą mnie Zergh. – dodał szybko, aby jego własna uwaga nie obróciła się przeciwko niemu. – Param się ma… Ehm, powiedzmy, że jestem czarownikiem, lub jak to mówią w innych kulturach, zaklinaczem…

Wytrzeszczone od urodzenia ślepia Zergha rozpoczęły ponowną wyprawę od celu do celu, spoczywając najpierw na kajdanach, których antymagiczne pole siłowe uwierało jego myśli niczym totalnie kanciasty kamyk w bucie. Oj niedobrze, niedobrze… Mimo że czarownik nie wydawał się specjalnie przerażony swoją sytuacją (o czym świadczyłyby dość pewne i trzymające fason wypowiedziane słowa), pozbawienie go podstawowego (a praktycznie jedynego) źródła obrony i ataku nakazywało poważnie przemyśleć swoje położenie. To zaś niechybnie wiązało się z otaczającymi go prętami stali, będących kolejnym przystankiem dla ślepiów Zergha. Rozerwać? Dobre sobie. Jeśli słowa czerwonookiego pokrywały się z rzeczywistością, prawdopodobnie żadne z przebywających w pomieszczeniu stworzeń nie było w stanie się z nimi uporać – a trzeba przyznać, że dziwactw rozmaitej maści nie brakowało… Inny goblin, kucający w stojącej nieopodal klatce, był jednym z nielicznych wyjątków od tej oryginalnej reguły – choć i jego płonący czerwienią irokez nie wskazywał, że – podobnie jak sam Zergh – należy do typowych przedstawicieli gatunku....

Na wszelki wypadek posłał kilka półuśmiechów w stronę najbliżej położonych klatek…

W międzyczasie, pomiędzy jednym krzywym uśmiechem a drugim, przez myśli jego przemknęły pytania o tak niespodziewane znalezienie się pośród tej menażerii przeznaczonej na rzeź. No cóż, już wcześniej dużo wiedział o działalności Erla Szarego i jego arcybrudnych sztuczkach – sława niegodziwców, zdrajców i w ogóle nielichych męt rozchodzi się kilkakrotnie szybciej niż relacje o pięknych i wzniosłych czynach. Chlejąc przednie wina i chędożąc wprawne dziewki na koszt Erla wiedział bezsprzecznie sporo, ba, kierował się nawet konkretnym celem – a mimo to pamięć o tak łatwym podejściu się poczynała palić jego ambicje jak znaki kowala na zadzie byka… Zaraz jednak miejsce wściekłości zajęły słowa orka, mogące się silić na sugerowanie tego i owego…
~Czy to spojrzenie, to pytanie do mnie to kwestia przypadku? Hm... Oby. – powtarzając jednak je raz po raz (błyskawicznie, między kolejnymi uśmieszkami) z czasem zaczął nabierać coraz silniejszego przekonania o wypełnianiu się z góry zamierzonego planu działania…

Kim jest zresztą Erl Szary i jego przydupasy, aby zagrozić komuś takiemu jak ON?

Tym samym to, co niekoniecznie było faktem i miało pokrycie w przeszłej rzeczywistości, do rangi przekonania i faktu urastało…
~O, może jeszcze uśmieszek dla tego głupca...
 

Ostatnio edytowane przez Gadzik : 25-07-2009 o 21:20.
Gadzik jest offline