Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2009, 14:45   #1
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Łaska wyboru [WFRP II edycja]

Sama kopalnia była przynajmniej równie stara jak oddalone od niej o kilka kilometrów miasto. W zamierzchłych czasach była też znacznie większa, wydobywano tu wtedy rudę miedzi odsłaniając kolejne warstwy jasnoszarej skały. Dziś z tego okresu została tylko wielka dziura o kształcie dysku, głęboka na dobre 200 metrów, ze zerodowanymi ścianami, tak, że w dół prowadziła tylko jedna bezpieczna ścieżka. Z biegiem lat na dnie dziury utworzyło się też jeziorko z niesmaczną wodą, zdatną do picia, ale to jej więźniowie zawdzięczali wieczną biegunkę. A ci z dłuższymi wyrokami również bezzębne dziąsła.

Obecnie wydobywano tu żelazo. Była to właściwie już całkiem inna kopalnia, złoża odkryto zaledwie sto lat temu, we wnętrzu odsłoniętych przed wiekami skał, nowe żyły znajdowano dość rzadko, ale opłacało się schodzić na coraz większe głębokości, sprowadzać krasnoludzkich inżynierów, karmić i pilnować pracujących skazańców, bo tutejsza ruda pretendowała do miana jednej z najlepszych w Starym Świecie. W kopalni pracowali szubrawcy skazani za ciężkie przestępstwa, pechowcy, którzy wzięli Pleven za raj dla swoich marnych oszustw i nieszczęśnicy, którzy popadli w niewolę za długi. Szesnaście godzin harówki i osiem snu, w dwóch barakach na dnie niecki, tuż obok zanieczyszczonego bajorka. Nie robiono wyjątków, ani dla kobiet ani dla dzieci. Oczywiście Pleven było miastem cywilizowanym i nie karało pracą ponad siły dzieci poniżej lat dziesięciu. Oficjalnie.

Robotników karmiono dobrze, kar cielesnych nie stosowano zbyt często. Oczywiście wszelkie próby ucieczki karano śmiercią i od czasu do czasu wieszano kogoś widowiskowo, by potem tygodniami odstraszał smrodem i swoim widokiem innych równie odważnych, a może równie głupich. Mimo wszystko wśród wielu różnych sposobów, którymi Pleven redukowało szkodzącą interesom ekonomicznym miasta przestępczość, praca w kopalni mogła uchodzić za karę humanitarną.

Za sprawą drogocennej rudy większość udających się do Arabii karawan nadkładała drogi by zahaczyć o Wolne Miasto Pleven. Nagle opłacało się wybrukować lub przynajmniej utwardzić na jego terytorium wszystkie trakty, pobudować warowne zajazdy i utrzymywać ich załogi, zaprzysiąc i opłacać oddziały dobrze uzbrojonych strażników dróg. No i, wolno, bo wolno, wszak Księstwa Graniczne od zawsze nękane barbarzyńskimi wojnami między sąsiadami nie miały opinii najlepszym miejsc do życia, w Pleven zaczęli osiadać mistrzowie swoich fachów, płatnerze, miecznicy, kowale, zbrojmistrze. Najlepsi z nich, chronieni prawem prefekta, żyli tu nie mniej spokojnie niż w słynącym z porządku imperialnym Talabheim.

Zresztą wiele różnych czynników sprawiło, że Pleven w ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci prawie podwoiło liczbę mieszkańców. Nie tylko kopalnia. W tym czasie stanowisko Prefekta - najwyższy urząd w mieście - piastował Tom Wind, człowiek o pirackiej przeszłości, pochodzący ponoć aż z Albionu, czemu w żywe oczy zaprzeczały czarne włosy i śniada cera. Awanturnicza przeszłość nie przeszkodziła mu w utrzymaniu się przy władzy prawie nieprzerwanie dwie kadencje i choć za śpiewanie piosenek o królu Tomie kończyło się pod pręgierzem, nie powstrzymywało to pleveńskiej ulicy przed takim właśnie tytułowaniem Albiończyka. W czym być może Prefekt skrycie ulicy sprzyjał, a przynajmniej odnosiło się takie wrażenie, patrząc na jego podbijane gronostajem płaszcze i krzykliwą złotą biżuterię. Natomiast z pewnością trwałość struktur władzy sprzyjała miejscowej ekonomii, a sam „król” w 20 lat wzbogacił się niczym udzielny monarcha. Pod swoim dowództwem miał cztery karne, doskonale wyszkolone pleveńskie kompanie ciężkiej piechoty, oraz oddział Jeźdźców Gryfów. Bowiem to Tom właśnie pierwszy sprowadził do Pleven gryfy.
Jego talentom wojskowym zawdzięczano korzystne traktaty z sąsiadami, przywileje handlowe, trybut płacony przez Cabanal.

Wydawało się, że w trzecim podejściu Toma do stanowiska prefekta nie wypłynie żaden poważny kontrkandydat, zwłaszcza, że kilka miesięcy przed tym arcyważnym wydarzeniem, Pleven zdawało się pogrążać w spokoju radosnego dobrobytu i nie wydawało się by którykolwiek z liczących się rajców był w stanie zmienić istniejące status quo.

Dopiero wydarzenia w Zakonie Vereny zaktywizowały opozycję.
Zjawiła się u Toma w oczywistej postaci Sabiny von Lehndorff.
Dama owa, w wieku nieokreślonym, gdzieś miedzy 25 a 45 rokiem życia, właścicielka jednej z największych flot handlowych w Księstwach Granicznych od trzech lat piastowała w Pleven zaszczytny urząd Wielkiego Kupca. No w jej wypadku Kupcowej. Anarchia równouprawnienia rozszerzyła się tym samym w mieście na dobre.
Oczywiście Sabina nie znała szczegółów sprawy. Nikt ich nie znał. Grono osób wtajemniczonych było bardzo niewielkie, co zakrawa na cud biorąc pod uwagę, że wydarzeniu towarzyszyła całkiem spora eksplozja.
Ale budynki się nie zawaliły, a pleveńscy verenici słynęli ze swego zamiłowania do uprawiania nauki w jej różnych formach. Niemniej byli tacy, co w karczmach przy piwie twierdzili, że Tom szykuje zamach na republikę, a verenici temu sprzyjają.
Wydawało się, że Sabina w te plotkę nie uwierzyła. Ale upewniając się odbyła z prefektem długą, czarującą rozmowę, obficie zakrapianą trunkiem i Tom dałby sobie uciąć prawą rękę, że gdyby wypił trochę więcej i Sabina uwierzyłaby, że namiętna noc ma szanse rozwiązać mu język, od takiej nocy by się nie wymigał.
Zachował jednak wstrzemięźliwość. Bo prawdziwy problem polegał nie na wybuchu, lecz na tym, że przeor Mauricio zaginął bezpowrotnie. Zostawiając za sobą zniszczone piwnice i kilka trupów.

A dzisiaj Petro Sarubbi, rajca i zaufany doradca Toma oznajmił mu, że rozpadł się przechowywany w Ratuszu kryształ z Iglicy. Raczej nie przypadkiem. I wydaje się, że czegoś brakuje mu w środku. Bezużyteczny dotąd rupieć urósł do rangi problemu.

*****


Toren Vold liczył monety na ułożonej przed sobą kupce. Robił to trzeci raz i cały czas nie mógł zapamiętać wyniku. Jeśli taki brak skupienia nie był spowodowany kłopotami z babą, było bardzo źle. Toren z babami nie miał problemu. Nawet teraz barmanka po raz kolejny wycierała czysty stolik, w międzyczasie zmieniwszy chyba bluzkę na taką z większym dekoltem.
Rzucił w jej stronę złotą koronę. Jedna mniej nie ułatwiła jednak rachunku. Znowu rozsypał rosnący stożek po stole.
Może powinien sam znaleźć ten cholerny kurhan? W kopalni. Co za bzdura. Jeśli jest tam jakiś kurhan dawno by go ktoś znalazł. Uszczypnął się w brzuch. Z markotną miną pomyślał, że obrósł tłuszczem. Tylko na posiedzeniach rady miejskiej nie miał tego kompleksu. Jego tłuści koledzy zapadali się w miękkie fotele niczym wielkie obłe ryby, on wyprostowany i nonszalancki wyróżniał się niczym rekin wśród płotek.
A może powinien posłać tam kogoś zaufanego? Kogoś, kto wtopi się w bandę szumowin, posłucha plotek i znajdzie co trzeba.
Po co Mauricio by tam to zanosił? I dlaczego do kurwy nędzy ci cholerni bogowie nie załatwią tej sprawy sami?
Torena znano w mieście, pochodził z wpływowej rodziny, której majątek znacznie powiększył handlując kamieniami szlachetnymi. Nie miał czterdziestki. Był zdrowy, bogaty, wpływowy, czarujący, bystry i przystojny.
Ale uwzięła się na niego kurwa. Bogini o bursztynowych oczach.

Jej pierwsza wizyta właściwie mu pochlebiła. Teraz miał ochotę walić głową w mur, gdy o tym pomyślał. Powiedziała, że prosi go o przysługę. Czemu uległ? Przecież nie dla tych małych cycków i chudej dupy. Po prostu był kretynem, którego cieszy zainteresowanie boga. Właściwie to zasłużył sobie na to wszystko.
Monety znowu rozsypały się wokół mężczyzny. Tym razem ich nie zatrzymywał. Spadały z brzękiem na podłogę. Dziewczyna wycierająca stół zamarła. Przyjechała tu niedawno, ze wsi, nie rozumiała wiele z tego, co się wokół niej działo. Ale zrozumiała, że rajca jest nieszczęśliwy. Nagle zaczął jej przeszkadzać za duży dekolt. Pochyliła się by pomóc pozbierać mu pieniądze.
Toren zamachnął się i uderzył ją w twarz.
Wieczorem dziewczyna pijana ulegnie w końcu nachalnemu klientowi. Za osiem miesięcy umrze przy połogu.

Gdzieś w zupełnie innym miejscu, złotooka miała chwilę wyrzutów sumienia.

Toren nie zauważył właściwie swego gestu. Był załamany i wspominał.
Bo sprawa była taka prościutka. Choć nieczęsto bywał w sali audiencyjnej mógł tam wejść nie dziwiąc nikogo. Potem starczyło z pomocą przeora znaleźć kamieniarza dokonującego cudów, to właściwie była ta trudniejsza część planu, bo fachowiec musiał dopłynąć z Tilei i wydobyć kamień nie niepokojąc nikogo.
Mieli im go dostarczyć razem. Bo przeor rozmawiał z bogiem, mężczyzną. Też nie miał pojęcia, że jest ich dwójka. Ale Toren miał randkę, puścił przeora samego. A Maurico zniknął.

Najpierw przestały go cieszyć trunki. Wziął to za oznakę późnej dojrzałości. Stopniowo przestawały smakować potrawy. Ale kiedy powiało chłodem z jego lędźwi, wystraszył się naprawdę. Zawsze lubił rano wstawać. Przestał. Nic, że świeciło słońce, że jego ukochana czereśnia kwitła tuż za oknem zbytkownej, urządzonej na arabską modłę sypialni, że interesy nadal przynosiły krociowe zyski, Toren zastanawiał się czy w ogóle podnieść się z łoża. Wtedy złotooka zjawiła się znowu. Tym razem w towarzystwie. Chłód w sercu rajcy minął.
On powiedział, że to nic osobistego - taki los. Ona rzekła, że miał za łatwo. Pokazali mu bransoletę. Skrzyła się złotym blaskiem.
-To twoje pragnienia. Wypalają się w martwym przedmiocie – dziwka powiedziała smutnym głosem. On dodał opowieść o długu, który przechodzi z ojca na syna.

Toren Vold obiecał, że odzyska potrzebny im przedmiot. Kazali mu szukać.

*****


Dolina Derventy – niewielkiej rzeczki leniwie meandrującej od samej wysoczyzny Gór Czarnych była według elfickiego pieśniarza Elthara Frorena jednym z najbardziej urokliwych miejsc w całym Starym Świecie. Stanowiące główny krajobraz bujne kłosowiska traw przeplatane żółciejącymi w świetle księżyca pierwiosnkami i kwitnącymi na fioletowo wrzosami szumiały od grających w nich świerszczy. Tylko gdzieniegdzie spod zieleni wystawały kanciaste bryły spękanych skał wapiennych, oraz niewielkie brzózki o poskręcanych gałęziach. W tle zaś roznosił się łagodny odgłos szumu wody, która szukając prostszych rozwiązań przebijała się przez skalne podłoże tworząc malutkie, choć bardzo liczne dopływy płytkiej rzeki. Aż chciało się przystanąć na chwilę i usiąść na jednym z kamieni pozwalając by magiczna niemal aura miejsca spłukała z serca wszelkie troski.
Była wczesnowiosenna noc gdy piątka rosłych postaci dzierżących pochodnie zgromadziła się przy jednej z większych skał u stóp której znajdowało się niewielkie zejście do wydrążonej dawno temu przez wodę jaskini. Wprawny obserwator od razu rozpoznałby po szerokich sukmanach, chłopstwo, ale imponującej wielkości cepy bojowe i młoty, o które się opierali wpatrując się w otwór, mogłyby ten wniosek poddać w wątpliwość. Zupełnie jednak niesłusznie. W tych okolicach bowiem, nikt bez względu na swoje miejsce w społeczności nie był zwolniony z konieczności biegłego władania bronią. Zbrojne hanzy bandytów, oraz zgraje orków z niemal precyzyjną regularnością zapuszczały się w te tereny w pogoni za łupem.
Stali w milczeniu tylko sporadycznie oganiając się od owadów znęconych fałszywym światłem dnia, jakie rzucały pochodnie na okolicę. Na pełnej napięcia minie każdego z nich wypisana była niepewność, a w niektórych przypadkach również cień strachu. Minęło jeszcze dobrych kilka chwil nim jeden z nich w końcu się odezwał.
- Nie podoba mi się to. Ile tak jeszcze czekać będziem? - rzekł i otarł z czoła pot.
Nie było specjalnie ciepło, Jermien, bo tak się nazywał, do słabeuszy nie należał i w bitce radził sobie nie najgorzej, to w przypadku spraw przekraczających jego rozumowanie, odwaga go opuszczała.
- A ty co Jermien? Chcesz tam ostawić wójta i młodego Andrisa? - stojący naprzeciwko starszy chłop spojrzał na niego wilkiem. Kowal nigdy nie lubił tego parobka.
- Na pewno nie zamierzam tam złazić. Mówiłem, że do takich sprawunków trza kapłana z miasta opłacić, a nie się samemu pchać. Smardz pewno ich obu już ubił.
Inny splunął.
- Trza go było już na samym początku na pohybel. Albo chociaż psami poszczuć...
- Nie pyskuj! Lepiej radźmy co teraz. Wójt już za długo tam siedzi. Ja mówię, zejdźmy wszystkie i zatłuczmy Smardza. Gid jeden się doigrał.
- A juści. Nigdzie nie zejdę. Mówiłem już. Wójt głupio zrobił. Po mojemu to poczekajmy na dzień aż bydle wylezie i wtedy dorwijmy.
- Tchórzem żeś podszyty Jermien – burknął kowal.
- Stary pier... - nie zdążył dokończyć. Kowal błyskawicznie wziął zamach i uderzył na odlew z pięści w twarz parobka tak, że tego aż odwinęło do tyłu i przewaliło na plecy na ziemię. Pozostali nie zareagowali. Wiedzieli, że nie ma sensu rozjątrzać starych urazów kowala.
- Wracaj do wsi i powiedz, że zaraz i my wrócimy – rzekł drwiąco do trzymającego się za krwawiący nos Jermiena – Nic tu po tobie. A my chłopy złazimy. Takiego bobu zadamy temu dziwadłu, że pożałuje że tu przylazło.
To powiedziawszy zarzucił sobie swój młot na plecy i zaczął schodzić w głąb jaskini w lewej ręce trzymając pochodnię. Następni poszli zaraz za nim zostawiając podnoszącego się na nogi Jermiena. W głowie nadal dzwoniło mu po solidnym uderzeniu kowala. Zlekceważył go i dał się podpuścić jak jakiś dzieciak. Miał za swoje. Splunął mieszaniną śliny i krwi z przygryzionego języka i zabrawszy swoją pochodnię i cep ruszył w stronę wsi tylko na chwilę się odwracając.
- Obyś sczezł Gergo.

Pół godziny później mijał stary, obrośnięty mchem i krzaczkowatymi porostami płot otaczający domostwo zielarki mieszkającej na skraju wsi. Nikt już za nim tej nocy nie powrócił

Hellian i Marrrt


*****

Tym optymistycznym akcentem witamy w rekrutacji do sesji, którą zamierzamy poprowadzić w świecie Warhammera w rozumianej ze zdrowym umiarem zgodności z systemem WFRP 2ed. Dlaczego „ze zdrowym umiarem”? Ponieważ mimo iż w wielu przypadkach będziemy komisyjnie zdawać się na kostki, to nie ukrywamy, że ładnie opisana czynność będzie miała przełożenie w szansie powodzenia, a może i w samym powodzeniu, a to już bez wątpienia zakrawa na storytelling. Nie mniej taki jest ten świat w naszych oczach. Czasem nie wystarczy coś umieć. Czasem trzeba jeszcze potrafić sprzedać to co się umie.
Miejscem akcji będzie (przynajmniej na początku) wspomniane Pleven - wymyślone przez nas Państwo-Miasto, którego dominium rozpościera się na dość dużym obszarze Księstw Granicznych. Od razu ostrzegamy, że jest to nasza autorska wizja tego miejsca, oraz rządzących nim czynników włączając w to zamieszkujące społeczeństwo, oraz historię, a także przyrodę naturalną i agresywną, a świat przedstawiony nie podlega dyskusjom.

Od graczy, którzy zdecydują się zgłosić oczekujemy spełnienia paru dość istotnych choć niezbyt wyszukanych wymogów:

1.Pierwszym, absolutnie i bezapelacyjnie koniecznym jest przesłanie karty postaci. Cóż ma taka karta zawierać? Ano kolejno wyliczając:

- Wszystkie elementy zawarte w standardowej karcie postaci do systemu WFRP 2ed, czyli informacje podstawowe, statystyki, umiejętności, ekwipunek itd. Jeśli zdarzy się, że ktoś nie znający mechaniki będzie chciał wziąć udział w sesji, a przedstawi pozostałe elementy zawierające koncept postaci, stworzymy mu kartę. Znajomość systemu NIE JEST WIĘC WYMAGANA. Wyłącznie poglądowa wiedza o świecie, której stopień oczywiście zależy od odgrywanej postaci. Wstępnie wszystkie postaci mają na dzień dobry 500 exp. na rozwinięcia.

- Historię postaci. Jest to element kluczowy i stanowiący podstawowe kryterium wyboru w niniejszej rekrutacji. Historia ma zawierać dodatkowo większy, lub mniejszy element fabularny, żebyśmy mogli zapoznać się choć cząstkowo ze stylem narracji, oraz w efekcie końcowym ma was zaprowadzić do kopalni miasta Pleven gdzie będziecie pracować jako... niewolnicy. Tak. Niewolnictwo kwitnie w tej szerokości geograficznej, a zasilane jest humanoidami z całego świata, więc pod tym względem macie jako gracze niemal absolutną dowolność ograniczoną wyłącznie zmysłem realizmu. Chcemy też nadmienić iż historia będzie miała duży wpływ na losy graczy. Naprawdę prosimy o jej przemyślenie.

- Avatar postaci najlepiej z ładnym opisem, choć obejdziemy się bez tego ostatniego, jeśli historia nas zadowoli.

2. Drugim równie absolutnym, choć podlegającym już apelacjom jest regularność. Wymieniwszy się doświadczeniami stwierdziliśmy, że częstotliwość pisania będzie równa 1 post na 5 dni. My wszem i wobec zobowiązujemy się temu podołać i tego samego będziemy wymagali od graczy. Oczywiście w przypadku poinformowania nas na gg/tlen, czy pw o takiej czy innej sytuacji uniemożliwiającej napisanie posta, nie będziemy gryźć, ale nadużywanie tego procederu będzie równoznaczne z nieodpisaniem bez poinformowania i najpewniej skończy się usunięciem z listy graczy. Dura lex sed lex.

3. Trzecim jest dojrzałość. Nie jest to sesja 18+, bo już zdarzało nam się czytać dojrzałe wypowiedzi 18-. Niemniej w naszych oczach Warhammer to świat brudny, brutalny i generalnie z założenia jest 18+. Nie zamierzamy się jednak pławić w tym brudzie, ani łechtać brutalnością, ale oczekujemy, że gracze będą rozumieli, że czasem nie ma dobrych rozwiązań, a erotyka bywa brzydsza niż karczemna jatka.

Na koniec z kwestii organizacyjnych:
Na karty czekamy do 12.08 i tego też dnia o północy ukażą się wyniki.
Limit graczy jest luźny i wstępnie określamy go jako 5-8. Może ulec zmianie w przypadku gdy dostaniemy postaci ze sobą powiązane, do czego oczywiście zachęcamy
Nasze nr gg to: Hellian ( GG: 5597345), Marrrt ( GG: 2053236, tlen:marrrt@tlen.pl)
Karty wysyłamy na adres e-mail: marrrt@tlen.pl ORAZ na dormesson@o2.pl
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 31-07-2009 o 17:57. Powód: literówki
Hellian jest offline