Zza rastru krat Hummer'a Ant śledził poczynania Kociaka. Młody najpierw się skradał do barykad. Tam rozejrzał się po okolicy, po czym spojrzał w stronę samochodu. Coś mruknął bezdźwięcznie pod nosem.
- Zły kotek. Jak wróci, będzie drapał -powiedział z uśmiechem Willis odpalając kolejną fajkę, mimo to nie było mu do śmiechu. Zauważył jak młody coś majstruje przy pasku. Hmmm...
Normalnie wkurwiłby się. Kto temu szczylowi dał broń? Nieprzeszkolony w używaniu rewolwera smarkacz z gnatem za paskiem może bardzo łatwo się zranić. Lecz to nie to miejsce i czasy, żeby narzekać. Tu się szybciej dojrzewa. Spluwa zastępuje smoczek.
Z cukierni dobiegły jakieś odległe głosy. Ktoś chyba miał kłopoty. Ant odwrócił się w stronę Scorpiona, który wciaż przeplatał łuskę naboju między palcami.
Spojrzał na niego.
-A nie mówiłem? Czułem, że coś się święci...- Willis ruchem nadgarstka przekręcił kluczyki w stacyjce, tym samym wyłączając silnik. Ant wolałby nie opuszczać Hummera. W aucie czuł się jak w małej, kulloodpornej, ogromnej, zakratowanej fortecy. Ale cóż poradzić.
Kierowca odwrócić głowę i z powrotem skupił uwagę na dzieciaku. Ten akurat mijał jakieś motocykle po czym skradł się pod witrynę sklepu.
Dobrze, młody. Młody, uważaj jakiś sukinsyn wylazł z ciastkarni. Spierdalaj, młody!
"Sukinsynem" był wysoki, umorusany jakimś syfem półnagi miłośnik własnoręcznie robionej biżuterii. W łapach trzymał łychę, którą można by zjeść naprawdę dużą zupe. Coś tam burknął w stronę Kociaka co chłopakowi się nie spodobalo. Smarkacz odpowiedział mu ogniem. Strzelił. Trafił. Fiu fiu, może rzeczywiście coś z niego będzie, pomyślał Ant wyciągając ze schowka swojego Winchestera. Willis trzasnął drzwiami i znalazł się naprzeciw cukierni. Toksyczne, cuchnące powietrze Detoroit popieściło jego nozdrza.
Dobry dzień, żeby wreszcie kogoś sprzątnąć.
- Kociak, stój!- krzyknął do chłopaka uciekającego co tchu do samochodu, po czym wymierzył w stronę napastnika. Chłopak zatrzymał się, z satysfakcją wpatrując się stronę postrzelonego przez siebie mężczyzny. Kurde, znam takich. Ciche, tchórzliwe dzieciaki, które brak jaj i odwagi nadrabiają waleniem w kanał. Tworzą gangi, żeby udowodnić sobie, że wcale nie są takimi mięczakami za jakich uważa ich cały świat. Czas sprowadzić gnoja na ziemię.
- Nikomu nie urżniesz gardła kurwiu, najwyżej stracisz swoje jeśli nie będziesz grzeczny. Ja trzymam w łapie wycelowanego, załadowanego shotgun'a, ty nożyk. Jeśli się ruszysz, ja wypalę. Proste, teraz odpowiadaj na pytania, pierwsze brzmi:
Nie znam cię. Co robisz na terenie Schulz'a? Co się dzieje w środku?
Jedna zła odpowiedź i gini...
Tym razem nie miał okazji dokończyć, ponieważ zbir natychmiast rzucił się w stronę drzwi cukierni. Co za głupiec. Zanim zdążył się obrócić Winchester wypalił. Mężczyzna ryknął i padł przed drzwiami cukierni zalewając się krwią. Próbował czołgać się, lecz zdając sobie sprawę z tego, że nie może samodzielnie ruszyć żadną kończyną zaczął żałośnie wyć o pomoc. Kierowca mógł tylko patrzeć, jak z wejścia wychyla się jakaś postać i pomaga rannemu wczołgać się do budynku.
Ostatnio edytowane przez DeBe666 : 08-08-2009 o 15:43.
|