Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 20:13   #9
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Cm6rRi5QfXU[/MEDIA]

Wiesz, co najbardziej zniszczyło ludzkość? Nie bomby, nie setki megaton miażdżących gardła podbitym obcasem, nie głód, nie choroby, nie moloch, nie narkotyki, nie morderstwa, nie gangi, nie tanie prostytutki, nawet nie tornado.
Ludzkość wykończyła się swoim zwierzęcym popędem do samozagłady.
Ludzie nie chcąc żyć w takim świecie, zapragnęli umierać.
I mieli racje.


Ulica, przed głównym wejściem do ciastkarni

- Eee, głupki! Pewnie jeszcze tego nie wiecie, ale za chwilę będziecie wyglądali jak wasz kolega! Może zaoszczędzicie nam amunicji i się poddacie?! - głos Hagemończyka odbił się echem nad dziwnie opustoszałą ulicą.
Odpowiedział mu przeciągły skrzek rannego. Kolejny człowiek rozstawał się z pustym życiem.
Ze środka dochodziły odgłosy niespokojnych i gwałtownych ruchów.
- Co robimy, co robimy?! - rzucił z wnętrza przerażony baryton.
Bali się. Bali się, jak cholera. A tacy robią błędy.
Długa pauza.
- Zamknij ryj i kurwa zacznij strzelać!
Kilkanaście pocisków rozorało ulicę. Powietrze kolejny raz zgęstniało od ołowiu.
Przelatujące ze świstem kule z trzaskiem rozbijały resztki wystawy.
Co najmniej jeden karabin i chyba pistolet masakrował wszystko w swoim zasięgu. Nikt nie mógł tego przeżyć.
Nikt.


Wnętrze ciastkarni.

Przestał krzyczeć. Teraz tylko sapał cichutko, a z każdym oddechem powietrze uciekało z niego, jak z przebitego balonika.
Balonika przebitego kilkoma gramami śrutu.
Nawet nie ma w tej historii imienia. Jest tak nic nie znaczącym szczegółem. Jednym z wielu.
- Ja umieram.. umieram...
Tak, umierasz. To takie oczywiste. Codzienność.
Może do końca nie dowierzasz. Myślałeś, że jesteś nieśmiertelny. Jakaś cząstka ciebie zawsze tak uważała. Bałeś się o kumpli, gdy pociski zaczynały szumieć nad głową. Ale nigdy, przenigdy nie pojąłeś, że to może spotkać także ciebie.
Groza.
Wykrwawiasz się, leżąc w szkle, w drzazgach, w narkotycznym szale i we własnych flakach.
Coś co z zewnątrz musi wyglądać strasznie, co buzi odrazę, ciebie uspokaja. Jesteś zrelaksowany i coraz bardziej godzisz się z losem.

Krzyki. Gdzieś odległe. Ze świata żywych.
Jeszcze kilka sekund. Jeszcze kilka chwil. I to wszystko się skończy. A może wcale nie?
Więc, zrób to. Przygarnij go do siebie.
Biała damo.
Zrób to.
Nie broń się, kochanie.



Weź mnie za rękę i chodźmy. Nie wszystko jest takie banalnie proste jak się wydaje.
Strzały. Huk, jak gdyby bomba rozerwała się w twojej głowie.
Powrót do rzeczywistości. Zmącone wizje. Narkotyczne?


Po kilku chwilach kanonada ustała. Bez żadnej odpowiedzi.
- Candy, sprawdź to! Jeśli ten chuj dalej tam jest to... - Łachmyta stojący za kontuarem zawiesił głos. - To dobij skurwiela.


Brudna kobieta wstała z klęczek, mocniej uścisnęła pręt i ruszyła w stronę drzwi.
Lekko, jak polujący drapieżnik. Suka, którą nie chciałbyś zaciągnąć do łóżka. Odcięła by ci jaja i kazała zeżreć. I jeszcze by ją to bawiło. Na pewno by ją to bawiło.
Mocnym kopniakiem obaliła drzwi i tak ledwo już trzymające się na zawiasach.
Wyszła na zewnątrz i spojrzała w bok. Tam gdzie powinno leżeć martwe ciało jednego z Schultzów...


Lufa pistoletu. Strzał. Mknąca kula. Nawet nie zdążyła usłyszeć strzału, który ją zabił.
Irokez zabarwił się na czerwono. Kawałki mózgu i czaszki zdobiły futrynę drzwi.
Ciało ciężko upadło na ziemię.
- Zajebać skurwysyna!
Kolejne serie pruły powietrze nad Scorpionem.
Nikt nie mógł tego przeżyć. A on jak wielu na tym świecie był właśnie nikim.



Tyły ciastkarni

Ant zajrzał w dziurkę od klucza. Jak podglądacz, jak szpieg, jak włamywacz.
Pusta kuchnia, wypolerowane białe kafelki. I ciało młodej kobiety.
Zakrwawione podbrzusze i uda. Porozrywane ubrania. Twarz rozbita uderzeniami pięści.
I naga pierś unosząca się w spazmach płaczu.
I leżący na niej brudas. Z każdym szarpnięciem lędźwi wydający z siebie obrzydliwe sapnięcie.
Dziewczyna nie krzyczała. Nie miała już sił. Szlochała.
Szalona kanonada w budynku. Scorpion zaczął porządki.
Gangster zerwał się i sięgnął po oparty o ścianę karabin. Ofiara natychmiast zwinęła się w kłębek.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem, suko. - Powiedział i uśmiechnął się, odsłaniając przegniłe dziąsła.
Tylne drzwi otworzyły się z hukiem.
Stał w nich młody mężczyzna celując wprost w łeb bestii.
Strzał.
Głowa tamtego eksplodowała. Ciało ciężko upadło na podłogę. Białe kafelki całe w czerwieni.
Kobieta, umazana we krwi powoli wypełzła z budynku.
Kierowca spojrzał z obrzydzeniem na fontannę krwi z szyi trupa.
Sączący się jad.
Strzelanina na chwilę ustała by za chwilę wybuchnąć z tą samą mocą.
Ant oparł się o ścianę, ładując w swoją strzelbę kolejne pociski.
- Urywamy się stąd! - Krzyknął głos zza ściany. - Ty i ty, za mną! Reszta osłania. Wykończcie gnoja i spotkamy się na rozjazdach!
Ciężkie kroki podbitych butów.

Dzień będzie jeszcze długi. Bardzo długi.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 09-08-2009 o 20:18.
Lost jest offline