Ach życie... w jednech chwili ledwo udaje ci się uciec wyjątkowo rosłym zwierzoludom , a w drugiej siedzisz w cieplutkiej, przutulnej karczmie popijając browar... - pomyślał Caleb upijając złotego trunku. Co jak co , ale krasnolud musiał przyznać że piwo w Behemsdorfie było świetne. Najemnik niczego tak nie cenił jak dobrego topora i dobrego piwa. A w piwie najłatwiej utopić swoje niepewności dotyczące dziwnych indywiduów przybywających do zwykłych wsi i pytających się o mniej zwykłe lokacje. A niezaprzeczalnie taką właśnie lokacją była owiana mgłą tajemnicy kopalnia. Jeszcze pare dni temu do wioski przybył czarodziej Bruno Koler, czy Kohler wypytując o ową kopalnie. Calebowi nie podobały się takie osoby, śmierdziało to jakimś podstępem, intrygą... a zresztą nigdy nie miał zaufania do magów, ktoś kto woli walić jakimiś ogniami czy innymi czarostwami, miast stanąć do uczciwej walki na pewno nie jest godzień zaufania. Z drugiej strony tutejsze chłopstwo nie spoglądało na przybysza gorzej niż na samego najemnika. Krasnolud nie przejmując się tym bardziej wybudził się z zadumy i przyjrzał się osobie wchodzącej do środka. Był to niziołek, szczurołap sądząc po ekwipunku. Postać podeszła do tutejszej gospodyni, niejakiej Fridy, zamienili kilka słów , a następnie szczurołap podszedł do stolika przy, którym siedział jakiś staruszek. Caleb już miał ponownie zatopić się w błogiej nieświadomości, kiedy usłyszał strzępek rozmowy:
-..chodzi pewnie o kopalnie?- rzekł staruszek.
-Właśnie tak. Tylko...- odparł niziołek
Najemnik zainteresowany poprawił Annę przy pasie, odłożył kufel na stolik, wstał i podszedł do stolika rozmówców.
- Przepraszam, że przerywam ale jeśli mnie słuch nie myli to chyba waćpan powiedziałeś coś o kopalni..... |