| Stary wieśniak Rajmund - A to co innego - dziadek obdarzył niziołka swoim bezzębnym uśmiechem. - Wszystko zaczęło się tak...
Nim stary Rajmund na dobre rozpoczął swoją opowieść, do stołu, przy którym siedział wraz z niziołkiem, podszedł czarnobrody krasnolud.
- Przepraszam, że przerywam ale jeśli mnie słuch nie myli, to chyba waćpan powiedziałeś coś o kopalni - stwierdził i przysiadł się do stolika.
- Kopalnie pod Sowią Górą dawno, dawno temu założyły krasnoludy - Rajmund spojrzał na brodacza jakby z uznaniem i pociągnął łyk piwa, niemal połowę lejąc sobie po brodzie. Obtarł się trzęsącą dłonią i kontynuował. - Tak powiadał mi mój dziadek Axelbrand, a on to od swojego słyszał, a ten... pewnie od swojego, ale tego nie wiem na pewno.
- Jedno wam powiem - znów oblał się piwem. - Jakeśmy my, ludzie tutaj przybyli to krasnoludy się wynosiły z Karaz Ghuzmul. A czemu, pytacie. Nie wiem. W całych Górach Środkowych miały swoje kopalnie i forty ale pewnego dnia je opuściły w pośpiechu.Do dzisiaj nikt nie wie czemu. Ale skoro waleczne i odważne krasnoludy krasnoludy uciekały to musiało być coś strasznego. Tak, to było straszne bo jak uciekały to zawaliły kopalnie, sztolnie, szyby i własne domy aby groza na jaką trafiły nie wydostała się na zewnątrz.
- O patrz pan, piwo się mi kończy - wskazał na pusty kufel. Niziołek zamówił kolejne, które Frida zaraz podała. - Oczym to ja...? A, tak! Zawalili wejścia. Co więcej, tak mówili, kapłani ichni miejsca te na wieki przeklęli aby nikt tam nie chodził i licha nie budził. Na nic się to zdało... Rajmund posmutniał i zawiesił głos. - Nasi dziadowie z Behemsdorfu wejście do kopalni w Sowiej Górze znaleźli i odkopali. Nic tam, w środku nie znaleźli, jeno chodniki wodą zalane i jakieś głosy, co ze ścian gadały w obcej mowie. Pewnie po krasnoludzkiemu...
Nikt tam nie chodził, bo i po co? A potem była sławetna bitwa z Chaosem. Mój ojciec Sigrid, niechaj w królestwie Morra na wieki się raduje, świadkiem był jak łowcy czarownic, magowie i poczet rycerzy cały, w góry przez wieś przejechał, coby z plugawymi stworami Chaosu, co się w kopalni zalęgły walczyć.
- Na Sigmara! Chwała im, że w naszej obronie życie oddali! - zakrzyknął i pociągnął spory łyk piwa. Kilku wieśniaków spojrzało zdziwionych w kierunku stolika. - Nikt z nich nie wrócił. Ale i mutanty i stwory Chaosu z gór nie zeszły. Widać, ekspedycja skutek odniosła. A od tego czasu już nikt tam nie chodzi. Jeno ostatnio ten magus przez wieś przejechał, ale i on nie wrócił. Przeklęta kopalnia jest, powiadam wam. Niczego tam nie ma prócz śmierci...
Po tych słowach upił jeszcze łyk piwa i głowa powoli opadła mu na pierś. Zaczął cicho pochrapywać i mruczeć coś pod nosem. Manfred rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu Fridy, skończyło mu się piwo. Zauważył, że opowieści starca przysłuchiwali się też trzej obcy - bretończyk w podniszczonym kaftanie, kislevita z sumiastym wąsem pykający fajkę i ten młody cwaniak, proponujący każdemu partyjkę. Czyżby i oni byli zainteresowani starą kopalnią? Aria, Effendi
Po rozmowie przy ławie zajmowanej przez szlachciankę, zarówno ona jak i młody myśliwy wstali i wyszli z karczmy. Zbliżał się wieczór. Słońce , cały dzień skryte za chmurami teraz pojawiło się na zachodzie i oświetlało wszystko czerwoną poświatą. Ludzie powiadają, że to rozlew krwi wróży. Wiatr wiejący od pokrytych jeszcze śniegiem gór niósł ze sobą nieprzyjemny chłód. Rozmawiając przeszli między zagrodami Dresslerów i Eitzigów, po czym skierowali się na otaczające wieś pola. Panowała cisza, zakłócana tylko szczekaniem któregoś z wioskowych burków.
- Wracajmy do karczmy - powiedziała Aria, otulając się rękoma. - Zimno mi... |