Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2009, 20:03   #8
Seorse
 
Seorse's Avatar
 
Reputacja: 1 Seorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetny
Patrzył na zbliżającą się powoli burzę. Wiedział, że nie uciekną. Zatrzymał wielbłąda.
- STOP! Niech wszyscy mnie posłuchają, nie mamy szans na ucieczkę, wszyscy muszą się schować, rozstawcie namioty i umocnijcie je wszystkim, czym się da. To do roboty.
Ludzie zaczęli się krzątać. Abid dołączył do jednej z grupek, Wziął łopatę i zaczął kopać umocnienia do postawionego już namiotu. W całości oddał się wysiłkowi, wiedział, że niedługo większość, jeśli nie wszyscy z tych ludzi umrą, pochowani piaskami pustyni. Zaczął się modlić nie przerywając pracy. Modlił się do bezosobowej siły wyższej, sam nie wiedział, do kogo… lub, czego.
Dwie godziny później siedział już w namiocie oczekując na najgorsze. Podmuchy wiatru uderzały w ściany namiotu. I wtedy się zaczęło. Szum wiatru zagłuszał wszystko w koło, nie słyszał własnych myśli. Pomodlił się jeszcze raz. Wtedy wiatr wyrwał namiot, a potem porwał jego wyrzucił go wysoko w górę, piasek wchodził do ust, oczu, uszu, nosa, wszędzie gdzie tylko mógł. Nie mógł oddychać. Spróbował nabrać powietrza, ale do buzi dostało mu się tylko więcej piasku. Wiatr rzucił nim o wystającą skałę. Rozpędzony leciał wprost na nią, wiedział, że już nie ma ratunku. Uspokoił się pomyślał o rodzinie, zobaczył obrazy ze swojego życia, nauki matki, przeprowadzanie karawan z ojcem, jego śmierć, zemstę, Elizabeth… Po wspomnieniach przyszedł ból, już nigdy nie zobaczy rodzinny… A potem przyszła ciemność, wszechogarniająca pustka wżerająca się w niego. Wtedy coś zaczęło go uwierać w nogę… umarł, nie powinien nic czuć, spróbował się poruszyć. Ku jego zdziwieniu poczuł całe ciało. Otworzył oczy, ale od razu musiał je zamknąć, bo zobaczył tylko oślepiające światło. Potem usiadł i znów spróbował się rozejrzeć, blask cały czas trwał, ale teraz już mógł swobodnie oglądać nowy świat, – bo z pewnością nie była to pustynia.
Ziemia była czerwona i twarda, wszędzie było pusto. Nie wiedział gdzie jest, I nie miał ochoty się nad tym zastanawiać, żył i to w tej chwili było najważniejsze. Wstał i poszedł przed siebie. Po około godzinie teren zaczął się robić pagórkowaty, z daleka usłyszał cichy szmer. Poszedł w jego stronę. Po wdrapaniu się na wyjątkowo dużą górkę, zobaczył otoczone palisadą miasteczko. Osada tętniła życiem. Szczęśliwy po odnalezieniu cywilizacji ruszył w stronę wioski. Brama była zamknięta, a przy niej stało dwóch strażników. Jeden był rzymskim gladiatorem, ale drugiego nie był w stanie rozpoznać. Był ubrany w zwierzęcą skórę a w dłoni trzymał wysadzaną ćwiekami maczugę.
- Kim jesteś i z jakiej wioski pochodzisz? – Gladiator przemówił do Abida, a ten o dziwo go zrozumiał.
- Przed chwilą umarłem, przynajmniej tak mi się wydawało, możecie mi powiedzieć gdzie jesteśmy. – Spojrzał na miecz wojownika, chciał pokojowo wyjść z tej sytuacji.
- Nowy… posłuchaj mnie jesteś w czyśćcu, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej wejdź do wioski i poproś kogoś o pomoc.- Zastukał w bramę a ta po chwili otworzyła się. – Witamy w Idop.
Stwierdzenie, że znalazł się w czyśćcu wybiło go z rytmu, Elizabeth opowiadała mu o tym miejscu, tutaj dusze odkupywały swoje grzechy. Szczęście po znalezieniu osady ludzi uszło jak z przebitego balona. Wszedł przez otwartą bramę, coraz uważniej rozglądając się wokół siebie. Złapał w tłumie pierwszą lepszą osobę i wypytał o wszystko. Po tym, co usłyszał był załamany. Poszedł do zarządcy miasta, został szybko odprawiony, powiedzieli mu, że jak będzie chciał zajęcia to niech przyjdzie. Na pociechę dostał miecz, choć nie do końca wiedział, po co wziął go. Nie zamierzał walczyć. Potem zaczął pić. Całe dnie siedział w gospodach. Przez 5 lat schodził na dno. Znalazł paru przyjaciół i tylko dzięki nim nie pogrążył się całkowicie. Wyciągnęli go z tej jak mogło się wydawać beznadziejnej sytuacji. Zaczął pracę jako eskorta dla karawan. Poza tym zajmował się pogłębianiem wiedzy. Uwielbiał czytać, na ziemi nie pisano wiele w jego języku, ale tutaj wszyscy pisali w jednym języku, który rozumiało się od razu. Gdy nie pracował, przesiadywał w bibliotece. Choć ksiąg było mało, to wystarczało na jego skromne potrzeby.
Bardzo przeżył pierwsze spotkanie z demonami. Prowadził właśnie swoją pierwszą karawanę, gdy jeden z ludzi krzyknął:
-Nadchodzą! Do broni!- Pochwali do małego pochodu dobiegło pięć diabłów. Zaatakowały bardzo szybko, ledwo zdążył dobyć miecza, jeden z potworów rzucił się na niego, przez chwilę Abid patrzył mu w oczy, a to, co w nich zobaczył przyprawiło go o mdłości. Nie mógł tego przemyśleć, bo poczwara była już przy nim. Ciął poziomo, ucinając jej łeb. Po walce przyjrzał się przeciwnikom. Byli podobni do ludzi, ale bardziej źli i dzicy, co wywarło piętno w ich wyglądzie. Zwymiotował. Po tym zdarzeniu spędził wiele bezsennych nocy.
Przez następne 150 lat oddał się pracy, aż usłyszał o beduińskiej wiosce, wyruszył od razu, sam. Ale gdy dotarł do celu Zobaczył tylko demony, popiół i ciała pobratymców. Rzucił się do walki, ale zatrzymała go zakapturzona kobieta. Zabrała wciąż odchodzącego od zmysłów Abida do Idop. Niedaleko osady pokazała twarz, tak znajomą mimo upływu lat, twarz jego ukochanej, Elizabeth. Po chwili rozpłynęła się w powietrzu. Wierzył, że odkupiła swoje grzechy, ale być może była tylko wytworem oszalałego z rozpaczy umysłu, nie powiedział o niej nikomu. W Beduina wstąpiła nowa nadzieja, zaczął znowu wykonywać swoją pracę jeszcze gorliwiej niż przedtem. Siedział właśnie w karczmie i popijał jabłecznik, gdy na zewnątrz rozległy się krzyki, wybiegł na ulicę. Demony zaatakowały. Pobiegł do baraku i przyłączył do jednego z oddziałów.
Stanęli przed bramą w dwurzędzie. Nie powalczyli za dużo Demony zaszły ich od flanki i wyrżnęły jednego po drugim. Choć Abid bronił się dzielnie. Po uderzeniu w brzuch przez wyjątkowo wyrośniętą bestię padł nieprzytomny z krwawiącą raną na głowie.
 
__________________
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”)
Seorse jest offline