Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2009, 23:25   #6
Jakoob
 
Jakoob's Avatar
 
Reputacja: 1 Jakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwuJakoob jest godny podziwu
Aleam zdążył już odreagować… Był tu ponad sześć miesięcy, a mimo to wspomnienia bliskiej przeszłości nie dawały mu spać. Co noc budził się z wrzaskiem mając przed oczami dwóch postawnych najemników dzierżących w rękach twarde, skórzane bicze. Bicze, którymi on i garstka przyjaciół, byli codziennie katowani. Ale były też inne sny. Anneroth postrzelona w brzuch leży i krzyczy, patrząc z przerażeniem na wypływające bebechy. Posoka wsiąka w żwir; Keel rzucający się w szale na strzelca. Po chwili leży z rozpłataną czaszką, a kawałki mózgu wypływają wprost na trakt, mieszając się z piaskiem. Smak żółci i przetrawionego śniadania. Krew. Ból. Bezradność. Oto, co czuje i widzi 18-sto letni chłopak osaczony przez wrogów. Przeskok w czasie – wczesna wiosna. Przeprawa przez góry. Toren, cały siny, potyka się po raz kolejny i upada. Nie ma siły wstać, leży bezwładnie. Nagle odzywa się dowódca bandy:
- Zostawcie to ścierwo. Widać, że długo nie pożyje. Będzie nas tylko spowalniał, a i tak nie dadzą nam za niego złamanego szlama.
Wszyscy potulnie potakują głowami. Mimo wrodzonej głupoty, doskonale wiedzą na co stać ich szefa.
„Ścierwo” miało zaledwie szesnaście lat.


Tak było co noc. Dopiero jakiś czas temu sny zaczęły przybierać inną formę. Zamiast strachu i lęku, odczuwał nienawiść. Zamiast obrazów martwych przyjaciół, widział twarze najemników. Już nie budził się z łzami w oczach. Teraz wstawał z zaciśniętymi pięściami. Stłamszona do niedawna psychika, kształtowała się na nowo. Może miał na to wpływ fakt, że przebywał z ludźmi o takiej samej doli jak on, często z o wiele gorszą przeszłością. Zadawał się z zabójcami, gwałcicielami i złodziejami, którzy doskonale rozumieli jego los. Rady doświadczonych, starszych od niego, były bardzo pomocne. Może to, że pierwszy raz od dłuższego czasu mógł spać w suchym miejscu, zjeść tyle, aby nie czuć głodu i napić się, kiedy była potrzeba. Nie tylko wody. Czasami w obiegu funkcjonowała gorzała. Paskudna i szara w kolorze, w dodatku trzeba było za nią płacić, ale moc posiadała.
Po przybyciu do Pleven, Aleam nie miał ochoty na jakikolwiek przejaw buntu, nie mówiąc już o ucieczce. Wykonywał wszystko tak, jak mu polecono. Nie szemrał, nie mruczał. Dzięki temu dostawał lżejsze prace, a do karania zawsze było wielu chętnych. Sztygarzy nie zwracali na niego uwagi. Wiedzieli, że nie będzie robił problemów. Zawsze przemykał niczym cień. Był w tym dobry od urodzenia.

***

Punktem kulminacyjnym była publiczna egzekucja. Sam obraz okrucieństwa nie powodował u niego skurczy żołądka. Napatrzył się przez swoje życie na gorsze sceny. Jednak ofiara tego niedoszłego uciekiniera uświadomiła mu, że albo spędzi tu kilka dekad swojego nędznego życia, pewnikiem ginąc zapomniany na dnie kopalni, albo wyjdzie stąd i spieprzy daleko od wszystkich problemów. Jak na ironię, to właśnie jego sztygar musiał zesłać do kopalni, aby wypalał gazy. Co prawda nastąpił już wybuch, więc stężenie nie powinno być aż tak niebezpieczne, ale… Wolał nie myśleć, co może się stać. A zapowiadał się taki łagodny dzień. Spojrzał jeszcze na Erengardczyka, łudząc się nadzieją protestu, ale on tylko wzruszył ramionami. Dobrze jest mieć przyjaciół obok siebie…

Wziął blaszane wiadro z łatwopalną cieczą i prosty kij owinięty szmatą. Na chwilę ujrzał odbicie swojej twarzy w smolistej substancji… bardzo jasna cera i duże, niebieskie oczy odbijały się bardzo wyraźnie w świetle lampy. Z twarzy poznikała większość siniaków i niewielkich blizn. Reszta, rozmazana falami, tworzyła śmieszną kompozycję. Kto wie? Może to ostanie odbicie w jego krótkim życiu? Westchnął w duchu i pewnie pomodliłby się, gdyby tylko miał do kogo. Podniósł jedną z wolnych lamp i nie spiesząc się, zaczął zagłębiać się coraz niżej i niżej. Nie widząc za sobą olbrzyma, przytknął namoczone szmaty do płomienia. Ogień rozbłysł. Uwydatniły się wszystkie szczegóły kopalni. Twarde, ostre rysy ścian podparte solidnymi, drewnianymi balami. Większość z nich stoi tu od dawna, są zbutwiałe i przeżarte przez korniki, ale ciągle spełniają swoją rolę.Gdzieniegdzie wisiały lampy i najgorszej jakości świece podtrzymujące resztki światła. Zwolnił nieco kroku. Szukał wzrokiem miejsc, w których zbierają się gazy. Gdy zauważył kilka, przystawiał płonący kij, po czym następowało niegroźne spalenie z charakterystycznym dźwiękiem. Miał dzisiaj szczęście. Schodził coraz głębiej. Nie wiedział ile czasu minęło, podróżując samemu ciasnym i ciemnym korytarzem ciężko jest liczyć cokolwiek. Zresztą, po co niby ma to robić?

Najpierw poczuł swąd spalonej skóry, potem zobaczył słaby blask lampy. Jego oczom ukazał się wysoki, szczupły facet. Jego twarz, krótkie włosy i ubranie były całe zapylone. Z lampą w jednej ręce i z pochodnią w drugiej, podszedł do mężczyzny:

- Nic Ci się nie stało? Wszystko w porządku?

Emesto spojrzał na niego bez większego zaciekawienia i odkaszlnął.
-Tak ja jestem cały, czego nie można powiedziec o niej - ręką wskazał na wystająca spod gruzów nogę.

- Myślisz, że jest sens próbować ją odkopać?

- Nie, raczej nie. Nie zamierzam tego ruszac o ile wyraźnie nie każą mi tego zrobić. Cholera wie, czy nie zawaliłoby się to nam na łby. Przy okazji, nie przysłano cię, żeby nam ewentualnie pomóc, tylko żebyś dalej wypalał gazy, prawda? - spojrzenie męzczyzny powędrowało do trzymanego przez Aleama wiadra.

- Sztygar wspomniał coś o sprawdzeniu co z wami.Miałem wypalać to gówno, ale skoro przejście się zawaliło i jest niestabilne... Jesteś pewny, że nie potrzebujesz pomocy? - spytał Aleam z ledwo wyczuwalną nadzieją w głosie.

- Tak łatwo się nie wywiniesz od tego - cichy śmiech rozległ się po korytarzu - Ja zresztą też nie. Przejście może i jest zablokowane, ale nie trzeba będzie wiele pracy by je oczyścić. Inna sprawa, że nie mam zamiaru sam tego robić. Idziemy do sztygara niech wyznaczy ludzi do odgruzowania, nas pewnie też do tego wyznaczą. - krzywy uśmiech zagościł na jego twarzy.
 
__________________
gg: 8688125

A po godzinach, coś do poczytania: [nie wolno linków w podpisie, phi]
Jakoob jest offline