Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2009, 11:32   #9
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Valdred Gotrij

Każdy poranek wydawał się powolną torturą dla młodego najemnika. Nic tak nie burzyło jego krwi jak widok wstającego słońca, powoli ogrzewającego zmarzniętą ziemie. Widok, który za kilka chwil musiał zamienić w brudną rzeczywistość ciasnych korytarzy kopalni. Zapach świeżego powiewu, w stęchły, zastały odór potu i pyłu.
Codziennie rano Valdred wystawiał twarz na słońce grzejąc policzki choć przez chwile w promieniach brzasku, rozluźniał i kurczył dłonie z nadzieją, że choć trochę je rozrusza nim znów chwyci kilof. Zawsze w poranki snuł plany wyrwania się z tej parszywej sytuacji, aż do dziś...

Wyraz niemej wściekłości mieszający się z obrzydzeniem i strachem tężał na twarzy młodzika. Zaciskając pięści w kułak spuścił i nieznacznie odwrócił głowę od ponurego widowiska. Mężczyzna nawlekany na pal jęczał i charczał, umierając w męczarniach. Choć widok rozerwanych członków, krwi i wnętrzności nie był obcy Gotrijowi, to jednak nie mógł znieść tej powolnej tortury. Po prostu nie mógł tego zrozumieć, nie mogli go po prostu powiesić do cholery, żaden zwykły człowiek nie zasługiwał na taki los. Taka tortura byłą dobra dla heretyków skażonych Chaosem, dla zwierzoludzi czy mutantów. Plugawcy zasługiwali na cierpienie. Ale nie ludzie. Choć czasem krzyki palonych na stosie wiedź prześladowały go po nocach, to jednak wierzył, że robi to na chwałę Ulryka i ku większemu dobru ludzkości. Ten masakryczny spektakl jednak nie miał nic wspólnego z herezją. Był zwykłym, parszywym okrucieństwem i tępym przejawem władzy. Chcieli go złamać, jego i innych wzbudzić w nim strach...

Uniósł głowę do góry przypominając sobie karmazynowe warkocze krwi ciągnące się za odcinaną od korpusu głową chłopa z Middlandu, którego wieś ratowali przed zwierzoludźmi. Wracał do widoku psów targających ciała napadniętych przez mutanty wsi; krwawych pozostałości mrocznych rytuałów.

Kiedyś mu to przeszkadzało, teraz znajdował w tym ukojenie. Tamta przemoc miała większy sens. Była po prostu odwetem za zwierzęcą naturę chaosu. Tam przy boku ojca zło było złem a dobro dobrem, aż do chwili, gdy stary Gotrij wzniósł rękę na swoje dziecko...

Zdrętwiały maszerował wraz z innymi więźniami w stronę kopalni. Początkowo nie zwrócił uwagi na drobną dziewczynę, którą wepchniętą siło do ich grupki. Pochłonięty myślami o rodzinie, o chęci ucieczki, ale i strachu przed strasznym bólem jaki towarzyszył nawlekaniu na pal szedł patrząc tylko pod nogi. Kategorycznie wolał zginać od broni, dzierżąc własną w umierającej dłoni. Bezwiednie ściskał brudny medalion w kształcie głowy wilka, który dyndał mu na szyi. Jedyna rzecz, której mu nie zabrali, prócz przyodziewku. Choć skórzane buty i takież spodnie, które na ogół nosili tileańscy najemni żołdacy, dobrze spisywały się praktycznie w każdych warunkach, tak lniana koszula, rwała się już w kilku miejscach i śmierdziała niemiłosiernie. Mimo młodego wieku Valdred uważa, że jest raczej dobrze zbudowany, choć wzrostu był średniego. Ogorzała od podróży twarz wciąż otrzymywała butny wyraz w zielonych oczach. Był zły, ze nie może nawet przyciąć kudlącej się na głowie ciemnej blond czupryny i rosnącej nieregularnie brody. Nie miał po prostu na to sił.

Pocierając bliznę dzieląca nie równo lewą brew spojrzał na młódkę, która niepewnie kroczyła za nimi. Jego złość narastała jeszcze bardziej. Nie mógł zrozumieć jak te padalce mogły dołączyć do tak ciężkiej harówki takie dziecko. W miarę jednak jak jej się przyglądał, choć próbowała kryć oblicze pod brudną chustą, jej twarz, jej ruchy zdawały się być znajome. Nie mógł być jednak pewien, w nikłym świetle sztolni, pobudzony wspomnieniami o rodzinie, mógł po prostu sam sobie porównywać dziewczynę do swojej siostry. Ale przecież, skąd ona...jej dar. Na Urlyka odkryli jej dar...

Szybko odwrócił twarz. Czuł jak strach ścina mu krew w żyłach. Zabiją ją, chcą ją wykończyć dołączając do jego ekipy, a przecież dopiero ja odnalazł. Myśli jak szalony ptak tłukły się po klatce jego brudnej łepetyny.

Nabrał powietrza w płuca. Najpierw musiał w ogóle upewnić się, że to ona. Zrobi to jak tylko dojdą do pokładów rudy. Potem opracują jakiś plan, przetrwają tu wspólnie i uciekną. Snuł gorączkowe wizje wolności. Musiał ją chronić, byłą jego nadzieją, razem dadzą sobie radę...

W zapomnienie uleciały wizje mężczyzny nawlekanego na pal...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 22-08-2009 o 11:42.
Nightcrawler jest offline