Władimir Putin siedział właśnie w swoim gabinecie na Kremlu i w skupieniu przeglądał prasę. Słońce za oknem schowało się za horyzontem, oświetlając jego biurko upiorną czerwienią. Władimir sięgnął ręką po manierkę i łyknął solidnie. Westchnął. Myśli zaczęły się z miejsca rozjaśniać, a jego mózg wskakiwał powoli na wyższe obroty.
- Niech cholera strzeli tych Polaczków - westchnął dobrodusznie Putin, patrząc na stronę "Ruskich Izwiestni" na której polska demonstracja paliła kukłę prezydenta Rosji - A Dmitrijowi się należy, job' jego mat' - tu premier Rosji zadumał się nad sensem istnienia.
W tym też momencie, czarny telefon, służący do tej pory za ozdobę na jego zdobionym biurku, upadł z hukiem na podłogę.
Władimir wyjrzał ostrożnie zza sterty gazet. Ze słuchawki telefonu wypełzała jakaś czarna maź, powoli formując się w postać.
- Oż gowniak... - jęknął Putin, patrząc na rosłego murzyna który wyrósł przed jego biurkiem - Ktoś ty?!
Drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem. Do środka wpadł Czerwony Wojownik i szybkim gestem zdarł z głowy maskę. Pod spodem ukazało się łyse oblicze Władimira Ilijicza Lenina (patrz strona pierwsza psychodelicznych warsztatów).
- Nie mów, Barak, ja powiem! - krzyknął Włodzimierz Ilijicz, napawając się chwilą zwycięstwa. Brakowało tylko jakiejś orkiestry, żeby odegrała tryumfalnie jakiś fragment "Międzynarodówki".
- Lenin?! - wrzasnął Władimir - Jakim cudem?! Przecież Ci kołek w serce wbiliśmy!
- Aha-ha! - zaśmiał się Lenin, odsłaniając pod trykotem pancerną kamizelkę - Kamizelka kołkoodporna! Wy myśleliście, że co, wodza rewolucji to tak możecie jak byle wampira?! A takiego! - tu pokazał międzynarodowy gest, uznany powszechnie za obraźliwy.
- A ten tutaj, to kto?!
- To jest nasz nowy Czarny Wojownik! Barak Obama!
- Zmiana! Każdy może się zmienić! - krzyknął zaanonsowany, utracił murzyńskie kształty i zamienił się w gustowny, fajansowy wazonik.
- No nic tylko powinszować - mruknął Putin - Z taką ekipą, możesz sięgnąć po świat...
- Nie kpij śmiertelniku! - zagrzmiał wazonik, przemieniając się z powrotem w prezydenta USA - Zmiana! Zmień się Putinie! - z palców Baraka wystrzeliła kolorowa energia, dosięgając klaty Władimira. Ten wierzgnął, jęknął i zamienił się w zieloną ropuchę.
- Zmiana! Każdy może się zmienić!
- Chyba chciałeś powiedzieć: drobne, żebraku - w drzwiach stanęła postać, spowita mgłą. Postać ubrana była w czarną pelerynę, a jej głowę zdobił równie czarny kapelusz z szerokim rondem.
- Wredna, kapitalistyczna świnia! - krzyknął Barak - Zmień się!
Energia, wypuszczona przez Obamę odbiła się od ostrza szpady przybysza. Zaatakowany, sięgnął po kulisty przedmiot wiszący mu u pasa, po czym wyciągnął go w kierunku Baraka.
- Obama, wracaj! - krzyknął przybysz, wydając polecenie pokeballowi. Barak walczył ze wszystkich sił, lecz nie mógł przezwyciężyć wszechogarniającej go siły Pokemon. Zamajtał nóżkami i po chwili, z głuchym cmoknięciem, znalazł się we wnętrzu zmyślnego urządzenia.
Putin zaś w mgnieniu oka odzyskał swoje dawne kształty i zdumionym wzrokiem rozglądał się po pobojowisku.
Przybysz podszedł do struchlałego Lenina i wyrysował mu szpadą zgrabne "Z" na trykocie. Następnie zwrócił się do Władimira.
- Proszę wybaczyć don Putin. Jestem Zorro, Lis z Los Angeles. A ten - tu wskazał ręką na pokeball - uciekł nam ostatnio z jednej z naszych plantacji. Jak widzę, trochę tu namieszał; dobrze, że udało mi się go wreszcie namierzyć...
Gość przerwał na chwilę, spodziewając się, że Putin zechce podziękować. Premier był jednak zbyt zaskoczony obrotem sytuacji, żeby wezwać przyboczną gwardię KGB i kazać wszystkich rozstrzelać. Zamiast tego gapił się głupkowato przenosząc wzrok to na Lenina, to na Zorra.
- No to w takim razie lecę, don Putin. Hasta luego!
Zorro schował Pokeball za pazuchę, po czym nacisnął swój steampunkowy zegarek. W ścianie gabinetu na Kremlu utworzył się portal. Zanim Putin zdążył się zorientować, gość w czarnej pelerynie bezpowrotnie zniknął, zostawiając za sobą tylko dość nieprzyjemny zapach siarki i rozgrzanych gumofilców.
- A niech tam - Putin machnął ręką, zdając sobie sprawę, że stracił okazję na przeprowadzenie pokazowej egzekucji - Ale z tobą policzę się osobiście! - rzekł, zbliżając się powoli do Lenina.
Biedny Władimir Ilijicz, dzwoniąc złotymi zębami, schował się w kącie gabinetu, czekając na nieuniknioną karę...
I obrazek: