Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2009, 19:56   #10
Rode
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Rode nie jest za bardzo znanyRode nie jest za bardzo znany
Rod zbudził się z bólem w plecach. Przewrócił się na bok i podparłszy się mieczem, który o dziwo wciąż trzymał mocno w dłoni, wstał. Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu. Niektóre ściany były nadpalone, na podłodze leżały zgniłe jabłka i ulęgałki. Wylądował w wioskowym spichlerzu. Rycerz dopiero teraz ujrzał osobę siedzącą w kącie - obryzganego krwią gladiatora Corneliusa Fimusa. Znał go przelotnie, rzadko rozmawiali. Wojownik wstał i skinął głową co mogło oznaczać: "Nareszcie się ocknąłeś". W tym momencie szpitalnik przypomniał sobie jak ktoś odciągnął go półprzytomnego z pola bitwy.
- Dzięki - wychrypiał po czym schował miecz do pochwy, zdjął hełm i zatopił zęby w jabłku by zaspokoić pragnienie, które paliło mu gardło. - Jak jest na zewnątrz?
Gladiator pokręcił głową. Nie był zbyt rozmowny. Może przygryzł sobie język z bólu spowodowanego jakąś raną. A może po prostu nie miał ochoty na pogawędki przez to, co zobaczył na placu.
Enkerbrand ostrożnie pchnął drzwi chaty by wyjrzeć na zewnątrz. Uderzył go odór rozkładających się ciał i spalenizny. Na ziemi leżało mnóstwo ciał: ludzi i potworów. Domy strawił ogień. Z palisady ostało się zaledwie parę przekrzywionych bali. Przekonawszy się, że bestie zbiegły z wioski, a raczej jej zgliszcz, z dłonią na rękojeści, wyszedł.
- Niezłe pobojowisko - mruknął pod nosem i ruszył przed siebie, uważając by nie potknąć się o ciała. Nieopodal usłyszał jęk. Ruszył w tamtą stronę. Owe jęki wydawała młoda kobieta, w skórzanej kurtce i spodniach. Nad biodrem widział zaschniętą plamę krwi. Obok niej leżała dubeltówka - broń palna, której działanie Rod poznał dopiero niedawno. Po chwili przypomniał sobie jej imię - Vanessa. Kobieta dygotała z zimna i skrzywiła się gdy rycerz przewrócił ją na plecy. Enkerbrand spędził 10 lat w Ziemi Świętej, w Zakonie Szpitalników. Bardziej jednak znał się na wojaczce niż na leczeniu i opiekowaniu się rannymi. W Czyśćcu nie rosły zioła lecznicze, tylko cholerne jabłka! Nie mając lepszego pomysłu, przewiesił strzelbę łowczyni przez plecy, a ją samą wziął na ramiona i zaniósł w bezpieczniejsze miejsce. Po drodze ujrzał następnych rannych potrzebujących pomocy, w tym jego dobrego znajomego pirata Williama Torcha oraz Araba o trudnym do powtórzenia nazwisku. Zza chat zaczęli wychodzić pozostali ocalali z rzezi. Rod kazał jednemu z pachołków starszego wioski rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu pozostałych obrońców, dezerterów lub ewentualnej pomocy z Degnoss.
Rannych prowizorycznie opatrzono. Nie trzeba było ukrócać mąk konającym - Ci, którzy nie polegli od razu, zdążyli się już wykrwawić na śmierć. Po wiosce włóczyło się bez celu dwa tuziny ludzi. Wyraz każdego z nich świadczył o głębokim przygnębieniu.
Po pewnym czasie znaleziono Pabla. Odważnego, walecznego i dumnego Pabla, chlubę Czyśćca, wzór do naśladowania. Teraz twarz wykrzywioną miał w grymasie bólu, a jego płaszcz był brudny od pyłu i krwi. Rod prychnął na ten widok i siedział dalej na jedynej ocalałej ławce z Williamem Torchem, który co chwila powtarzał, że takiej rzezi nawet on nigdy nikomu nie zgotował. Pablo wspiął się szkielet dawnej siedziby starszego wioski i zaczął przemawiać do tłumu. Gdy skończył, ludzie od razu zaczęli między sobą głośno rozmawiać.
- Cóż za pompatyczna gadka - powiedział na głos rycerz.
Pirat pociągnął łyk jabola, zawarczał pod nosem co podczas picia oznaczało zgodę.

Zebrano żywność, broń, narzędzia i ubrania. Wszyscy ocaleli z bitwy ruszyli za Pablem. W końcu co innego im pozostawało? Samotna wędrówka przez Czyściec była niebezpieczna. Enkerbrand czuł jednak, że gdy dotrą do miasta, może uda im się zorganizować kontratak. Lecz rozmowa z Pablem spełzła na niczym.

Po kilku godzinach marszu dotarli do bram Degnoss. Część ludzi odetchnęła z ulgą widząc, że miasto stoi całe. Po krótkich negocjacjach Pabla ze strażnikiem, tłum wszedł do zatłoczonego już miasta. Szpitalnik zaczął kręcić się po rynku, oglądając broń na targu. Kwadrans potem ujrzał ogień w oknach domu przywódcy tutejszej ludności. Gdy tylko zbliżył się do budynku, drzwi otworzyły się gwałtownie i z przedsionka wypadł Pablo z kuszą w ręku. Zaraz za nim korytarzem zaczął przeciskać się skrzydlaty demon. Ział ogniem z nozdrzy machając przy tym pazurami. Cywile natychmiast wpadli w panikę. Rod chwycił topór oparty o ścianę, zamachnął się i rąbnął z całej siły demona w grubą łapę, którą chwilę wcześniej wyrwał drzwi. Ostrze, po zetknięciu z ciałem piekielnej istoty, momentalnie zaczęło się topić a trzonek węglić. Dopiero teraz potwór zauważył rycerza. Rod szybko odrzucił bezużyteczną już broń i schował się za niskim murkiem, dzięki czemu uniknął spalenia żywcem.
 

Ostatnio edytowane przez Rode : 29-08-2009 o 20:06.
Rode jest offline