Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2009, 17:18   #4
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Waterdeep… miasto nieskończonych możliwości… zarówno tych pozytywnych jak bogactwo, jak i tych negatywnych jak bieda czy nawet śmierć. W Mieście Wspaniałości życie nigdy nie jest nudne. Skuszony historiami kupców, księgami i relacjami podróżników tu też udał się Teuivae'Vaelahr Nantar. Z braku pieniędzy wstąpił w szeregi niewielkiej gildii poszukiwaczy przygód. Misje zwykle wykonywał poza miastem – używanie magii bez przynależności do lokalnej gildii magów było wzbronione. Elfowi nie podobała się perspektywa bycia pachołkiem gildii, płacenia za możliwość korzystania z umiejętności, na które wydało się wiele potu, krwi i złota. Oczywiście każdą regułę można obejść… i elfi czarodziej doskonale zdawał sobie sprawę z owych kruczków prawnych. Nie mniej wolał nie narażać się bez potrzeby.

Elf był wysoki, szczupły jak przystało na członka pięknego ludu. Urodę posiadał jednak typowo kobiecą, także w pierwszej chwili można by go pomylić z elfką. Nosił fioletowo-czarną szatę, zdobioną elfami motywami i runami. Przy pasie miał dwie sakiewki i sztylet, które jednak były schowane pod szatą, aby nie prowokować złodziei. Wyglądał na księżycowego elfa – bladoniebieska skóra, czarne włosy i niebieskie oczy – ale było w nim coś jeszcze, coś co sprawiało, że kolory stawały się głębsze i jakby… mroczniejsze…

„Dalekie Spojrzenie” miało być tawerną, gdzie Teuivae’Vaelahr miał otrzymać kolejne zadanie. Była to zlecenie indywidualne, gildia nie miała z tym nic wspólnego. Wydawało się to mu nieco podejrzane, ale nigdy nie odrzucał zleconej mu misji jeśli w grę wchodziły duże pieniądze – i nierzadko duże ryzyko przy tym. Wysłannik wyjawił im cel ich misji i ogólne informacje jakie są im potrzebne do kolejnej fazy zlecenia. Przez cały ten czas elf milczał i słuchał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, co najwyżej w jego niebieskich oczach można było usłyszeć melancholijny śpiew. Wtedy jednak zleceniodawca kazał im odstawić scenę i odejść oburzonymi. Gniew nie należał do repertuaru uczuć elfa, których używał zbyt często. Więc skwitował krzyki zleceniodawcy, chłodny, obojętnym wzrokiem. Obrócił się tyłem do człowieka i rzekł:

-Żegnaj więc… ty który kroczysz ścieżkami głupców, ty który głupcem wśród… - zrobił małą pazuę, aby wzmocnić dramatyzm -głupców. – elf uważał, że zwyczajny sposób mówienia jest nudny, mało wyrafinowany. Wolał mówić… bardziej poetycko, ćwiczył tak umysł… cóż z tego, że niektórzy uważają go za szaleńca…

Wyszli wszyscy razem, lecz on i może inni co inteligentniejsi rozeszli się. Agent zaznaczył dość mocno, że nie chce przyciągać uwagi, a to, że razem idą w tym samym kierunku, nieznani sobie, po rzekomej odmowie zleceniodawcy – mogło się wydać podejrzane. Zamiast tego Teuivae’Vaelahr ruszył w innym kierunku, innymi uliczkami.

W jednej z nich dołączył do niego z ciemności jego wierny Chowaniec Vraidem. Był on psem, choć nietypowym, który został z nim magicznie połączony jeszcze w ojczyźnie czarodzieja. Nie wyglądał na typowego psa, a jego czarne, głębokie oczy posiadały inteligencję i doświadczenie, które przekraczały te posiadane przez zwykłe chowańce, tak jakby posiadał je jeszcze przed przemianą. Jego futro było srebrno- czarne, a pysk przypominał nieco wilka, lecz zdecydowanie był psi.

Dotarli na miejsce w tym samym momencie co inni. Przywitał ich kapłan Gonda i pijana gnomka – fakt, który mimo wszystko elf postanowił zignorować. Towar, który mieli przenieść okazał się być… czymś… jakimś urządzeniem, elf nie był pewny co to takiego, a był dość ciekawskim facetem… zanim jednak zdołał zapytać, najpierw zastanawiając się przez chwilę nad przeznaczeniem towaru, ludzka kobieta zwąca siebie Sabrie odezwała się i przedstawiła swoje stanowisko i możliwości jakie mogli wykorzystać przy wywiezieniu towaru poza miasto.

- Jestem Teuivae’Vaelahr Nantar, cień podążający w księżycowej łunie ku przeznaczeniu, Vendui’.- przedstawił się i pozdrowił po elfiemu zgromadzonych.

- W świetle dnia, jak i w blasku nocy – nie znam pieśni kłamstw i ułudy, nie potrafię zagrać na harfie splotu tych nut. – odparł z obojętnym uśmiechem elf. - Morskie oko, które czai się w ciemności, ci którzy wielbią imię swego pana – Gildia Xanathara w dokach czaić się może, strach orężem ostrzejszym niż złoto, życiem komuś mogą zagrozić. A wtedy blask, którym obdarzysz strażnika swych sekretów – upoi się mrokiem prawdy.

-Ląd, woda, powietrze – to nie jedyna droga, nie jedyny szlak. Istnieją drogi bardziej kręte, drogi niebezpieczniejsze. W mroku się schować możemy, ukryć przed wzrokiem gapiów, przez mrok przejdziemy. Lecz drogi te kręte, magia przez miasto zakazana, stwory się czają tam przeklęte – mogą nas szukać i znaleźć jeśli szybko nie uciekniemy - a uciec szybko nie możemy. Odświeżyć umysł bym musiał gdy plan cieni odwiedzimy - by znowu wśród tęczy świata biegać.

-Wybacz ciekawość, urocze stworzenie- odezwał się do gnomki - Ale cóż to za machinę ze sobą wieziemy?
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 01-09-2009 o 17:30.
Qumi jest offline