Waterdeep… miasto nieskończonych możliwości… zarówno tych pozytywnych jak bogactwo, jak i tych negatywnych jak bieda czy nawet śmierć. W Mieście Wspaniałości życie nigdy nie jest nudne. Skuszony historiami kupców, księgami i relacjami podróżników tu też udał się
Teuivae'Vaelahr Nantar. Z braku pieniędzy wstąpił w szeregi niewielkiej gildii poszukiwaczy przygód. Misje zwykle wykonywał poza miastem – używanie magii bez przynależności do lokalnej gildii magów było wzbronione. Elfowi nie podobała się perspektywa bycia pachołkiem gildii, płacenia za możliwość korzystania z umiejętności, na które wydało się wiele potu, krwi i złota. Oczywiście każdą regułę można obejść… i elfi czarodziej doskonale zdawał sobie sprawę z owych kruczków prawnych. Nie mniej wolał nie narażać się bez potrzeby.
Elf był wysoki, szczupły jak przystało na członka pięknego ludu. Urodę posiadał jednak typowo kobiecą, także w pierwszej chwili można by go pomylić z elfką. Nosił fioletowo-czarną szatę, zdobioną elfami motywami i runami. Przy pasie miał dwie sakiewki i sztylet, które jednak były schowane pod szatą, aby nie prowokować złodziei. Wyglądał na księżycowego elfa – bladoniebieska skóra, czarne włosy i niebieskie oczy – ale było w nim coś jeszcze, coś co sprawiało, że kolory stawały się głębsze i jakby… mroczniejsze…
„Dalekie Spojrzenie” miało być tawerną, gdzie
Teuivae’Vaelahr miał otrzymać kolejne zadanie. Była to zlecenie indywidualne, gildia nie miała z tym nic wspólnego. Wydawało się to mu nieco podejrzane, ale nigdy nie odrzucał zleconej mu misji jeśli w grę wchodziły duże pieniądze – i nierzadko duże ryzyko przy tym. Wysłannik wyjawił im cel ich misji i ogólne informacje jakie są im potrzebne do kolejnej fazy zlecenia. Przez cały ten czas elf milczał i słuchał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, co najwyżej w jego niebieskich oczach można było usłyszeć melancholijny śpiew. Wtedy jednak zleceniodawca kazał im odstawić scenę i odejść oburzonymi. Gniew nie należał do repertuaru uczuć elfa, których używał zbyt często. Więc skwitował krzyki zleceniodawcy, chłodny, obojętnym wzrokiem. Obrócił się tyłem do człowieka i rzekł:
-Żegnaj więc… ty który kroczysz ścieżkami głupców, ty który głupcem wśród… - zrobił małą pazuę, aby wzmocnić dramatyzm
-głupców. – elf uważał, że zwyczajny sposób mówienia jest nudny, mało wyrafinowany. Wolał mówić… bardziej poetycko, ćwiczył tak umysł… cóż z tego, że niektórzy uważają go za szaleńca…
Wyszli wszyscy razem, lecz on i może inni co inteligentniejsi rozeszli się. Agent zaznaczył dość mocno, że nie chce przyciągać uwagi, a to, że razem idą w tym samym kierunku, nieznani sobie, po rzekomej odmowie zleceniodawcy – mogło się wydać podejrzane. Zamiast tego
Teuivae’Vaelahr ruszył w innym kierunku, innymi uliczkami.
W jednej z nich dołączył do niego z ciemności jego wierny Chowaniec
Vraidem. Był on psem, choć nietypowym, który został z nim magicznie połączony jeszcze w ojczyźnie czarodzieja. Nie wyglądał na typowego psa, a jego czarne, głębokie oczy posiadały inteligencję i doświadczenie, które przekraczały te posiadane przez zwykłe chowańce, tak jakby posiadał je jeszcze przed przemianą. Jego futro było srebrno- czarne, a pysk przypominał nieco wilka, lecz zdecydowanie był psi.
Dotarli na miejsce w tym samym momencie co inni. Przywitał ich kapłan Gonda i pijana gnomka – fakt, który mimo wszystko elf postanowił zignorować. Towar, który mieli przenieść okazał się być… czymś… jakimś urządzeniem, elf nie był pewny co to takiego, a był dość ciekawskim facetem… zanim jednak zdołał zapytać, najpierw zastanawiając się przez chwilę nad przeznaczeniem towaru, ludzka kobieta zwąca siebie
Sabrie odezwała się i przedstawiła swoje stanowisko i możliwości jakie mogli wykorzystać przy wywiezieniu towaru poza miasto.
-
Jestem Teuivae’Vaelahr Nantar, cień podążający w księżycowej łunie ku przeznaczeniu, Vendui’.- przedstawił się i pozdrowił po elfiemu zgromadzonych.
-
W świetle dnia, jak i w blasku nocy – nie znam pieśni kłamstw i ułudy, nie potrafię zagrać na harfie splotu tych nut. – odparł z obojętnym uśmiechem elf.
- Morskie oko, które czai się w ciemności, ci którzy wielbią imię swego pana – Gildia Xanathara w dokach czaić się może, strach orężem ostrzejszym niż złoto, życiem komuś mogą zagrozić. A wtedy blask, którym obdarzysz strażnika swych sekretów – upoi się mrokiem prawdy.
-
Ląd, woda, powietrze – to nie jedyna droga, nie jedyny szlak. Istnieją drogi bardziej kręte, drogi niebezpieczniejsze. W mroku się schować możemy, ukryć przed wzrokiem gapiów, przez mrok przejdziemy. Lecz drogi te kręte, magia przez miasto zakazana, stwory się czają tam przeklęte – mogą nas szukać i znaleźć jeśli szybko nie uciekniemy - a uciec szybko nie możemy. Odświeżyć umysł bym musiał gdy plan cieni odwiedzimy - by znowu wśród tęczy świata biegać.
-
Wybacz ciekawość, urocze stworzenie- odezwał się do gnomki
- Ale cóż to za machinę ze sobą wieziemy?