Reputacja: 1 | Świdrujący dźwięk pierdolonego budzika wwiercał się w czaszkę jak pneumatyczny młot, którego operator postanowił podkurwić przynajmniej jedno osiedle na raz. Ciężka, zaspana ręka Thomsona trafiła go bezbłędnie, ale cholerny dźwięk nawet nie przycichł. Spróbował jeszcze raz, zrzucając kilka innych rzeczy. Usiadł nagle. -Kurwa.
Dni, które się tak zaczynały, nigdy nie były dobre. Dobijał już do czterdziestki, a jedyne czego się dorobił, to ten pełen brudu dom, który łaskawie zostawiła jego żona, gdy spierdalała z kochankiem. Odebrał telefon, a po rozmowie był jeszcze bardziej wkurwiony, niż przed nią. Nienawidził swojej roboty, nie od chwili, gdy go odsunęli i kazali siedzieć przy biurku. Nienawidził też, gdy udawali, że jest do czegoś potrzebny, tak jak teraz.
Wstał, nie zamierzając się zbytnio spieszyć. Kilka ładnych lat nie działo się tu nic krytycznego, co miało zdarzyć się teraz? Pewnie jakiś idiota nie dotarł do roboty. Wyprostował się i przyciągnął. Nie wyglądał jeszcze źle, chociaż nie mierzył więcej niż 180 centymetrów, a kiedyś codziennie trenowane mięśnie teraz się zapuszczały a zamiast nich pojawił się lekki brzuszek. Zarośnięta lekko morda nie poprawiała wizerunku, a stare, pomięte ubranie niszczyły go już zupełnie. Thomson miał to w dupie, tak jak zresztą wszystko inne. Męczył go kac, a na dodatek podejrzewał, że miał we krwi za dużą dawkę alkoholu. To też miał w dupie.
Wpakował się do wozu, odpalając silnik i jednocześnie wkładając sobie peta do ust. Kolejna z jego licznych zalet. Na szczęście gliny miały dziś wyraźnie jakiś większy problem, więc nikt ani nic mu dupy nie zawracało podczas jazdy. Pomijając kierowców, korki i całą resztę bzdur. I znalezienie miejsca przy komisariacie. Cudowny, kurwa, dzień.
Usiadł przy biurku i ledwo zdążył wysłuchać wieści, gdy pojawił się idiota i zrzucił na niego swoją robotę. W normalny dzień opieprzył by po prostu sierżanta i wywalił kobiety z tego pokoju na zbity pysk. Ale teraz był grzecznym pieskiem, którymi musi merdać ogonem. Wątpił, by gdzieś indziej dano mu robotę. Zdjął marynarkę, wieszając ją na krześle. Tamte szybko przeszły do rzeczy, zarzucając się oskarżeniami. Na dodatek tak miał wyglądać cały dzień, co jeszcze bardziej podnosiło mu ciśnienie. Plus był taki, że dwie z nich były niezłe. Spojrzał na tę pierwszą, zmuszając się do zachowania spokojnej i znudzonej miny. Przyjrzał się formularzom. Ostatni raz widział te karteluszki jakieś dziesięć lat temu. Wyciągnął jedną, nawet nie wiedział czy je prawidłowa i podsunął ją pierwszej awanturniczce. -Proszę to wypełnić. Obawiam się, że wzajemne oskarżenia nic nie pomogą. Była już u nas pani kilka razy, prawda?
Niespodziewanie uśmiechnął się krzywo do tej krzykliwej. Takie jak ona łatwo było rozgryźć, był pewien, że sama wlazła pod samochód, by zgarnąć kasę albo chociaż się poawanturować. Takich świrów była tu cała chmara codziennie. Musiał jakoś ułatwiać sobie życie, inaczej cały dzień spędzi na rozdawaniu idiotycznych wniosków. Szybko rzucił okiem na dłonie drugiej z kobiet i pokiwał głową. Ta od razu jechała z grubej rury. Niech sobie jedzie, ale nie tu. -Panno Liberty. Oczywiście może pani złożyć zażalenie i występować na drogę sądową, ale oczywiście w sądzie. Na pewno pani powiedzą jakie dokumenty są do tego potrzebne. Ja muszę tylko stwierdzić czy zostało popełnione przestępstwo. Wtargnięcie na jezdnię na czerwonym świetle jeszcze się zdarza, jeśli ktoś jest wystarczająco ślepy, ale...
-Wypraszam sobie! To ja tu jestem poszkodowaną osobą, na mnie wpadł samochód tej kobiety i...
-Starczy!
Kobieta zaczynała burzyć jego ciężko wypracowaną cierpliwość. -O ile sobie przypominam, była tu pani w zeszłym miesiącu, tak? Nie ma pani oznak jakichkolwiek uszkodzeń na ciele a wrzeszczy pani tak samo.
Wyjął dwa inne wnioski, ze znacznie mniejszą ilością rubryk do wypełnienia i podał je dwóm pozostałym kobietom. -Niestety bym mógł panie wypuścić, muszą panie złożyć pisemne oświadczenie. Każdy wniosek oskarżeniowy zabierze oczywiście więcej czasu, po czym zapewne zostanie przez sąd odrzucony za zbyt małą szkodliwość czynu. A panią - tu skierował spojrzenie na wariatkę - możemy co najwyżej aresztować za zakłócanie porządku.
Odetchnął głęboko, opierając się i odchylając głowę do tyłu. Na pewno pochrzanił połowę tego, co powiedział, ale chciał się tylko pozbyć stąd tych ludzi. Było dopiero po 7 a jego już zaczynała napieprzać głowa. I to ze zdwojoną przez kaca siłą. Jeśli to miało się przedłużać, faktycznie miał zamiar kazać zamknąć wariatkę a pozostałe wysłać do sądu, gdzie mogłyby składać kolejne papierki w wojnie o nic. |