Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2009, 10:46   #2
Van der Vill
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Dostając w ręce list z Samej Góry, Salazar mógł spodziewać się czegoś szczególnego. Taki stary skurwysyn jak on w końcu znudził się ludziom na górze? , myślał, łamiąc pieczęć. Wkrótce jednak okazało się, że to nic więcej, jak kolejna misja. Wprawdzie pisano bardzo niejasno i złowrogo, ale nie była to pierwszyzna.

Podczas drogi uważnie obserwował resztę załogi. Część z nich wydawała się być przeznaczona do tej samej misji, co on - nie mieli przydzielonych obowiązków na statku, tylko przebywali drogę, zupełnie tak jak wiedźma szanownego Khaine'a. Ze szczerym zadowoleniem Salazar pozbyłby się dziwki, gdyby mógł, pokazując swojemu panu, kto bardziej zasługuje na wyróżnienie. Jednak tak rozkazy, jak i sytuacja wymagała zachowania jej przy życiu - któż w końcu wie, do czego przyda się ktoś, kto wie więcej na odległym Starym Świecie?

Inni towarzysze zdawali się domyślić już części prawdy o Salazarze. Przez dłuższy czas sam był jednym z Korsarzy, wykonując głównie misje lądowe i morskie na terytorium południa Starego Świata i Arbabii. Jego niedostępność i twardość charakteru wskazywały na służbistę, bez szczególnych innych zainteresowań, jednak sposób, w jaki patrzył na ofiary i powoli cieknącą z nich krew mówił wiele o tym, jak bardzo kocha swego pana, Khaine'a.

Żeglowanie było dla niego drugim życiem, dlatego ze zniesmaczeniem przyjął wiadomość, że to już koniec podróży. Tak też, z miękkim, obrzydliwym uczuciem piasku pod stopami, wtoczył się na ląd, wciąż podenerwowany tym, że ów jest stały i nieporuszony przez żadną falę.

Ciemne włosy opadły na szczupłą, trójkątną twarz elfa, niemal całkiem ją zakrywając. W oczach niemal odbijało się światło księżyca. Ubrany w coś na kształt skórzanej, elastycznej zbroi z fragmentami, utwardzanymi woskiem i wrzątkiem oraz małymi szczegółami, jak białe linie wzdłuż szwu na szyi jasno przedstawiały jego pozycję. Brzydka blizna na twarzy zmieniała piękne oblicze elfa w coś, czego nie da się polubić.

- Zróbcie coś z tym ścierwem, nie ma być żadnych śladów. - zakomenderowała magiczna istota obok. Miast ciężkiej zbroi lub chociaż przyzwoitego ubrania, nosiła coś na kształt sukni. Totalne marnotrawstwo poczucia bezpieczeństwa.

Mimo to, Salazar wyciągnął jeden ze sztyletów i ruszył do pierwszych z brzegu zwłok. Zgrabnym ruchem zaczął wycinać bełt z przepełnionego gorącą krwią ciała - nie może zostać żaden ślad ich bytności tutaj. Obejrzał się na może, szukając miejsca z silnym prądem, jak ujście rzeki lub strumienia, by wyrzuciło zwłoki daleko w morze.
 

Ostatnio edytowane przez Van der Vill : 03-09-2009 o 10:54.
Van der Vill jest offline