Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2009, 10:22   #3
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Mik’haen Enidgwen Dá Vassi aep Meara, znany powszechnie jako Mida, a wśród cieni używający dla wygody aliasu Mazze, stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi i z uwagą wysłuchiwał słów szefa gildii. Pozorując, jak zwykle znudzony wyraz twarzy, to przymykał jedno, to mrużył drugie oko, kryjąc zieleń tęczówek pod powiekami. W efekcie wyglądał nieco, jakby był pod wpływem fisstechu. Wrażenie potęgował jego szklisty wzrok. Verilo mówił, a Mazze szacował. Po pierwsze czuł dyskomfort, że celem jest czarodziejka. Nie lubił magów, nie potrafił znieść ich towarzystwa, nie mógł się przy nich należycie skupić. Czy to członkowie bractwa, czy magowie Nilgaardu, czy Czujni- wszyscy przeobrażali go w kogoś, kogo zdrowy człek ( i nieludź takowoż) nazwałby paranoikiem. Gdy do całości doszła informacja o tym, że nie przyjdzie mu zmagać się z jedną ale dwoma magiczkami, westchnął żałośnie, na poły teatralnie i przez śmiech, by nie okazać słabości przed resztą obecnych Cieni.
Znał większość zabójców z widzenia i zdawał sobie sprawę, że co najmniej połowa kolegów po fachu tylko czeka, aż druga połowa się odsłoni ze swymi słabostkami.
Nie podobało mu się również, że gildia zdecydowała się na formę, jak on to nazywał, przetargową. Że postawiła ich w otwartej konkurencji: „ kto pierwszy ten lepszy”. Bo w to, że wszyscy otrzymają nagrodę nie wierzył. Zakładał wręcz duże prawdopodobieństwo, że właśnie w tej chwili reszta Cieni uznała, iż najprostszą drogą do zwiększenia swych szans jest wbicie sztyletu w plecy konfratra. Jak się miał do tego kodeks gildii? Heh, a kogo to obchodziło? Nie byli przecież świętoszkami. No i wypadki w tym fachu zdarzały się nad wyraz często. Pojedyncze zlecenia, o, to co innego. Dostawałeś pieniądze, eliminowałeś cel, robota jak każda.
Jedynym logicznym wyjściem z całej kłopotliwej sytuacji była próba nawiązania sojuszu. To oczywiste, rozumował Mazze, że po wyjściu od gabinetu herszta potworzą się grupki. Elf poszukał wzrokiem wśród obecnych potencjalnych współpracowników, gdy głos zabrała Zerrikanka. Mówiła z pewną trudnością, lecz, co było dla Mazze najważniejsze, całkiem rozsądnie. Poza tym, przez całą swą orientalną otoczkę przypominała nieco Elfkę.
Ocena sytuacji została wstępnie zakończona, elf przeniósł ciężar z nogi na nogę. Zabrzęczał przy tym ostentacyjnie mieczem przypiętym u prawego boku. Był mańkutem.
- Jak rozumiem, klientowi się nie spieszy?- zaczął dość sarkastycznie Mida- Novigrad to bez mała, czekajcie, niech policzę…- zaczął odginać palce, udając, że wykonuje skomplikowany rachunek- bez mała koło dwóch tysięcy mil. Plus minus pięćset. Jeśli ktoś woli w dniach, to wychodzą minimum dwa miesiące w siodle. I to nie licząc opóźnień. O tej porze roku nie wszystkie szlaki są przejezdne. Więc, na upartego… wykonamy zadanie za ćwierć, do pół roku.
Elf spojrzał z wyzywającym zaciekawieniem na herszta Cieni. Bez teleportacji, jak uważał, nie mogło się obejść. A na takie odległości potrafiło w Nilfgaardzie przenieść się ledwie kilkoro magów. Mazze ciekawiło, czy któryś z nich miał konszachty z gildią.
 
Mivnova jest offline