Patrz na mnie. Spróbuj mnie musnąć koniuszkami palców. Prawie, jakbyś dotykał legendy.
Czegoś więcej niż człowieka. Bardziej jakby, tej kolorowej gwiazdy z błyszczących okładek.
Półboga.
Sam jeszcze nie do końca wiem, jak to jest. Ale wydaje mi się, że szybko się tego nauczę. Przywyknę.
A ty będziesz opowiadał dzieciom o tym spotkaniu. Będziesz chwalił się przyjacielowi, jakby to było największe osiągnięcie twojego życia.
Choć jest duża szansa, że akurat jest.
A przyjaciel pieprzy twoją żonę.
Ale twoje życie jest, kurwa do dupy.
White taksował kolejnego policjanta. Pana, który udaje, że obchodzi go twoja historia. Go może nie, ale stawiam, że "People" i owszem. Ohh, jak oni lubią mózgi rozbryźnięte na ścianie.
Tamten spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. Naprawdę do dupy.
Mężczyzna wyglądał jak... Kuźwa. On był idealnym przykładem zmęczonego służbą gliniarza. Ten, który miał za sobą zastrzelenie jakieś niewinnej suki i rzucenie za biurko z powodu wcześniejszych zasług. Powiedz mi, ile już tu gnijesz?
Wydaje Ci się, że zasługujesz na coś więcej?
A może zbyt dużo pijesz?
Myślisz, że to wszystko jest tragicznie bezcelowe?
Nie myślisz, by czasami objąć ustami pistolet, nacisnąć za spust i skończyć życie francuskim pocałunkiem, ze śmiercią?
Na pewno o tym nie myślisz?
Na pewno?
W końcu tamten przerwał milczenie. -Proszę opowiedzieć co się stało. A może chce pan się ze mną przejechać na lotnisko? W tym miejscu można dziś dostać cholery!
Uwaga, to jest ten moment, w którym robisz przerażoną minkę.
Trzy...Czte...Ry! Już. Esencja strachu. O boże, on odstrzelił sobie głowę.
Jestem przekonywujący, co?
White skinął głową, na znak zgody.
Gliniarz wstał zza biurka, zbierając z niego dyktafon. -Detektyw David Thomson. Proszę za mną, pojedziemy moim wozem.
Genialnie. Będzie nagrywać każde moje słowo. Kolejna spowiedź. Może pod sam koniec, ja walnę sobie w łeb?
Wyszli na zewnątrz i wsiedli do jego samochodu. White starał się zajmować, jak najmniej miejsca na siedzeniu pasażera. W rękach ściskał teczkę, która leżała na jego kolanach.
Był małym, przestraszonym zwierzątkiem.
Nie czekał na zaproszenie policjanta. Musiał zrzucić z siebie ciężar. Opowiedzieć co się stało. - Ja nie wiem, czemu on wybrał akurat mnie... - Ledwo wyszeptał. - Umówiliśmy się przez telefon, na dziś w jego domu. Miałem przeprowadzić z nim wywiad. - Dodał już mocniejszym głosem. - To miała być bardziej zapchaj dziura, niż coś na prawdę poważnego. - Skąd Pan miał jego numer? - Odezwał się Thomson. - Całkowicie przypadkowo. Dostałem od znajomego znajomego znajomego. Normalna rzecz w mojej branży. - Po krótkiej pauzie kontynuował. - Pojechałem do niego. Byłem umówiony na dzisiejszy poranek. I on.. on strzelił sobie w głowę... - Proszę spokojnie opowiedzieć od początku.
- Gdy przyszedłem, niczego się nie można było spodziewać. Normalny człowiek, może lekko zmęczony. Zaczęliśmy rozmawiać. O jego twórczości, o sprawach prywatnych. Po kilku minutach, wyciągnął z barku wino i zaczął pić. Ja odmówiłem.. wie Pan byłem w pracy. - Policjant odpowiedział skinieniem głowy. - Z tym winem było coś nie tak. Za szybko się upijał. Już po kilku kieliszkach zaczął bredzić. Mówił coś o swojej córce. I.. jego komputer. Wydaje mi się, że coś jest na jego komputerze. - Tu White uśmiechnął się przepraszająco. - Powiedziałbym temu młodemu policjantowi... ale sam Pan rozumie. Wtedy...
Wtedy musiało być ekscytująco.
Resztę drogi White milczał, kiwając co jakiś czas głową.
Gówno miał do powiedzenia. I teraz i zawsze.
Ostatnio edytowane przez Lost : 13-09-2009 o 01:03.
|