Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2009, 00:03   #5
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
"Co za zbieranina" - myśłał Hasvid, podróżując z grupą wynajętą przez Zakon, w celu rozwiązania problrmów nękających jego pracodawców. - "Kim oni są? Co potrafią?" Czy można na nich liczyć w sytuacji kryzysowej? Nie mam pewności, że będą w stanie zabić gdy będzie taka konieczność. Co jeśli nie? Moment zawahania może decydować o życiu lub śmierci. A także o powodzeniu misji. Odnalezienie komtura de Weld. Dlaczego akurat porwano jego? Przecież de Weld nie był nikim ważnym. Zwyczajny dowódca zameczku na pograniczu, mający pod swoją komendą chorągiew zakonną. Chyba że... Nie, to nie możliwe... Przecież nie uszłoby uwadze Bractwa, gdyby komtur miał jakieś inne obowiązki. Był po prostu rycerzem, który miał na tyle pecha, że pieprzone elfy porwały akurat jego. A z drugiej strony miał szczęście. Żył..."

Nie mieli tyle szczęścia mieszkańcy wiosek, które mijali. Zmasakrowani wieśniacy, dzieci, kobiety... Dla tych skurwysynów, elfów nie mogło być litości. Nie okazywali jej ludziom, więc nie mogli na nią liczyć. Dlaczego niby? Ta kobieta z podziurawionym brzuchem, na przykład. Za co? Za to, że jej dzieci były ludźmi. Normalnymi istotami. Nie pieprzonymi długouchymi. Nie miał szczęcia woźnica - dogorywał na poboczu drogi. Czemu? Bo był człowiekiem. Dobry powód by zabić. Więc równie dobrym powodem jest zabić, bo ktoś ma długie uszy. No pewnie. Czemu nie? Zemścić się za to co oni robią zwyczajnym mieszkańcom Marchii. Zwłaszcza że Zakon płaci za robotę. Szczególnie takim jak on. Członkom Bractwa Czarnych Kapturów. Najlepszym należy się najwyższa stawka. Taką mu obiecano. Za taką zaryzykował po raz kolejny swoje życie.

I teraz siedział z nieznajomymi wokół płonącego ogniska i uważnie się im przyglądał. Sam był niezbyt wysokim mężczyzną, w wieku nie więcej niż trzydziestu lat. Miał blond włosy, przycięte tak, że nie zasłaniały mu oczu. Oczu szarych i przenikliwie lustrujących wszystko dookoła. Poprawił kapelusz z szeroki m rondem. Owinął się w ciemny płaszcz, chroniąc się przed zimnem. Mimowolnie odsłoonił wówczas swój arsenał. Długi, lekko zakrzywiony miecz. Kuszę wykonaną drzewa czarnego dębu i wąski sztylet, utwardzany kołaczan z bełtami do kuszy. Wszystko doskonale utrzymane i zadbane. To były jego narzędzia pracy. O nie trzeba było dbać.

Wyciągnął sztylet i wstał. Podszedł do swojego konia, ochszczonego imieniem Ciapek, ze względu na umaszczenie. Pogłaskał go po chrapach. Z juków wyciągnął porcję suszonego mięsa i nabił ją na patyk. Ogrzał ją nad ogniem i zaczął jeść.

- Powiedzcie coś o sobie - zagaił rozmowę. - Chciałbym wiedzieć z kim przyjdzie mi pracować. Co do mnie to mogę powiedzieć tyle, że na codzień jestem zwyczajnym kupcem. Handluję zbożem. Mam żonę i dzieci. Kiedyś.... Podkręślę, kiedyś.... Byłem włamywaczem. Znam się trochę na zamkach, pułapkach i tego typu sprawach. Pytam z tego względu, że wypadałoby ustalić jakąś taktykę w nadchodzącym zadaniu. Do tej pory nie miałem okazji pracować w tak licznej grupie.
 
xeper jest offline