Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2009, 20:14   #1
Arsene
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
[Autorski] Zapomniana Arena

Król Piratów, Jakub Krwawe Ostrze stał na szczycie pustej trybuny areny. Nad nim świecił księżyc, a pod nim lśniła niewielka plama krwi, która ciągnęła się na sam dół areny. Jakub zszedł powoli po schodach na piach areny i zbliżył się do leżącego tam ciała. Był to elf, ubrany w lekkie ubranie zachowane w ciemnych barwach.
- Kolejny zabójca - powiedział Jakub, po czym wytarł ostrze swojego rapieru o chustkę i rzucił ją w stronę zwłok. Gdy już miał odejść usłyszał, że ktoś biegnie w stronę areny. Okazało się, że było to dwóch jego gwardzistów.
- Nic Ci nie jest, panie ? - krzyknął jeden z nich.
- Co tak długo ? Zabierzcie to truchło ... - odpowiedział nieco zażenowanym tonem Jakub

***

Powietrze przepełnione było morską, słoną wonią. Nad horyzontem widać było statek. Na jego pokładzie krzątali się marynarze, kapitan wykrzykiwał swoje rozkazy, słowem - każdy coś robił. Wyjątkiem był mężczyzna siedzący pod schodami prowadzącymi na mostek. Ubrany był w szerokie,ciemne spodnie, a pod koszulą dostrzec można było cienki skórzany pancerz. Wszystko omiatał ciemny płaszcz z kapturem.
- Zbliżamy się! - krzyknął ktoś gdzieś na statku.
Mężczyzna wstał i podszedł powoli do burty. Zdawać się mogło, że nikt nie widzi tego pasażera, że nikt nie zwraca na niego uwagi, ale tak naprawdę spowodowane to było strachem, a nie nadmiarem pracy. Oparł się rękami o burtę statku, i przyjrzał się wyspie. Nie była duża, lecz mogło się tam zmieścić spore miasto. W porcie, który od lat nie widział nawet niewielkiej rybackiej łódki, zacumowane było teraz wiele okrętów. To jego ofiary nadciągały na wyspę. Celem mężczyzny było bowiem wygranie turnieju, który miał niebawem rozegrać się na tejże wyspie. Jednak nie dla złota, nie dla sławy .... jego cel był inny niż tych wszystkich słabych istot.

Gdy okręt przybił do brzegu, pierwszą osobą, która wysiadła był właśnie Mathiew, tak właśnie bowiem na imię miał ten tajemniczy typ. Po kilku minutowym spacerze dotarł do bramy. Prowadziła ona do miasta okolonego wysoką palisadą. Gdy zbliżył się zatrzymał go strażnik. Wielki, odrażający strażnik.
- Na turniej ? - rzucił gburowatym tonem.
Mężczyzna skiną głową i ruszył w kierunku wskazanym przez strażnika. Przez jego ordynarność postanowił sobie, że gdy już osiągnie cel, każe go powiesić... ale jeszcze nie teraz. Na miasto składało się kilkanaście drewnianych domów, sklepików, trzy karczmy, ratusz i arena. Dotarł do celu. Przed wejściem na arenę stało nie wielkie drewniane biurko. Za nim siedział pirat w białej, brudnej koszuli, a obok niego dwaj strażnicy z muszkietami i szablami. Przed biurkiem stała niewielka kolejka.
- Imię, nazwisko, przydomek.
Mathiew przedstawił się.
- Masz numer 27. Możesz za darmo spać w karczmie na podstawie tego papieru - podał mu kawałek pergaminu - NASTĘPNY!
Jako następny podszedł Kybin. Dostał numer 31. Kolejny to Vincent, który otrzymał numer 33, a zaraz po nim Morodil Mithrilfist z numerem 14.
- Losowanie walk rozpocznie się przed areną następnego dnia.

***

Następnego dnia na wrotach prowadzących na arenę wisiało wielkie ogłoszenie, którego pilnowało dwóch strażników. Ludzie podchodzili do niego, odnajdywali interesujące ich fragmenty i odchodzili.

Kybin - Elhior
Vincent - Edward
Morodil Mithrilfist - Lotharion

***

Na piasku areny stało sześć par. Wszystkie miejsca na trybunach były już zajęte. Król piratów Jakub dał sygnał by rozpocząć i ryk wielkiej trąby rozerwał powietrze.

Naprzeciw Kybina stał wysoki, smukłej postury elf i rapierem . Miał na sobie lekką zbroję wykonaną ze skóry, gdzie nie gdzie wzmacnianą. Patrzył na swojego przeciwnika z pogardą. Podniósł ostrze i ruszył do ataku. Zadawał szybkie cięcia, lecz żadne nie dosięgło celu.

Vincent patrzył w stronę niezbyt rozgarniętego człowieka, o bujnej czarnej czuprynie. Miał na sobie ciężki, płytowy pancerz, w prawym ręku dzierżył zdobiony młot, a w lewym okrągłą drewnianą tarczę. Najwyraźniej czekał na atak, by móc odbić go i zadać śmiertelny kontratak ....

Dzielny krasnolud Morodil Mithrilfist popatrzył na elfa naprzeciw siebie. Elf również mierzył przeciwnika gardzącym wzrokiem. Długouchy nie miał w rękach broni. Nie miał jej też w pochwie, czy za pasem. Jego postura nie zdradzała, by był biegły w walce wręcz na tyle, by stawać do walki bez broni. Nie czekając dłużej elf zaszarżował na wroga.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline