Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2009, 09:44   #17
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
Jeden wielki chaos. Wystarczył ostrzał artyleryjski, by regiment, którym dowodził Tamir poniósł wielkie straty i stracił zdolność bojową. Przynajmniej do czasu, aż Jedi nie zaczął wydawać poleceń, a jego oddziały zaczęły się rozdzielać. Niestety pod ostrzałem, z brakiem doświadczenia, nastąpił podział na cztery grupy, a nie na trzy, jak planował Zabrak. Nie było już odwrotu, nie mógł pozwolić na jeszcze większe straty, bez nawiązania walki, a żeby klony mogły się wykazać, potrzebne było podejście bliżej stanowisk droidów. Ostrzał niestety nie ustawał, a jego siły topniały. Musiał jednak przyznać, że klony były oddanymi żołnierzami. Mimo tak wielkich strat i na pewno osłabionych morale, ciągle podążały za Tamirem, by wykonać powierzone im zadanie. Młodemu komandorowi, który przechodził chrzest bojowy, było zdecydowanie trudniej niż jego podkomendnym. Tak mu się przynajmniej wydawało. Czuł ciężar obowiązku, jaki na nim spoczywał. Poprzez Moc słyszał w głowie echo śmierci swoich towarzyszy i innych klonów, którym przyszło zginąć pod jego rozkazami. Zamykając oczy, zaciskał mocniej dłoń na rękojeści i kroczył dalej...

***

W końcu ich zobaczył. Pierwsze szeregi droidów. Na reszcie mogło dojść do bezpośredniej konfrontacji. Mógł w bardziej doraźny sposób wspierać swoich żołnierzy, to była jego szansa, by wykazać się na polu bitwy i... odpłacić za śmierć towarzyszy.
Ruszając na ostrzeliwujące ich droidy, nie myślał, że chęć rewanżu jest tym, co Jedi nie powinien odczuwać. Teraz liczyło się tylko wykonanie zadanie. Jego ostrze zgrabnie wirowało w powietrzu, odbijając kolejne blasterowe błyskawice, kiedy on sunął w kierunku pierwszych szeregów Konfederacji. Nim jednak zdążył dobiec, część droidów zdążyła już paść pod ostrzałem towarzyszących mu klonów. Tamir musiał przyznać, że w bezpośredniej walce, blaszaki znacznie ustępowały oddziałom Republiki. Jednak na takie rozmyślania i porównywanie aspektów bojowych żołnierzy walczących po obu stronach, przyjdzie czas później. Teraz należało mieć umysł czysty, skupiony na przeciwniku i otoczeniu. Ten drugi element miał znaczenie kluczowe.
Kilka susów później, dwa droidy, które znalazły się na drodze Torna zostały przecięte bez większego problemu jednym, precyzyjnym ruchem. Nim Jedi zdołał dotknąć ziemi, musiał odbić kilka strzałów, a gdy tylko rozciął jeszcze jednego droida, drugi ostrze obudziło się do życia. Okręcając mieczem odbił następne strzały, wystawił dłoń w kierunku grupki droidów, przewracając telekinetycznym uderzeniem. Chwytając pewniej rękojeść, trzymając miecza za plecami, ruszył w kierunku następnych oddziałów. Zbliżając się do nich, przeniósł rękę z mieczem, zza pleców, przekręcił nadgarstkiem i rozciął kolejne dwa droidy. Rozpoczął swój taniec znajdując się pomiędzy kilkoma B1kami, a miecz płynnie przechodził z ręki do ręki, rozcinając kolejne blaszaki. Te zaś, które nie zostały zniszczone z ręki Zabraka, celnie unieszkodliwiały klony, które dopadając do okopów, nie przerywały ognia. Chwilę później, było już po wszystkim. Zdobycie wzgórza, było już tylko kwestią czasu. Tamir spojrzał po swoich żołnierzach, byli gotowi do dalszej walki. To małe zwycięstwo podniosło ich morale. Nadeszła pora, by odbić wzgórze...

***

Było już po wszystkim. Droidy, które zajmowały ZX11 zostały zniszczone, artyleria Konfederacji została przejęta, a wzgórze zdobyte. Jednak Tamir nie mógł tego nazwać zwycięstwem. Oczywiście zadanie wykonał, ale jakim kosztem? Spoglądając na wzgórze usłane ciałami swoich klonów, pytał samego siebie-dlaczego? Dlaczego ta wojna musiała wybuchnąć? Dlaczego to jemu powierzono życie tych żołnierzy? Dlaczego nie mógł być lepszym dowódcą?
Na żadne z tych pytań nie mógł sobie odpowiedzieć. Wola Mocy, usłyszał w głowie głos Yalare. Nie był jednak pewny, czy to na prawdę był jej głos, czy tylko jego własne słowa, wspomożone wyobraźnią, by do niego dotarły. Czy to rzeczywiście było wolą Mocy, czy nie, nie zmieniało to faktu, że Tamir nie był na to gotowy. Z pewnością tak samo, jak większość Zakonu. Żal i smutek ściskał mu serce i gardło. Czuł jak łzy wciskają mu się do oczy. Był taki bezsilny. Nie wiedział, że wysłał drugą i trzecią grupę na pewną śmierć. Droidy były bezlitosne i precyzyjne. Klony, które zaatakowały wzgórze razem z nim, z nadzieją przeszukiwali usłane białymi zbrojami wzgórze, w poszukiwaniu rannych braci. To była jego wina, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dodatkowo irytowało go jeszcze jedno. W polu Mocy nie wychwytywał od żadnego z klonów żalu w kierunku jego osoby. Żaden z nich nie miał mu za złe tego, że tak wielu ich braci zginęło. Tamir nie chciał w to uwierzyć. Musieli mieć do niego żal, odczuwać chociażby złość! Może potrafili jakoś ukryć swoje uczucia? Musiał być pewny. Szybkim krokiem podszedł do stojącego niedaleko żołnierza.
- Zdejmij hełm - powiedział rozkazującym tonem
- Sir? - zapytał niepewnie klon odwracając się do Jedi
- To rozkaz - powiedział już słabiej Zabrak
Klon wykonał polecenie. Powoli zdjął hełm, ukazując Tamirowi swoją twarz. Taką samą, jak tysiące innych, które widział na statku podczas podróży. Wszyscy wyglądali identycznie. Widział w jego oczach wiele rzeczy. Siłę, odwagę, pewność. Ale nie dostrzegł zwątpienia, złości ani żalu w kierunku jego osoby. Młody Rycerz, nie rozumiał.
- Możesz założyć... Zebrać wszystkich żołnierzy na wzgórzu i przygotować je do obrony -
Wydał polecenie właściwie od niechcenia, ale to on ciągle tu dowodził. Na razie jednak musiał pogodzić się ze stratą tylu żołnierzy i przemyśleć wszystko, a przede wszystkim, uspokoić się.
Piętnaście minut po zdobyciu wzgórza, był gotów na złożenie raportu. Przez chwilę wahał się, czy powinien go zgłosić Mistrzowie Kocie, czy Mistrzyni T'ra. Postanowił skontaktować się z tą drugą, w końcu to ona została mianowana generałem i była głównodowodzącą całą tą akcją. Zabrak wziął więc komunikator i połączył się z Venatorem.
- Mistrzyni Saa, ZX11 zostało zdobyte, droidy zniszczone, a artyleria wroga przejęta -
 
Gekido jest offline