Takiego ognistego pocałunku i gorącego uścisku dawno nie otrzymał od nikogo.
Jeśli to miało odzwierciedlać radość ze spotkania, to było całkiem nieźle.
Auraya ponownie rzuciła mu się w ramiona. Przygarnął ją, nie zważając na nadmiar piwa pokrywający znaczny kawałek siostry i z ochotą przenoszący się na jego ubranie.
Albo się wypierze, albo wyrzuci.
Dla takiego spotkania warto stracić majątek. Pieniądz - rzecz nabyta. W przeciwieństwie do siostry.
Nagle Auraya ze zduszonym okrzykiem wyrwała się z jego ramion i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Wy naprawdę tu jesteście...
Nim Celryn zdołał powiedzieć chociaż słowo zbliżył się do nich młodzian, którego Celryn widział wcześniej w "Pijanym Kapitanie".
O ile na Aurayę spoglądał całkiem przychylnym wzrokiem, o tyle spojrzenie skierowane na Kaldora było zdecydowanie mniej przyjazne. Można by powiedzieć nawet, że dość wrogie. I nic dziwnego - gdyby każdy gość wychodząc z "Kapitana" zabierał sobie jakąś pamiątkę, to wkrótce goście tawerny musieliby pić z beczek. Chociaż pewnie niektórzy byliby tym faktem zachwyceni.
Młodzian bezceremonialnie odebrał Kaldorowi kufel i oddalił się, obdarzywszy Aurayę pełnym zainteresowania i podziwu spojrzeniem. Oraz przyjacielskim ostrzeżeniem.
Na twarzy dziewczyny... nie... dorosłej już kobiety... pojawiła się nagle cała gama przeróżnych uczuć, zmieniających się tak szybko, że trudno było się w nich do końca połapać.
Tree zaćwierkał z niepokojem, jakby i do nieco dotarły niektóre z myśli Aurayi.
-
Jesteśmy, siostrzyczko... - Celryn przygarnął do piersi Aurayę, nie zważając na to, że obficie płynące łzy jeszcze bardziej moczą mu przód koszuli.
- Jesteśmy znowu razem i nie znikniemy z twojego życia.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i pomógł Aurayi otrzeć łzy.
Gniewny głos wypowiadający imię Aurayi rozległ się w powietrzu.
-
Znikamy stąd - zaproponował Celryn, a Tree ćwierknął z aprobatą.
Co prawda Celryn bez wahania i skrupułów rozprawiłby się z tamtym awanturnikiem i jego kompanami, bez względu na to, co powiedziałaby cała piątka Kapitanów, ale wolał zawsze załatwiać sprawy po cichu... Bez nadmiernego, niepotrzebnego nikomu rozgłosu i efektów specjalnych na ulicy.
Podał Aurayi ramię i ruszył w stronę centrum.
-
Jestem tu przejazdem, ale mam pokój w "Siedmiu Żaglach" - powiedział.
Zimny podmuch wiatru przebiegł ulicą. Auraya zadrżała.
-
Osioł ze mnie... Zmarzniesz... - Celryn puścił ramię siostry i zaczął ściągać płaszcz, której to czynności towarzyszyło niezbyt zachwycone poćwierkiwanie tressyma. -
Proszę, załóż to...
-
I jeszcze jedno... Na śmierć zapomniałem... To jest mój przyjaciel, Tree. Tree, przywitaj się z moją siostrą.
-
A teraz pytanie... Najpierw pokój i coś na rozgrzewkę przed kolacją, czy chcesz sobie sprawić coś do przebrania?
Auraya przyjęła płaszcz i obdarzyła zwierzątko nieco niepewnym uśmiechem. Na ostatnie pytanie brata odpowiedziała cicho.
-
Może jednak to drugie.. Tylko... Ja... Wszystko co mam zostało w "Kapitanie" więc...
Po czym spojrzała w oczy Celdryna z niemą prośbą, by sam się domyślił, o co jej chodzi.
Przed oczami Celryna pojawiła się nagle wystawa, którą mijał nie tak dawno temu.
Cmoknął Aurayę w policzek.
-
Nie przejmuj się. Widziałem niedaleko stąd pewną suknię. Jestem pewien, że tamten odcień ci się spodoba. Chodźcie - ruchem ręki ponaglił Kaldora, który zatrzymał się by sprawdzić, czy natręt z "Kapitana" czasem za nimi nie idzie.