Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2009, 01:37   #6
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację

To była piękna noc… gwiazdy świeciły jasno, księżyc był prawie w pełni, powietrze było niemal czyste i rześkie…

Jednak gdzieś w międzyczasie ta noc przybrała niezwykły obrót dla Kaldora, który właśnie wstawał z podłogi i walczył z protestami własnego żołądka przeciw biciu go pięściami.

Kiedy wreszcie wstał i mógł sobie obiecać w pewnym stopniu, że nie zwymiotuje… było już po wszystkim. I najwyraźniej ich trójka zbierała się do wyjścia.
Wciąż oszołomiony i upokorzony Kaldor skupił na chwilę wzrok na jedynej rzeczy w zasięgu ręki, która mogła mu pomóc. Kufel piwa, stojący sobie bezpańsko na jednym ze stolików. Jakże mógł się oprzeć?

Chwycił go i momentalnie zaczął pić. Ohydne szczyny wlewały się do jego gardła. To nic, tak miało być…
Nie zdążył jednak wypić kilku łyków, kiedy ktoś go pociągnął za ramię i sprawił, że cała zawartość kufla gdzieś poleciała.

No tak, jego braciszek. Musieli iść. Nim się obejrzał, już byli całą trójką poza karczmą – bracia troskliwie podtrzymywali Aurayę, która wciąż nie wyglądała za dobrze… zaś Kaldor zorientował się, że wciąż trzyma w dłoni pusty kufel piwa.

- Celryn! Kaldor! Jakie z was przystojne zwidy. – usłyszał nader melodyjny głos siostry, za którym podążyły znienacka gorący pocałunek i rzucenie się na szyję.

Elf, mimo wszystkich lat praktyki w czujności i opanowaniu, poczuł się szczerze i mile zaskoczony. Właśnie dostał ostateczne potwierdzenie swojej tezy o odzyskanej rodzinie.

Chwilę później z karczmy wyszedł zdenerwowany syn właściciela. Patrząc to na niego, to na trzymany we własnej dłoni kufel, Kaldor zrozumiał o co chodziło i wyciągnął rękę by mu go oddać.
Mimo to naczynie zostało mu wyszarpane gestem pełnym złości.
- Nie ma za co… - pomyślał, ruszając bezgłośnie wargami i odwrócił się z powrotem do swojego rodzeństwa mając nadzieję ustalić dalszy plan działania.

Od tygodnia miał mieszkanie, całkiem przytulne – trzy pokoje i prywatna łaźnia było tym, do czego zabójca lubił wracać po ciężkim dniu. Miał nadzieję pomieszkać tam dłużej… miał nadzieję, że pewne osobistości w tym mieście dadzą mu wreszcie spokój. Jednak wiedział, że to tylko czcze marzenia.

Chociaż… jeszcze niedawno za takowe uważał cudowne odzyskanie rodziny. Elf uśmiechnął się na tę myśl. Cuda naprawdę się zdarzają… ciekawe czy mają jakieś limity?

- Aurayo!! – męski krzyk wyrwał go z zamyślenia. Obejrzał się w tamtym kierunku. To był ten sam człowiek, któremu Kaldor dopiero co dał po mordzie.
Westchnął ciężko. Patrząc się wciąż na pijanego, niedoszłego kochanka jego siostry, jednocześnie myślał nad pewnym planem i słuchał co mówi Cerlyn i Auraya.

Efektem był wybuch płaczu jego siostry. Jego siostry. Jego biednej i bezbronnej siostrzyczki…

Dopiero co odzyskał rodzinę, a już myślał o tym, co by było gdyby znów ich stracił.
NIE. NIE POZWOLĘ ŻEBY JAKIŚ SKURWYSYN DOPROWADZAŁ AURYAYĘ DO PŁACZU.

- Chodźcie. – usłyszał nagle głos brata ponaglający go.
- Ja… - odwrócił się, wyrwany z zamyślenia. Po chwili podszedł do nich i razem zaczęli iść.– „Siedem Żagli”, słyszałem. Muszę coś załatwić, bardzo pilnie. Spotkamy się tam niedługo.

Było ciemno, a oni szli po tej stronie ulicy, gdzie widać było najmniej. Doskonale.
W tamtej chwili Kaldor dał znak Cerlynowi, by szli dalej, zaś sam skręcił momentalnie w wąską, boczną uliczkę.

Był w swoim żywiole. Założył kaptur swojego płaszcza i odwrócił się. Bardzo lubił tą część swojego ubrania, ponieważ zapłacił kiedyś podróżnemu magowi za umagicznienie jej.

Nie wiedział dokładnie jak to działało, ale wewnątrz kaptura była teraz ciemność. Najprawdziwszy, nieprzenikniony mrok który obejmował również twarz Kaldora, znanego lepiej w tych okolicach jako Cykada.


Wciąż go słyszał. Kretyn szedł wzdłuż ulicy i lamentował żeby Auraya do niego wróciła. Że się zmieni, że będzie lepszy, że…
Przestał. Został nagle zaskoczony przez mrok, który wciągnął go w wąską uliczkę i przycisnął do ściany przystawiając sztylet do gardła.
- A…yyy! – wymamrotał coś niewyraźnie Amer. Kaldor znał go – wykonywał dla niego niedawno zlecenie, ale nie pamiętał jakie. – Ty… eee…

Człowiek był bardziej pijany niż elf na początku zakładał. To dobrze. Łatwiej pójdzie.
- Cykada? Co ty... jak...– powiedział wreszcie człowiek chwiejąc się na nogach, mimo iż Kaldor przytrzymywał go i przytwierdzał do ściany. Aż zastanawiał się, jakim cudem jego ostrze jeszcze mu nie przecięło gardła.

Teraz, kiedy Amer uświadomił sobie kim był elf, zaczął się bać. Zabójca widział to w jego oczach, w pocie który nagle wstąpił na jego czoło i w drgawkach całego ciała, jakby pijak właśnie dostał ataku padaczki.
Tak, był dobrym zabójcą. Najwyraźniej również znanym.
- Gratuluję, poznałeś mnie. – odparł Kaldor lodowatym głosem. – Trzymaj się od dziewczyny z daleka. Jeśli zobaczę, lub dowiem się, że próbowałeś z nią czegoś, wyrwę ci jaja i wepchnę do gardła.

Amer wytrzeszczył oczy i pokiwał paralitycznie głową na znak, że się zgadza.
- Doskonale. – powiedział elf puszczając pijaka i odchodząc w głąb małej uliczki. Powoli.

Powiedz to. Powiedz to…
Powiedział.

- Ona jest moja! SŁYSZYSZ?! – krzyknął Amer odzyskawszy nieco odwagi, kiedy tylko zabójca odszedł kawałek. – NIE UDA CI SIĘ JEJ OCHR…

Nie dokończył. Nie miał szans. Kaldor zbyt dobrze wymierzył rzut sztyletem w jego twarz. Upadł na plecy wskutek uderzenia. Elf podszedł i wyjął swoją broń, która była wbita tuż nad lewym okiem. Właściwie to nawet o nie zahaczała.

Zabójcy to jednak nie obchodziło – rosnąca kałuża krwi wokół Amera stwierdzała, że jest martwy. I nigdy już nie doprowadzi do płaczu jego siostry.

Wytarł sztylet, cały we krwi i czymś… lepkim o ubranie pijaka, po czym schował go za pas i wyszedł na główną ulicę. Tak po prostu.

Skierował swe kroki ku „Siedmiu Żaglom” i zaczął się zastanawiać nad tym, co powiedziała Auraya. Halucynacje… żeby tylko oni… Cerlyn i Auraya nie okazali się jego zwidami… żeby byli w tym zajeździe…

Przyspieszył kroku.
 
Gettor jest offline