Sataner przebywał w ciemnej uliczce gdzie bójki i morderstwa to codzienność.
Twarz Satanera była pod kapturem który zwykł nosić...
Przechodząc obok jakiegoś patologicznego domu, zza drzwi usłyszał głos kobiety która z hukiem wyskoczyła przez okno. Sataner uśmiechnął się szyderczo i poszedł dalej.
Zaczepił go Ślepy starzec proszący o odrobiną pieniędzy.
-Spierdalaj staruchu.- powiedział kopiąc jego miskę w której trzymał pieniądze.
Z miski wyleciały pieniądze...miedziaki które po chwili zniknęły zabrane przez różnych żebraków.
Sataner szukał pewnego człowieka który był mu winny przysługę. Kiedyś gdy jeszcze nie był jednym z Upadłych ocalił członków wioski którą niedawno zniszczył.
W końcu po kilku godzinach szukania domu tego człowieka znalazł go...Nie duży pałacyk w bezpieczniejszej części Miasta.
Nie pukając kopnął w drzwi które otworzyły się i z hukiem uderzyły w ściany.
-Co się u licha dzieje?!-Wykrzyknął jakiś mężczyzna wybiegając z jednego z licznych pokoi.
-Nie pamiętasz mnie?- zapytał Sataner ściągając kaptur.
-Sataner...Ja...czego tu szukasz?- powiedział wystraszony
-Ciebie i dobrze wiesz po co tu jestem- wyszeptał Sataner siegając pod płaszcz by dobyć miecza.
-Proszę cię wyjdź z tąd- powiedział coraz bardziej przerażony
-Dobra koniec tego pierdolenia!-Krzyknął Sataner wyciągając miecz który pluną ogniem w powietrze.
Przerażony mężczyzna zaczął uciekać lecz tam gdzie chciał uciec, wszystko w pobliżu stawało w płomieniach.
-Przecież dobrze wiesz że nie ukryjesz się kurwa przede mną gnido!-Krzyknął Sataner.
Meżczyzna schował się do szafy mając nadzieje że Sataner nie odkryje jego kryjówki.
Podchodząc do jednej z szafy Sataner uchylił drzwiczki i wszystko co znajdowało się w środku staneło w płomieniach. Nagle usłyszał krzyk, Paniczny oraz rozdzierający krzyk mężczyzny. Ku jego zdziwieniu mężczyzna wybiegł z szafy którą Sataner przed chwila podpalił.
Cały w ogniu biegał jak oszalały po pomieszczeniu wrzeszcząc i obijając się o wszystko.
Gdy mężczyzna padł martwy na ziemie Sataner obszukał cały dom w poszukiwaniu Pewnego zdobionego sztyletu. Gdy w końcu go znalazł schował go do jednej z kieszeni w szacie.
Sataner z zadowoleniem wyszedł przez drzwi jak gdyby nic się nie stało.
Gdy tylko wyszedł z pałacyku udał się w stronę najbliższej knajpy gdyż chciał odpocząć od dzisiejszego dnia.
Wchodząc do Baru usiadł przy jednym ze stolików w rogu.
Podszedł do niego mężczyzna pytając o zamówienie.
-Czym mogę służyć?- zapytał uprzejmie.
-Daj mi jakiś dobry rum...Tylko rusz dupę bo nie mam zamiaru czekać na Ciebie rozumiesz to?!- powiedział Sataner sięgając do głowicy miecza.
-T-tak jest już się robi.-powiedział odwracając się na pięcie, po chwili Sataner otrzymał swój rum.
-A teraz spierdalaj wymiocino!- pożegnał go skinieniem ręki.
Sataner nie mógł powstrzymać się od śmiechu gdy widział jak uciekający mężczyzna potrąca jeden ze stolików bijąc wszystko co na nim zostało.
Wychylając ostatni łyk z butelki wyszedł z Baru.
Sataner Rozłożył potężne czerwona niczym krew skrzydła i odleciał w tylko jemu znanym kierunku...Pędząc pomiędzy chmurami dotarł do centrum Miasta opadając wolno, wylądował zgrabnie na ziemi.
Sataner zarzucił na siebie kaptur i udał się w dość ciemnawe uliczki miasta. |