Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2009, 18:54   #10
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Ma to przynajmniej jakieś moce magiczne? - spytał półwampir. - Po za tym wciskasz mi tu jakieś zabawki i 500 sztuk złota za zabicie dość potężnego maga. To ma być 1000 sztuk złota i ten medalion. Wtedy coś zarobię. - powiedział zdecydowanym tonem. - Tak mi się nie opłaca bo muszę sporządzić mikstury, które z tego wszystkiego są najdroższe. Płacisz czy się wycofujesz?
Guhbak przez pewien czas wydawał się toczyć wewnątrz siebie jakiś spór. Kiedy Argromannar zaczął się niecierpliwić, odpowiedział:
- Tysiąc sztuk złota! A niech ci będzie najemniku. Nie ma co, umiesz się targować, a ja... doceniam ludzi, którzy potrafią postawić na swoim. Umowa stoi. - skwitował krasnolud, podając Agromannarowi dłoń i mocno ją ściskając.
- Kiedy moje hm... "zlecenie" zostanie wypełnione, będę pana oczekiwał w gospodzie "Pod Skrzydlatym Zadem". Znajdzie ją pan bez trudu, każdy zapytany w południowej dzielnicy wskaże panu drogę. - mówiąc to krasnolud szczerze się uśmiechnął, pokazując rząd niezbyt zadbanych zębów. Za taką cenę oczekuję, iż pańskie dzieło będzie naprawdę... dobrej jakości. - Guhbak mrugnął do mężczyzny oddalając się wraz ze swoimi ochroniarzami.
- Ah! Byłbym zapomniał... znajdzie pan naszego maga w północnej części miasta, w największej wieży. Jest tam dużo ksiąg, na pewno ten staruch już zaciska na ich oprawach swoje krzywe paluchy. Najlepiej działać nocą, Diloss jest wtedy słabszy. A więc, czołem! - krasnolud zdjął kapelusz i kłaniając się, figlarnie nim pomachał.
Do wieczora było jeszcze sporo czasu. Pozycja Słońca na niebie wskazywała na to, że jest już południe. Gdy Argromannar patrzył w górę, zauważył jakieś zafalowanie na błękitnej tafli nieba, ale kiedy mrugnął, wszystko wyglądało normalnie. Dobrym wyborem byłoby znalezienie jakiegoś zacisznego miejsca, gdzie można by się przygotować i wypocząć przed nadchodzącym zadaniem...

***

- Guhbak... Wiedziałam, że ten głupiec coś przede mną ukrywał. - Valeria wycedziła przez zęby, ostrożnie wychylając się zza kamienicy przy miejscu w którym odbyło się dziwne spotkanie.
Położyła dłoń na rękojeści miecza, i kiedy miała już wybiec zza rogu, ogarnęło ją dziwne przeczucie. Cofnęła dłoń, i odbijając się od ziemi machnięciem skrzydeł, poleciała na dach pobliskiej kamienicy, z której nie mogła zostać zauważona, ale miała idealny punkt obserwacyjny na dziwnego przybysza. Zamknęła oczy i skupiła się na aurze istoty, którą pragnęła zapisać w pamięci. Była bardzo niestabilna... wręcz dziwnie zakrzywiona. Aura zdradzała wewnętrzny konflikt dwóch natur.
- Mieszaniec...- wyszeptała i odleciała.

Kierowała się na południe, do dzielnicy ognia. Lot nie zajął jej wiele czasu, to też kiedy wreszcie nastąpiła zmiana stylu zabudowań, skierowała się w kierunku potężnej twierdzy zbudowanej z czerwonych kamieni. Wylądowała przed budowlą, prosto przed masywnymi wrotami z żelaza. Straże na widok przybyszki otworzyły nieco wejście i wpuściły Valerię do środka. Wnętrze budowli także zbudowane było z czerwonego surowca, a światło dawały liczne okiennice. Szła tak cały czas, kiedy wreszcie dotarła do dużej owalnej sali, na której krzątało się wiele Nieskończonych w mundurach straży miejskiej. Na przeciwległym krańcu sali znajdowały się schody, prowadzące do wyższych kondygnacji budynku. Po środku pomieszczenia umieszczono trzy runiczne kręgi, błyszczące czerwonawą poświatą. W centrum każdego stały piedestały z czerwonymi kulami. Valeria podeszła do jednego z nich i uniosła nad kulą dłoń. Zamknęła oczy i pomyślała o miejscu, w które pragnęła się udać. Po krótkiej chwili poczuła ciepło, wszystko w ogół niej się rozmazało i zlało w jedno. To co znajdowało się na zewnątrz teraz dziwnie wirowało. Jedynie wnętrze było niedotknięte zmianą. Trwało to dobre pół minuty, po czym barwy nabrały innego odcienia i kształty stały się wyraźniejsze.
- Wspaniałe wyczucie czasu, panno Brightfeather! - powiedział mężczyzna siedzący za biurkiem, ukryty przez stertę papierów.
Valeria zdjęła rękę z kuli i wyszła z magicznego kręgu. Na jej widok, mężczyzna zerwał się z krzesła i podszedł do niej. Miał krótkie, nastroszone czerwone włosy, tego samego koloru skrzydła i brwi. Ubrany był w pełną zbroję płytową wykonaną ze złota, okrytą czerwoną tuniką na środku której widniał złoty symbol skrzydeł.
- Właśnie miałem posłać po ciebie, Valerio. Dostaliśmy cynk. - powiedział łagodnym głosem.
- Cynk? W jakiej sprawie? - zapytała zbita z tropu.
- To znowu on. Arnthalniel. - posłał jej przepraszające spojrzenie. Jeden z naszych strażników doniósł nam, iż ten ma zamiar znowu coś przemycić. Podejrzewamy że to Treks...
- Lordzie Ryuuken, między mną a Arnthalnielem wszystko skończone. Nie mam już wpływu na jego poczynania, ani nie zamierzam...
- To rozkaz. - przerwał jej dowódca straży nieco mniej pobłażliwym tonem. Poza tym, jesteś jednym z najlepszych agentów. Tak Valerio, twoja sława dotarła już i tu. - mężczyzna położył jej rękę na ramieniu, aby dodać otuchy. Dasz radę.
- Tak jest, panie. Zajmę się tym. - odparła upokorzonym tonem. Ale nie każ mi robić tego więcej. Znasz mój stosunek do tego psa. - ostatnie słowo wypowiedziała z wyjątkową pogardą.
Ryuuken zaśmiał się i puścił kobietę. Podszedł do wielkiego okna za swoim biurkiem i stanął wpatrując się w niespokojną dzielnicę.
- Coś nowego w sprawie córki króla? - spytał poważnym głosem.
- Nic nowego, panie... Ale wpadłam na pewien trop. Czas jeszcze pokaże, czy mnie do czegoś doprowadzi... - odpowiedziała z zadumą.
- Czasu jest coraz mniej. Wprawne oko uchwyci oznaki nadchodzącego ataku... Za wszelką cenę musimy ją odnaleźć przed pełnią, a zostały zaledwie trzy tygodnie.
- Staram się jak mogę.
Ryuuken odwrócił się do Valerii.
- Mam złe przeczucia co do tego. Być może Upadli maczali w tym palce... Bądź ostrożna, Valerio.
- Oczywiście, Lordzie. - Nieskończona ukłoniła się i opuściła gabinet dowódcy straży.

Wychodząc z Komiasriatu, Valeria odetchnęła z ulgą. Do jej myśli szybko jednak doszedł fakt, iż niedługo zobaczy twarz mężczyzny, który niegdyś ją skrzywdził i upokorzył.
- Arthalniel...- powiedziała i wzbiła się w powietrze, podążając w kierunku knajpy, w której lubił przesiadywać ten choleryk.
 

Ostatnio edytowane przez Endless : 02-10-2009 o 21:45.
Endless jest offline