Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2009, 23:49   #23
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Nejl & Lira

Jedi mieli sporo szczęścia, chociaż sami nie zdawali sobie z tego sprawy. Nie mogli wiedzieć, że droidy zaczęły skanowanie terenu akurat od pozycji przeciwnej do pozycji rycerzy. To pozwoliło im oddalić się na pewną odległość, by potem puścić się biegiem.

Po kilkuset metrach zwolnili. Nie dochodziły ich odgłosy przewracanych drzew, strzałów blasterów, czy komend wypowiadanych elektonicznym głosem. Czyżby to oznaczało, że wymknęli się blaszakom? Z pewnością jednak pozostawał problem dżungli.

Wielka, zielona dzicz rozciągała sie po horyzont. Co prawda Lira dostrzegła z wysokiego punktu coś o niezbyt naturalnym kształcie, co mogło być oznaką cywilizacji, ale trzeba się tam było najpierw dostać.

Ruszyli więc przed siebie bez znajomości terenu, bez map, bez pożywienia, a ich jedynym sojusznikiem miała być Moc...


Tamir

- Tak jest, sir - odrzekł klon prawie bez emocji, jednak młodemu Jedi coś nie pasowało w zachowaniu kapitana.

BR-5521 natychmiast odwrócił się na pięcie i ruszył do swoich żołnierzy by wydać im odpowiednie rozkazy. Sam był tylko wojakiem i musiał wykonywać polecenia wyższych rangą, nawet jeżeli mu sie to nie podobało. Nie miał wielkiego doświadczenia, jak zresztą cała armia Republiki, jednak odbył stosowne szkolenie i jego plan wydawał mu się słuszny. Teraz na polecenie żółtodzioba-Jedi musiał go zmienić. Nie mógł być zachwycony tym faktem.

Klony, które zajęły już swoje pozycje, teraz je zmieniały, te które dopiero zdążały na swoje miejsca, musiały zmienić kierunek marszu. Przez krótką chwilę zapanował prawdziwy chaos, ale po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Większość żołnierzy znalazła się tam gdzie być powinna, według Tamira, a nieliczni maruderzy pałętali się jeszcze po wzgórzu. Wtedy nastąpiło coś nieoczekiwanego.

Jedno z dział podczas obrotu, by skierować sie na zachód, zawyło głośno i stanęło. Mimo wszelkich starań inżynierów nie ruszyło się już więcej, pozostając wycelowane na północny-zachód. Zresztą nie było pewnym czy w ogóle można będzie z niego bezpiecznie strzelać. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść.

- Komandorze! - dotarł krzyk do uszu młodego Jedi.

Stanął przed nim jakiś sierżant i wskazując na południowy-zachód powiedział:

- Hieny! Całe mnóstwo!

Tamir spojrzał w tamtą stronę, ale nie było mu potrzebne żadne urządzenie. Droidy było widać jak na dłoni. Bombowce klasy Hiena zbliżały się w stronę wzgórza.




Era

Jedi w końcu postanowiła powierzyć los rannych klonów w ręce sanitariuszy, a sama ruszyła by zająć się kwestią dowodzenia. Pomiędzy dwoma zdobytymi budynkami odnalazła kapitana.

- Jak się pani czuje? - przywitał ją. - Zwiad nawiązał kontakt. Odnaleźli drugą grupę ukrywającą się w tamtych budynkach. Niestety major AR-8422 nie żyje. Zastąpił go kapitan JH-9631. Żadnych śladów cywilów. Wygląda na to, że zostali stąd wypędzeni bądź zgładzeni. Osobiście stwierdzam, że wioska została przygotowana jako pułapka już dawno. Dostałem też wiadomość od komandora. Na razie posuwają się bez problemów, są jakieś pół godziny drogi od nas. Z dachów tych budynków pewnie byśmy byli w stanie ich dojrzeć.

Erze wydało się to dobrymi wiadomościami, ale ton głosu BH-8426 wskazywał na coś innego. Zamiast pochwalić oficera zapytała:

- Coś się stało?

- Są też złe wiadomości. Flota wycofała się. Pierwsza fala została na planecie. Jesteśmy odcięci. Nie mamy zapasów żywności, medykamentów, ciężkiego sprzętu, ani wsparcia powietrznego.
 
Col Frost jest offline