Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2009, 14:33   #2
ZauraK
 
ZauraK's Avatar
 
Reputacja: 1 ZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumnyZauraK ma z czego być dumny
Na Londyńskich przedmieściach, w kierunku wiktoriańskiej rezydencji, spacerkiem zmierzał średniej budowy mężczyzna wysoki na 5 stóp i 7. Natknął się właśnie na artykuł o sobie w przeglądanym Times'ie i znudzony pobieżnie go przeglądał.
"Nowy milioner w Wielkiej Brytani. Martin White [...] Pomimo doskonałych wyników w nauce, nigdy nie chciał się dopasować do ogółu. Cenił i nadal ceni sobie swoją indywidualność. [...] Szczególną słabość miał do wiktoriańskiego zamku nieopodal którego mieszkał. [...] studia Oxford University [...] Majątek Pana White szacuje się na ponad 4 000 000 funtów. [...] Obecnie ten ekscentryczny milioner poszukuje domu swoich marzeń. [...] ostatnio M. White'a widziano w Londynie w pobliżu jednego z okazałych wiktoriańskich domów [...]"
- 4 miliony... - mruknął i roześmiał się na głos z niedoszacowanej kwoty.
Widok był nieco niespotykany - wyglądający na trzydziestolatka brunet śmiejący się w głos na ulicy. W dodatku jeszcze to ubranie: biała koszula w dziwaczne zielone znaczki z wielkim kołnierzem, białe bawełniane spodnie i wypolerowane na błysk białe pantofle. Do tego kontrastujące: czarny pasek i wielkie ciemne okulary. Z daleka wyglądał jakby miał jeszcze kominiarkę białą na twarzy, gdyż w swej bladości w ogóle się nie odcinała od koloru ubrania.
Dochodząc do domu upuścił z wrażenia gazetę, tak wspaniałego domu jeszcze nie widział. Nie mógł oderwać od niego oczu i zanim się spostrzegł zderzył się z jakimś człowiekiem ciągnącym za sobą nastolatka.
- Uważaj jak chodzisz pokrako - rzucił podnosząc z ziemi okulary. Obrzuciwszy swymi bystrymi zielonymi oczami osobnika, który nawet się niezatrzymał, rozpoznał w nim człowieka spotkanego tydzień temu podczas oglądania innego domu. Nałożył okulary i w nienajlepszym już humorze ruszył ku ludziom oczekującym na prezentacje domu. Nie zdążył się dobrze przyjrzeć oczekującym kiedy młody, elegancko ubrany mężczyzna stanął na progu i donośnym głosem powiedział:
- Witajcie! Proszę wchodzić! Mam nadzieje że to co Państwo dzisiaj usłyszą przekona państwa do kupno tego pięknego domu.
Cała grupka ruszyła do wejścia. Martin policzył mimowolnie wchodzących ludzi. - Dwanaście osób. Ze mną trzynaście będzie. - Zaczął się zastanawiać czy przesądy związane z trzynastką są prawdziwe. Szybko jednak zapomniał o swoich rozważaniach chłonąc z wielkim zainteresowaniem słowa przewodnika opowiadającego o bogatej historii domu.
Z epoki wiktoriańskiej wyrwał go krzyk stojącej obok kobiety. Miał już się odezwać rugając ją za zakłócanie spokoju, ale zaczęli panikować także inni. Po chwili dotarło do niego dopiero o co chodzi i popatrzył na schody. Widok był niesmaczny i przyprawiający o dreszcze. Stał sparaliżowany obserwując rozwój wypadków. Do jego świadomości wdarło się imię Steve i chociaż nie wiedział kto to powiedział, to rozumiał, że mowa o tym czymś na schodach. Ocknął się dopiero na głos Steva
- Nie wyjdziecie, nie próbujcie. Zaczęła się zabawa. Dwadzieścia trzy dni grozy. Musicie przeżyć.
Widział jak jakiś postawny mężczyzna rzucił się na gospodarza domu i jak chwilę później Steve podrzucał w ręku jego urwaną głowę. Martinowi zrobiło sie trochę niedobrze, w żołądku poczuł skurcz, zupełnie taki sam jak przy spotkaniu z psami, który serdecznie nienawidził. Strach, tak, to strach pukał do drzwi jego świadomości. Nie zauważył nawet kiedy Steve odszedł.
Zaczęły napływać do niego nowe głosy:
- On... On.. nie żyje... to nie żarty..
- Spójrzcie za okno.. Czerwona mgła...

Mimowolnie spojrzał, a do jego świadomość zarejestrowała fakt, że mgła wcale nie była czerwona, raczej karmazynowa. Bez żadnego uprzedzenia, drzwi same się otworzyły. Na zewnątrz nie widać było nic tylko mgłę przysłaniającą wszystko.
- Wszystko jest lepsze niż to. - rzuciła kobieta z torebką, która wcześniej krzyczała Martinowi do ucha. Ruszyła i po dwóch krokach zniknęła z oczu. Już zbierał się aby iść w jej ślady gdy usłyszał jej głos.
- I co zwykła mgła banda głupków.. Aaaa! Coś mnie chyba ukąsiło. Moja noga! AAAAAAAA! Odgryzło mi nogę! AAAA! Ratunku! POMOCY! AAA! Zostaw mnie a ręką! AAA nie czuje nóg! AAAAA!
Młody mężczyzna krzyknął - Trzeba jej pomóc! - i wbiegł w gęstą mgłę. Wszystko ucichło. Martin wpatrywał się intensywnie w przestrzeń za drzwiami, i aż zadrżał kiedy nagle przy ziemi pojawiła się wystająca z mgły drgającą ręka mężczyzny. Zanim zdążył pomyśleć już ją trzymał i próbował wciągnąć jej właściciela do środka. Ku jego zaskoczeniu poleciał do tyłu trzymając jedynie krwawiący kawałek mięsa który kiedyś był ręką. Z obrzydzeniem odrzucił rękę przed siebie oglądając swoje bielutkie ubranie pochlapane krwią.
Na progu stanął Steve i podniósł leżącą u jego stóp rękę zarzucając ją sobie na ramię. Martin w szaleńczym tempie cofał się do tyłu szorując tyłkiem po podłodze aż uderzył plecami o ścianę.
- 23 dni ha.. ha.. ha.. - rzucił Steve i zniknął w mrocznej mgle.
Drżąc ściągnął okulary i zaczął się nieprzytomnym wzrokiem rozglądać wokół szukając pomocy, zrozumienia, wytłumaczenia. To wszystko przekraczało jego pojmowanie, wykraczało poza ramy jego uwielbianej logiki.
- Pomocy - szeptał - Pomocy.
 
__________________
ZauraK
ZauraK jest offline