Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2009, 14:57   #5
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Najemnik od paru dni przebywał w Waldenhof, gdzie po kilku ostatnich perypetiach w krajach ościennych zaciągnął się do wojska w celu „obrony słabych i uciśnionych” czy jakoś tak to szło. Właściwie ogłoszenie tego całego von Trolle spadło mu z nieba, bo jeszcze do niedawna był bezrobotny i zastanawiał się nawet nad podróżą do Kislevu. I najważniejsze że płacili, bo niepisany kodeks tej roboty mówił jasno – nieważne o co i gdzie walczysz, ważne, że zarabiasz.

Teraz stał na placu, pośród innych „wybrańców”, wśród których można było znaleźć naprawdę ciekawych osobników. Niektórzy z nich z pewnością doświadczali czegoś takiego pierwszy raz w życiu, a wielu z pewnością się przekona, że ostatni. Najemnik zawiesił na chwilę wzrok na elfie wyglądającym na czarodzieja, po czym powrócił do obserwacji otoczenia.


Był mężczyzną dość wysokim i nieźle zbudowanym, wyróżniającym się z tłumu zapewne jednolitym, czarnym strojem, na który składały się wysokie buty jeźdźca, spodnie, skórznia i płaszcz z kapturem. Dopełnieniem ubioru były wyglądające zza barków głownie dwóch mieczy jednoręcznych zawieszonych na plecach. Spokojną, nie zdradzającą żadnych uczuć twarz okalały starannie przycięte wąsy i broda, na ramiona spływały długie, czarne włosy. To nie była pierwsza taka zbiórka w życiu najemnika, więc i nie przejmował się za bardzo, bo i czym? Przejmował się będzie później.
Po chwili na podwórku pojawił się ktoś, kto miał dowodzić całym tym cyrkiem. Kurt aż uśmiechnął się do siebie lekko, gdy zobaczył, że będzie to kobieta. Baba przypominała w dodatku sierżant Werthę, pod którą miał okazję służyć swego czasu i którą szanował za wiele różnych rzeczy. Nawet imię, aparycję i sposób wyrażania siebie sierżant Helga miała podobne. No cóż, w końcu to armia. A najemnik poczuł się, jakby przeżył deja vu, czy jak to się na salonach mówiło. I wcale mu to nie przeszkadzało.
Steiner ze stoickim spokojem wysłuchiwał inwektyw i wplatanych między nie informacji swojego nowego dowódcy. Dobrze wiedział, że kariera kobiet w wojsku przebiegała dwutorowo – albo były na tyle wyraziste i charyzmatyczne, że same szybko awansowały na wyższe szczeble, albo po prostu ciągnęły druta wyżej postawionym w armii. Sierżant Helga nie wyglądała jednak na taką co by chciała ciągnąć pierwszemu lepszemu kapitanowi. No i chyba na odwrót.
Niewiele potem dostali jakieś wątpliwej jakości płaszcze, które wszyscy, jak jeden mąż narzucili na siebie. Gdy Helga skończyła przemawiać i mogli się rozejść, odezwał się ten elfi czarodziej (przynajmniej na takiego wyglądał), a po nim mężczyzna zdradzający rysy południowca.

- Kurt Steiner. – przedstawił się najemnik. Głos miał niski i melodyjny, choć donośny. Słysząc, że Marco zaprasza na wspólną biesiadę, uśmiechnął się szeroko. – Jestem jak najbardziej za, towarzysze. W końcu nic tak nie zbliża ludzi jak wspólnie rozlana wódka i przelana krew, nie?

Kurt lubił alkohol i dobrą zabawę. Czasem nawet przyznawał sam przed sobą, że kiedyś przez takie ostre balowanie czeka go nagrobek. No, ale raz się żyje i trzeba korzystać póki można. Niewiele czasu zajęło im dotarcie do knajpy, która okazała dość schludna i czysta jak na takie podrzędne gospody. Szybko zajęli stolik niedaleko kominka, a Vieri zaczął składać zamówienia.

- Gospodarzu gorzały i żarcia dla moich przyjaciół. Ja stawiam. – dodał klepiąc się po sakiewce. - Zostało mi trochę gotówki po koniku, którego żem wczoraj sprzedał. Jak widać Myrmidia czuwa nad moimi interesami, bo nas skurwiele spieszyli.
- Myślę, że Myrmidia nie ma z tym nic wspólnego, Marco. – Kurt uśmiechnął się krzywo i nalał sobie do glinianego kubka trochę tutejszego wina, przyniesionego przez karczmarza. Uniósł naczynie w górę i wzniósł toast. – Za powodzenie tej wyprawy, pełne sakwy i dobrą walkę! I jeszcze jedną butelkę wina donieś, gospodarzu! Niech nasz kompan z południa wie, jak się tutaj traktuje gości! – Steiner wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

Przechylił do dna i zabrał się za jajecznicę na bekonie, która w dużych ilościach wjechała na stół razem z grubo pokrojonym chlebem i trzema flaszkami tutejszej berbeluchy. Zajadając się kolacją i popijając mocny trunek, najemnik przyglądał się zalotom Vieriego skierowanym do jedynej kobiety w ich gronie, która jak do tej pory nie zdradziła swego imienia. Południowiec miał gadane, a Kurt uśmiechał się tylko pod nosem, widząc jak próbuje się dobierać do kobiety.

Alkoholu ubywało wraz z kolejnymi minutami poświęconymi na rozmowę, gromkie śmiechy i sprośne żarty. Im dalej w noc, tym atmosfera bardziej się rozluźniała, a w pewnym momencie Steiner stwierdził, że jest już co najmniej na niezłym rauszu. Rozejrzał się po sali, w której teraz panował spory tłok i w końcu wyłowił z tłumu rudowłosą, zgrabną kobietę w sile wieku. Ona najwyraźniej też go dostrzegła, bo ponętnym spojrzeniem zapraszała, by przyłączył się do niej przy szynku.


- Wybaczcie, towarzysze, obowiązek wzywa. - klepnął w ramię Marco i uśmiechnął się szeroko. - Powodzenia, Tileańczyku, mam nadzieję, że twoja noc skończy się równie owocnie, co moja.
Najemnik podszedł do kobiety przy barze i dokładnie ją sobie obejrzał. Nie była może szczytem piękności, ale na takim zadupiu dobre i to, zwłaszcza, że już dawno nie miał żadnej w łóżku. Zamówił u barmana kolejkę wódki i uśmiechnął się do niewiasty.
- Mam nadzieję, że masz ochotę się napić. - przechylił do dna. - I coś więcej. - dodał bez ceregieli.
- Myślę, że coś więcej nie zaszkodzi. - rudzielec uśmiechnął się rozkosznie. - Jak cię zwą, woju?
- Kurt. - rzucił najemnik patrząc jej w oczy. Zapach jej perfum mącił mu w głowie. - A ciebie?
- Ilse. - odparła. - I masz szczęście, dzisiejszego wieczoru nie miałam jeszcze żadnego klienta.
- Więc pora to zmienić. - Steiner uśmiechnął się krzywo.
Wynajął u gospodarza pokój, zamówił flaszkę wina i chwycił kobietę za dłoń. Ta, niczym posłuszna kocica, skierowała się z nim ku schodom. Steiner zdążył jeszcze machnąć ręką nowym towarzyszom broni, nim zniknął na piętrze z karczemną dziwką. Zastanawiał się, jak seksownie kobieta będzie wyglądać rano, kiedy on wytrzeźwieje...
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline