Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2009, 18:14   #10
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
~W co ja się wpakowałam?!~
Ta myśl nie mogła być inna, w przypadku Ann Heigl, skulonej pomiędzy rosłymi mężczyznami na placu przed koszarami, tego paskudnego wieczora w sylvańskim Waldenhof. Wyglądająca na dwadzieścia kilka lat niewiasta nie była niska, jak na swoją płeć, sięgała bowiem prawie metra siedemdziesięciu. Ale za nic, w calu najmniejszym, sierżant Helgi przypominać nie mogła, gdyż jej raczej szczupła sylwetka, wychudzona kilkoma ostatnimi tygodniami, nawet w grubej warstwie ubrań i nie za dobrze dopasowanymi bojowymi skórami z magazynu, nie prezentowała się bojowo. Ani groźnie, niestety. Wyłapała męskie spojrzenia natychmiast, uważała, że jest mistrzynią w wyłapywaniu takich spojrzeń. Ostatnio doświadczyła ich wielu, na dodatek nie wszyscy kończyli w ten sposób. Wielu chciało wyraźnie dokończyć oględziny z wykorzystaniem całego jej ciała. Obrzydlistwo, aż się wzdrygnęła na myśl o tym, co może dziać się teraz. Śmierć przy tym nie wydawała się groźna.

Przez chwilę wiązała nadzieję z kobietą, która miała nimi dowodzić, ale szybko zrewidowała poglądy. To wielkie monstrum nie musiało dbać o swoje bezpieczeństwo, zawsze mogło co najwyżej połamać jakiegoś przystawiającego się chłopa. A co miała zrobić ona? Chyba liczyć na to, że nie będą mieli ochoty, albo wszyscy będą lubili chłopców. Równie prawdopodobne jak to, że Mannslieb spadnie z nieba dziś w nocy.
Na dodatek miała ładną twarz, nieużywaną, jakby część pewnie powiedziała. Półdługie, czarne włosy okalały jej gładkolicą buzię, ciemne oczy patrzyły spod grubych i długich brwi, a duże usta zdecydowanie mężczyznom musiały pasować do czego znacznie innego niż tylko mówienie i jedzenie. Przy pasie wisiał krótki miecz, ale to wcale nie zmieniało ogólnego wrażenia, że Ann nawet nie zdołałaby ostrza wyciągnąć, gdyby któryś z nich próbował czegoś, łagodnie to określając, niecnego.

Ocknęła się z bojaźliwych myśli, atakujących jej umysł raz za razem. Jakiś krasnolud, którego pojawienia się nie była do końca świadoma, wcisnął jej do rąk brudną, brązową szmatę. Tak zwany płaszcz.
~Sigmarze, za jakie grzechy tak cierpię!~
Kilka ostatnich tygodni było prawdziwą mordegą, poznawaniem tych najbardziej brutalnych stron żywota ludzkiego. A gdy skończyła swój wieloletni termin u znanego w Wurtbadzie medyka, świat otwierał się przed nią cały! Miała papiery, miała lokum, mogła mieć wszystko! I co? Wystarczył jeden szlachcic, którego uratować się nie dało, którego uratować jej się nie udało, by powiedzieć to dobitniej. Niektórzy ludzie nie akceptowali porażek innych. Z szanowanej znachorki na pomiataną szeregową straży górskiej. Do bandy niewyżytych, szalonych lub po prostu lubiących zabijać chłopów. Piękniejszej zemsty von Luthon wymyślić sobie nie mógł.
~Niech go szlag!~
Owinęła się płaszczem, drżąc z zimna lub przerażenia, wdzierającego się do jej żył jak galopująca kawaleria.

W końcu odprawa się skończyła, przyszedł czas na wydobycie z gardła jakiegoś głosu, który uwiązł tam już jakiś czas temu. Przełnęła ślinę, ale początek nie zapowiadał się tak źle. Owszem, wygląd niektórych mężczyzn z jej nowego oddziału budził grozę i pewien szacunek, albo grozę i obrzydzenie jak w przypadku najbardziej tutejszego chłopka, wyglądającego na wyciągniętego z sianokosów, wcisniętego w zbroję i przyozdobionego bronią. Ale to i on najbardziej przerażał. Elf i niziołek nie dziwili już tak bardzo, w Wurtbadzie spotykała się z przedstawicielami tego gatunku co jakiś czas. Może nie będzie tak źle? Wyglądający na rozbójnika, Ivo, zaskoczył ją tak bardzo, że aż bezwiednie uśmiechnęła się do niego, unosząc delikatnie kąciki ust. Ona również się przedstawiła, korzystając z tego, że przez chwilę nie czuła potwornie dużęj i niestrawnej guli w przełyku.
-Ja jestem Ann... I też miło mi was poznać.
Bo i co miała powiedzieć? "Wyglądacie na strasznych zbirów, ale proszę nie róbcie mi krzywdy?". Brrr. Może trzeba się trzymać blisko halfinga i elfa? Może jako innorasowcy nie będą myśleć tylko o jednym. Albo o dwóch, chociaż teraz jej piersi zupełnie nie było widać, nawet nie dało się określić ich rozmiarów pod tym całym ubraniem i skórami. Jeden tego plus, bo na tyłek już się na pewno patrzyli!
~Ciekawe czy kiedykolwiek uwolnię się od tych myśli. Pewnie pierwej polegnę gdzieś na jakimś zapomnianym polu, przebita orczym mieczem.~

Poszła do karczmy, uznając, że tak będzie lepiej. Zmierzyć się w pierwszej konfrontacji w celu zatrzymania wątpliwej czci. Nie mogła nic na to poradzić, myślała tylko o tym, gdy patrzyła na tych obcych ludzi. Miała rację, zdążyła wypić tylko pół kubka rozwodnionego, marnego wina, gdy poczuła czyjeś ręce i klapnęła na kolana jednego z najemników. Przełnęła ślinę, z początku przerażona tak bardzo, że nie mogła się poruszyć. Obcokrajowiec, który pozyskiwał serca reszty oddziału darmowym trunkiem. Sprytne, mógł teraz jej składać takie propozycje, a ona nie miała szans na pomoc, znikąd! Przez chwilę myślała o tym, by wyszarpnąć sztylet z długich, skórzanych butów i wbić go prosto w serce człowieka, który na tę chwilę tylko ją obrzydzał. Ale to by nie pomogło, a gdyby nie zdążyła, ałć. Lepiej było nie ryzykować. Zmusiła swój mózg do pracy, pozwalając się przez chwilę macać. Na szczęście bojowe skóry były grube. Potem zwinnie wykręciła się z jego łapsk, z gracją wstając i przestępując ławę, tak by stanąć za Marco. Objęła go za szyję, prawie czule.
-Prawdziwie hojna to propozycja z twojej strony, dzielny żołnierzu.
Uśmiechnęła się, chociaż tak na prawdę w środku cała dygotała.
-Ale czy nie uważasz, że trochę przedwczesna? Wyglądasz na bardzo sprawnego wojownika, ale co jeśli inni są lepsi a w drodze do mojego serca, przeszyją żelazem twoje? No i skąd mam wiedzieć, że byłbyś w stanie mi dogodzić. Może wyjmiesz to swoje twarde jak stal przyrodzenie i pochwalisz się wszystkim jego wielkością? Bo chyba jest wygłodniałe.
Oderwała się od niego, obdarowując go kolejnym uśmiechem pełnych ust i siadając na ławie kilka metrów dalej. Starała się maskować swoje przerażenie, ale dla czułego oka pewnie było je widać, gdy trzęsącą się lekko dłonią uniosła kubek z winem i przyłożyła go do ust.
-Jest jeszcze coś. Podejrzewam, że tylko ja potrafię poskładać rannych do kupy inaczej niż obcinając zranione kończyny. Wiesz co się dzieje, gdy zaszyje się w ranie coś, co zdecydowanie nie powinno się tam znaleźć?
Przestała się uśmiechać. Już była zmęczona, ale nie mogła dać się zdominować. Może potem, gdy którego pozna bliżej. Ten Ivo był całkiem przystojny, a przy tym chyba nie udawał za bardzo tej uprzejności. A może elf? Był magiem, ale ta posągowa sylwetka, egzotyczne rysy... Tileańczyk nie zaskarbił sobie jej przyjaźni już na samym początku. Miała ochotę uciec, daleko. Wiedząc, że nie może, chciała tego tak mocno, jak jeszcze niczego w życiu. Tylko na zewnątrz próbowała być twarda, wiedząc, że gdy się złamie, to jej życie zacznie dobiegać paskudnego końca. Oby wyruszyli jak najszybciej i szybko spotkali wroga. Taka śmierć była lepsza, tak przynajmniej myślała sobie Ann Heigl, siedząc pomiędzy twardymi i śmierdzącymi mężczyznami w Waldenhowskiej spelunie.
 
Lady jest offline