Nie miałeś już nic innego do wymyślenia, co, Sebastian? Dobrze, żeś tam ich nie pozabijał
- No nic, jeśli już nie mamy nic innego do zrobienia to zajmijmy się dalszą rekrutacją - powiedziała Keira, kończąc teatralnym westchnięciem. Rozległo się "następny" i do sali wtoczył się barczysty krasnolud. Pijany.
- Temu panu podziękujemy - powiedziała Keira, wskazując drzwi. O dziwo przedstawiciel brodatego ludku wyszedł bez przynaglania i powtarzania. Sebastian mógł śmiało podejrzewać, że Metz pomogła sobie magią, ale pewien być nie mógł. - Następny! - rozległo się już kolejny raz w korytarzu. Rozlegało się jeszcze wiele razy. Słońce już minęło zenit, gdy wreszcie błędny rycerz dopchał się do wielkich odrzwi. Na wołanie następny wszedł. I, o dziwo usłyszał, że zostaje.
Zarówno on, jak i magiczka musieli zostawić swoje konie u strażnika przed ratuszem. Zerrikanka wyglądała na zadowoloną, z obrotu sprawy, a zwłaszcza z tego, że nie trzeba stać na śmierdzącym placu, na którym znajdowali się już od kilku dobrych godzin. Przed nimi do pałacu wlazł jakiś dziwny mężczyzna w krótkich spodniach. Bez trudu można było go sklasyfkiować jako barda i wędrownego śpiewaka.
Tymczasem na placu Zakuj dzielnie stał przy koniach. Wierzył w zaszczytny i wzniosły cel swej misji. Nilfgaardczyka zatrzymali przed ratuszem i z nieznanych przyczyn nie chcieli go za nic dopuścić. Zdawali się być głusi na tłumaczenia i inne próby persfazji.
__________________ I'm the Lizard King...
Wszyscy sÄ… inni, tylko ja jestem taki sam... |