Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2009, 22:20   #9
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karen i tak zamierzała iść na górę. Swoje wiedziała. Wlazła w kałużę krwi i już. Czuła w środku, że to prawda. Może świńskiej, albo psiej, a może ludzkiej, tego nie potrafiła rozpoznać, ale przecież trzeba sprawdzić. Skoro już weszli do tej opuszczonej chałupy zrobią coś ciekawszego od palenia stuffu z Nowego Yorku.

Pokonała kilka stopni, ale zatrzymała ją muzyka. Chciała powiedzieć coś cierpkiego, ale zamiast tego zastygła z wpół otwartą buzią. Cholerny, zadufany w sobie, ładniutki Mike potrafił grać.

Ale gdy po policzkach pociekły jej łzy, miała dość. Tak nie powinno być. Nie płakała jak wsadzali ojca, a teraz będzie przy głupiej melodii? Było w tym coś upokarzającego. Mike przesadził. Mógł sobie nazywać ja głupią, ale teraz to ktoś powinien dołożyć pianiście. Chce im robić z mózgu sieczkę, niech się najpierw zapyta. Jak Alice, choć ona też w sumie nie dała wyboru Adamowi.
Dziewczynka szybko wytarła rękawem oczy. Spojrzała z ukosa na stojącego obok Matthew. Czy widział tę żenadę? Ale to, co zobaczyła otworzyło jej buzię jeszcze szerzej.
- Nie żartuj, beczysz? –wyszeptała, zdziwiona tym bardziej niż kałużą pod stopami.
Musiała uderzyć go w plecy, żeby oprzytomniał.
- Beczałeś? – zapytała znowu, ale zaraz zamilkła pod spojrzeniem chłopaka. To nie jego wina, wszystkich zamurowało. Nawet artystkę Sue.
- Nie przejmuj się stary – Karen powiedziała to głośno, do Mike’a, najsłodszym ze swoim żmijowych tonów – Wiemy, że grasz dobrze, to po prostu zardzewiały instrument i melodia paskudna.

Ruszyli na górę. Znowu szła ostatnia. Wychodziło jej to samoczynnie, musiała się pilnować, żeby ciągle nie odstawać krok za innymi. Nie to, żeby chodziła wolno. Raczej była szybka. To się nazywało przestrzeń intymna. Miała ją jakąś dużą. Wieczne wkurzenie rozpychało się łokciami i w zbitych grupach nie miało czym oddychać.
Ale dziś wszystko było nie tak. Na piętrze pluła nieistniejącymi robakami. Musiała aż oprzeć się o ścianę. Przez moment przyszło jej do głowy, że to jakiś głupi sen. Uszczypnęła się w rękę, raz i drugi. Zabolało. Zaklęła pod nosem. Pomyślałaby, że to atak, ale z nich zwykle nic nie pamiętała.

A potem w świetle latarki Alice, zobaczyła te ciałka. Zwymiotowała.
Powiodła wzrokiem po reszcie. Dopiero, gdy to samo zobaczyła i w ich oczach, uwierzyła własnym. Przestrzeń intymna skurczyła się mikroskopijnych rozmiarów. Prawie deptała po piętach Adamowi.
- Zadzwonię na policję. – Bardzo chciała powiedzieć coś rozsądnego, tylko jej głos nie wiedzieć czemu zapiszczał cienko jak u małego kociaka. A myślała, że najgorsze, co mogą tu zobaczyć to zwłoki zaszlachtowanego zwierzęcia,
Zwymiotowała drugi raz.
- Na dole był telefon? – pytała znowu, nadal tym okropnym piskliwym tonem.
A potem odezwała się do nich postać z wanny. W przeciwieństwie do zachowania, pytanie Mike było jak najbardziej na miejscu. Chociaż Karen znała odpowiedź. Kobieta nie była żywa. To niemożliwe.
Dziewczyna przemogła się. Nie patrzeć na te ciałka na hakach. To proste. Miała wprawę w niewidzeniu. Nie zauważaniu rozpaczy. Drżących dłoni i łez. Stanęła tyłem do rzeźnickiej wystawy.
- Proszę się nie ruszać, zadzwonimy na pogotowie i policję. – odciągnęła Mike’a na odległość metra. Był głupi, żeby tak włazić w łapy trupowi.
- Zaraz stąd pójdziemy Sue. Alice daj mi zapalniczkę! – Prawie wyszarpała ją z ręki koleżanki. Wątły płomyk parzył palce.
- Poszukam telefonu, jeśli go tu nie ma ktoś powinien iść zadzwonić. Budka jest 300 metrów stąd, na skrzyżowaniu.
- Matt, może da się włączyć światło? Chyba na półpiętrze była ta, no … skrzynka z bezpiecznikami.
Właściwie czuła zażenowanie, że tak dużo mówi. Nie kontrolowała tego. Jakby strach dało się pokonać tylko słowami.

Ruszyła w poszukiwaniu aparatu. Sztywna jak drewniana kukła. I znowu przekonana, że siedzi w jakimś swoim strasznym śnie. Jedną dłoń miała całą we krwi. Nie wiedziała kiedy się nią wymazała.

Sue spod kaptura wystawał kawałek nosa i usta. Puściła rękaw Ali. Widocznie rozsądek Karen przywołał ją nieco do pionu.
- Poczekaj! - rzuciła już spokojniej, łapiąc drugą dziewczynkę za rękę. - Pójdę z Tobą, co się sama będziesz szlajać.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 27-10-2009 o 00:01. Powód: końcowa deklaracja Sue :)
Hellian jest offline