Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2009, 12:10   #7
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Post powstał przy wspolpracy z Midnight

Tawerna "Pod Pijaną Papugą" pokój kapitana Figueroi

Trzaśnięcie odniosło swój skutek. Figueroia poderwał się z lichego łózka, gdzie oddawał się z zapałem poznawaniu wszystkich mielizn i zatoczek tawernianej dziewki.
- Czego tu !? Wynocha ! Martin !
Gdy jednak przyjrzał się uważnie gościowi na jego twarzy zagościł lubieżny uśmieszek.
- No proszę, mała Rubin - zarechotał - Słyszałem, że ostatnio nie wiedzie ci się najlepiej ? Może wina ? - wskazał na kulawy stolik, gdzie stała butelka i dwa kielichy - albo dołączysz do nas ?

Drzwi powtórnie się otworzyły i wpadł przez nie do izby drugi ze stojących na warcie korsarzy. Jednocześnie za nim wdarł się harmider rozróby toczącej się na dole.
- Panie kapitanie ?
- Won ! - Figueroia nie silił się na tłumaczenia, tylko porwał ze stołu pistolet
- Tak jest - Martin zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Porozmawiajmy zatem - wskazał widząc minę Rubin zydel i jednocześnie pożegnał swą dotychczasową towarzyszkę mocnym klapsem. Poczekał, aż za dziewką zamkną się drzwi.
- Co cie do mnie sprowadza ?

Spojrzała na niego nieco gniewnie. Uwaga o kiepskim stanie mieszka, co to go przy pasie miała podziałała na nią niczym płachta na byka.

- Pogadać mam ochotę, wiec lepiej zakryj swój kordelas bo niewiele ci się w tej rozmowie przyda. No chyba że tylko nim myśleć potrafisz, tedy uznam, że złą osobę do interesów wybrałam i spokój dam twym myślom co byś ich w innym celu mógł użyć...

- Nie fatygowałaś się tu by się ze mną kłócić. A o interesach pogadać można zawsze - nie zrażony uwagami dziewczyny rozwalił się na posłaniu kładąc na nim ubłocone buty, których nie zdjął nawet do figli z dziewką.

Wymruczała gniewnie uwag kilka męskiego rodzaju się tyczących po czym ruszyła w stronę stolika na którym karafka stała.

- Plotka głosi że wiesz to i owo o O'Donellach.

Mówiła nalewając sobie potężną porcje napoju niewiadomego pochodzenia.

- Tak się składa, ze mieli coś co mi się należało.

Nie miała zamiaru owijać w bawełnę i bawić się z nim w gierki jakoweś. Jak będzie trzeba to i do łoża mu wskoczy, a swoje dostanie.

- Poniekad.

Dorzuciła po czym upiła duży łyk owego, jak się okazało marnego napoju. Skrzywiła się po czym odstawiła kielich na miejsce jego przez co stolik niebezpiecznie przechylil sie na jedna ze stron niczym statek sztormem targany.

- Cóż ty za szczyny pijasz do diabła?!

- W sam raz dla takiej jak ty - mruknął.
Jednak w jego oczach błyszczała ciekawość i jakby czujność gdy odpowiedział.
- O O'Donnelach ? A co może chcieć od nich taka dziewka jak ty ? - wzruszył ramionami.
- Może wiem, może nie, wszystko ma swoja cenę... malutka
- Ale ale co mogą mieć takiego co do ciebie należy ... pomyślmy
- postukał się palcem po nieogolonym policzku - co też mogli ci zabrać ? Chyba nie cnotę ? - spytał z udawanym oburzeniem.

Prychnęła wściekle niczym rozjuszona kotka. Nie mając niczego lepszego pod ręka zdzieliła stolik solidnym kopniakiem powodując jego przewrócenie.

- Nie drażnij się ze mną Figueroia. Niejeden już próbował i niejeden krwią splunął wiec bacz by i ciebie to nie spotkało.

Ciskając błyskawicami z oczu i odruchowo dłoń na rękojeści kordelasa zaciskając ruszyła w jego stronę by wreszcie przy łożu stanąć i obrzuciwszy pogardliwym spojrzeniem męskość piracką, mówiła dalej.

- Cnoty nie skradli bo do tego czegoś więcej trzeba niźli wątpliwej sławy przyrodzenie. Nie udawaj głupszego niż jesteś. Chce mapę Figueroia i na wszystkie świętości, będę ją miała. Pytanie tylko czy będzie w tym zysk dla ciebie czy też dla innego mądrali co to butów zdjąć nie może bo go chuć zżera.

- Mapę ? Skąd wiesz o mapie ?
- poderwał się z łoża i stanął przed Rubin. Górował nad nią co najmniej o głowę, nie mówiąc już o tym o ile przewyższał ją siłą.
Po chwili jednak uspokoił się i zaczął świdrować ją wzrokiem.
- Twój ojciec pływał z O'Donnelem, mógł coś usłyszeć...

- No dobrze, lubię takie zadziorne dzierlatki... Pomogę ci. Wiem gdzie jest młodszy z O'Donnellów , Daniel. W zamku Castillo de la Real Fuerza, w Hawanie. Gości go sam hiszpański gubernator Kuby. Sama widzisz, że nie wydostaniesz go stamtąd.
- Nie masz załogi, a ci wszyscy kapitanowie przybyli tu nie dla popijawy. No nie tylko
- poprawił się.
- Szukają ludzi, a ty ... Ty niewiele jeszcze znaczysz...

Miała ochotę wyrżnąć go w ta głupią mordę za każde niemal słowo jakie z jego ust spłynęło. Jednak niektóre wzbudziły w niej nieco inny gniew, który w końcu zwyciężył głupie zachcianki.

- Hiszpanie...

Wysyczała niczym żmija gotująca się do ataku.

- Pomożesz...

Spojrzała chytrze na niego po czym przyoblekła twarz w słodziutki uśmiech.

- Pewnie nie za darmo boś ty nie z takich. Na czymże więc ta pomoc polegać by miała i ile mnie to kosztować będzie?

- Nic, prawie nic. Przywieziesz mi sługę Daniela. Takiego starego Chińczyka, czy Japończyka. Niemowę, nazywa się Sij. Tylko tyle, prawda ze niewiele ?
A ja pomogę ci zebrać załogę... Umowa stoi ?


Spojrzała niepewnie.

- Tylko tyle?

Coś jej tu nie pasowało jednak problemami zawsze może się zająć później.

- Stoi.

- Zatem chodźmy... - wskazał jej kurtuazyjnie drzwi na galerię




Kapitan Figueroia


Tawerna "Pod Pijaną Papugą " - sala główna (i jedyna)

Tu natomiast tymczasem szalała dalej radosna bijatyka.
Okładano się z zapałem i wprawą, nurzając się w kłębach tytoniowego dymu i oparów rumu.
Tygrys podniósł wzrok wypatrzył w końcu swój mieszek leżący kolo botforta jakiegoś paniczyka. Z wprawą wymanewrował kilku bijących się i opadł na czworaki by dosięgnąć swej zapłaty. Sakiewka leżała obok botforta jakiegoś paniczyka. Chińczyk mimowolnie i ujrzał niespełna trzydziestoletniego mężczyznę, w towarzystwie oszałamiającej blondynki, która z odętymi pogardliwie ustami obserwowała rozróbę.

Oier z wprawą rozdawał ciosy na prawo i lewo, w końcu w czym jak w czym ale akurat w knajpianych bijatykach miał wprawę. Po części zawdzięczał to swojemu zamiłowaniu do śpiewu, ale no cóż wielcy artyści rzadko znajdują uznanie w oczach maluczkich.
Uchylił się przed czyjąś piąchą, odpowiedział ciosem w tłusty kałdun, po czym oberwał cios w ucho po którym pod czaszką rozbłysło mu tysiąc gwiazd.
Zdołał rozpoznać Wielki Wóz, gdy uderzenie z drugiej strony wyświetliło mu gwiazdozbiory Południa. Na oślep namacał leżący taboret i już miał zadać nim razy na lewo i prawo, gdy wystrzał pistoletu, spowodował, że wszyscy zamarli i spojrzeli na środek sali.

Stal tam marynarz w sile wieku z dymiącym pistoletem
- Koniec tej bijatyki - rzekł.





Tawerniani bywalcy popatrzyli po sobie z niedowierzaniem, po czym ryknęli zgodnie głośnym śmiechem. Ciśnięta celnie butelka zawirowała w powietrzu i rozprysnęła się na głowie człowieka z pistoletem. Ten wywrócił oczami, aż ukazała się ich białka, po czym osunął się na ziemię z cichym - ups...

Nie dane było jednak kontynuować zabawy, bo korzystając z chwili ciszy na stół wskoczył kapitan Alvareda. Ocierał usta jakby przed chwila miał w nich coś nieświeżego, splunął strzępkiem pasiastego materiału, nasadził kapelusz na łeb i przemówił wcale mocnym głosem.
- Jestem kapitan Alvareda ! Znacie mnie wszyscy. Wiecie że mój okręt "Niezatapialny IV" jest najlepszym brygiem na Karaibach. Poszukuje do załogi prawdziwych mężczyzn ! Obiecuje łupy i napitki. Ale tylko dla prawdziwych mężczyzn. I kobiet oczywiście - dorzucił szybko widząc że prawie ćwierć gości 'Pod Pijaną Papugą" to panie.

Przerwał mu wściekły ryk Czarnej Consueli.
- Takich jak ten ? - mówiąc to trzymała mocno za spodnie w okolicach przyrodzenia średniego wieku korsarza. Po jego twarzy spływały stróżki potu a usta szeptały coś cichutko, chyba modlitwę do świętego Judy patrona spraw beznadziejnych.
- Czy to przypadkiem nie twój pierwszy oficer Alvareda ? Jak się zwiesz chłoptysiu ?
- Jestem... jestem... Chick Dannney madame...
- Madame ? Madame kanalio ? Jestem PANNĄ
- głos Consueli wzniósł się do zda się nieosiągalnych dla ludzkiej mowy rejestru wyżyn, potrząsnęła nieszczęśnikiem, puściła i wysłała solidnym kopniakiem w stronę Krwawego Kapitana.
- Panną jestem, pamiętaj rybi padalcu - ostatnim słowom towarzyszyło pogardliwe spluniecie.

Alvareda niezrażony ciągnął.
- Chicku nie nagabuj tej szlachetnej damy i chodź tu - jak widać kapitan widział tylko co chciał widzieć co w połączeniu z rumem w którym się lubował zapewniało mu wieczny optymizm i dobry humor.
- Jak wiec już mówiłem mam najlepszy...

- Milcz Alvareda ! Słowom tym towarzyszył huk wystrzału, kapelusz Alvaredy zawirował w powietrzu i delikatnym ślizgiem wylądował pod którymś ze stołów.
- Jesteś tylko zwykłym śmierdzielem, który pierwszy okręt dostał od swego tatusia handlarza ryb i lichwiarza.
- Ty tez
- lufa pistoletu z którego snuła się jeszcze smużka dymu skierowała się w stronę Tygrysicy Filipin i co dziwne ta posłusznie zamknęła usta.
- Jestem Figueroia, Morski Pies i żadnego z was obrzygańce i kurwiciołki nawet nie wpuścił bym na pokład. Ale ta oto dama - wskazał na młodą dziewczynę stojącą obok - poszukuje takich właśnie urwanych z szubienicy kanalii, a ja popieram jej wyprawę.
- Kto zamustruje się się na "Krwawą Diablicę" tej oto panny będzie mógł po tym rejsie zaciągnąć się na mój okręt.
- A teraz wyrzucić tych, co byli tak słabi, że nie dotrzymali kolejki... I kolejka dla wszystkich !


Odpowiedział mu ryk wdzięczności i z ochotą zabrano się za wyrzucanie omdlałych i pijanych.
Nancy i jej obsługa przy pomocy kilku piratów chwacko się z tym uwinęli i gdy korsarska brać miała z powrotem zacząć raczyć się rumem jedna z dziewek, która widocznie postanowiła przetrząsnąć mieszki wyrzuconych marynarzy wpadła z impetem do Tawerny.
- Łapacze idą !!!



Podoficer jamajskiego garnizonu


Marynarka brytyjska cierpiała ciągle na brak marynarzy.
Trudno się zresztą dziwić, skoro warunki na okrętach Jego Królewskiej Mości były parszywe, żarcie paskudne, rum marny, a najbłahsze przewiny karano za pomocą "kota o dziewięciu ogonach"
Wobec wojny z Hiszpania i Holandią, oraz ciągłych utarczek z Francuzami gubernator zarządził formalne łapanki, i zazwyczaj delegowano do tego nie mniej niż półkompanię żołnierzy.

"Pod Pijaną Papugą" zapanował znowu istny chaos, lecz teraz każdy myślał o tym by zaszyć się jak najdalej stad, bo po pierwsze nikomu nie uśmiechała się służba na liniowcu, a po drugie wielu wolało uniknąć nieuchronnych w wypadku złapania pytań.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 31-10-2009 o 23:11.
Arango jest offline