Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2009, 13:04   #1
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
[Wampir: Mroczne wieki] Nie otwieraj oczu pod wodą

Nie otwieraj oczu pod wodą



Ocean szemrał. Szemrała plaża odgłosem setek twardych krabich nóg. Skorupiaki pierzchały przed Biasem, chowając się w popłochu między kamieniami. Chłopiec poprawił kosz zawieszony na ramieniu i zręcznie pochwycił kolejnego skorupiaka za odwłok. Przyglądał się przez moment przebierającym bezradnie nogom, rozpaczliwie drgającym żuwaczkom, drażnił zwierzę palcem, prowokując do strzelania szczypcami.
- Bleeeeee! Ehehehehhhhee! - znudzony zabawą, cisnął kraba do kosza. Posiłek ubogich – bogacze nie zaszczycili morskiego robactwa nawet pogardliwym prychnięciem, ale rodzina Biasa nie należała do bogaczy. Jego matka otworzy kosz, uśmiechnie się i ugotuje na krabach zupę, którą zjedzą, gdy tylko ojciec wróci z porannego połowu. Trzeba tylko złapać kilka dużych – i można wracać do domu, do przylepionej między skałami chatynki, a potem razem z chłopakami Rosy, której mąż zginął podczas sztormu, pobiegną do Ferrolu i w porcie popatrzą na statki. Może posłuchają opowieści o dalekich morzach, może pomogą marynarzom, a potem w zaułku godzinami będą oglądać dziwną, obcą monetę rzuconą w podzięce, snując marzenia o tym, gdzie popłyną, gdy zostaną kapitanami.

Bose stopy Biasa, brudne i niemal tak twarde jak pancerz kraba, zachrzęściły po piasku. Na końcu plaży skały tworzyły palce wyciągnięte na zachód, odpływ zostawiał w nich wodorosty, między którymi szukały schronienia największe sztuki. Bias odłożył kosz i z okrzykiem godnym wojownika skoczył między skały. Znieruchomiał. Pomiędzy długimi włosami wodorostów roiły się kraby. Musiały znaleźć coś do jedzenia, pewnie zdechłą rybę, albo inny specjał, którego nawet rodzina Biasa nie włożyłaby do garnka. Twarz chłopca rozjaśnił uśmiech, jego dłonie wystrzeliły do przodu jak atakujący drapieżnik. Kiedy podniósł się z piasku, w każdej ręce dzierżąc ogromnego, strzelającego wściekle szczypcami skorupiaka, zobaczył, do czego zbiegły się kraby.

Między wodorostami leżał ludzki palec z zerwanym paznokciem, ciągle tkwił na nim złoty pierścień z ogromnym, zielonym kamieniem.

Bias nie pobiegł tego ranka do portu, nie posłuchał opowieści z dalekich mórz i nie zarobił żadnej monety. Jego ojciec długo obracał znaleziony palec z pierścieniem w swoich popękanych, spracowanych dłoniach. Wreszcie wyciągnął nóż i zerwał błyskotkę. Palec rzucił kotu, schował złoty skarb do kieszeni, a Biasa najpierw pogłaskał po twarzy, nazwał swoim dzielnym synkiem, a potem sprał, żeby siedział cicho, kiedy sam ruszył do Ferrolu, by sprzedać pierwszy w życiu kawałek złota, jaki było mu dane trzymać we własnej dłoni. Na nieszczęście dla niego, i dla jego rodziny, która nie doczekała się jego powrotu – pierścień był również ostatnią złotą rzeczą, jaką rybakowi było dane posiąść.

***


Złoty pierścień z oliwinem leżał na stole. W zielonym kamieniu światło świec pełgało tajemniczo i szyderczo jak błysk w oczach kota. Książę Damaso Hiero da Labrera gniewnie bębnił palcami lewej dłoni po blacie, jego usta zacisnęły się w bladą, zawziętą kreskę. Palec książęcej prawej dłoni wycelowany błądził w powietrzu, wskazując coraz to innego ze zgromadzonych. Książę szukał winnego. Książę szukał osoby, którą mógłby obarczyć winą za śmierć swego ukochanego ghula, biskupa Benedicto, który przepadł razem z książęcym statkiem „Estrella”, a pierścień był jedynym, niemym niestety, świadkiem tego, co wydarzyło się na morzu. Książę szukał osoby, na którą mógłby wybuchnąć słusznym gniewem.

Rabia powstała, kiedy tylko wskazał ją palec. Szaty zakrywające Kapadocjankę od stóp do głów zafalowały, buchnął zapach perfum, słodkich i mdłych jak kwiaty na grobie.
- Nie jestem ci potrzebna, panie. Poślij po mnie, gdy będziesz miał ciało, a nie błyskotkę.
Jej głos był wytłumiony przez grube warstwy materiału, z twarzy widać było tylko ciemne oczy. Skinęła księciu zdawkowo, zdaniem Nosferatu Jokanaana – zbyt zdawkowo. Nawet jak na osobę zupełnie pozbawioną znaczenia i wpływów.

Stary, sprytny Trędowaty obserwował uważnie księcia Damaso od kiedy ten usadził swój tyłek na tronie w morskiego drzewa, przynależnego księciu Ferrolu. I Jokanaan dobrze wiedział, że cholernego Ventrue mniej obchodzi rzeczywiste poparcie, a bardziej owego poparcia ceremonialna demonstracja. Książę od pewnego czasu zaczynał wykonywać ruchy nerwowe i nader nieprzemyślane, i Jokanaan w zaciszu alkowy szeptał do swej ukochanej Salome, że po dziedzinie rozchodzi się ten szczególny smrodek, jaki daje grunt palący się pod stopami wysoko postawionych.

Tego wieczoru do Jokanaana uśmiechnęło się szczęście. Gniew księcia go minął. Tego wieczoru padło na Gangreli, zdaniem Jokanaana, jak zwykle niesłusznie, i jak zwykle dlatego, że Cykada – jak zwykle – była nieobecna. Damaso nie musiał się obawiać, że nosząca się dumnie wampirzyca ośmieszy go przed wszystkimi. Mógł sobie w spokoju poużywać na jej podwładnym.

Twarz Kraba stojącego za pustym krzesłem Cykady była nieruchoma i spokojna – może z powodu pokrywającego ją pancerza, który wymuszał niewzruszoność mimiki, a może dlatego, że Gangreli zebranych wokół Cykady w twierdzy Oko Zachodu cechowała ta uparta pewność, że są nie do ruszenia. Tylko oni utrzymywali liczną flotę.

Krab oparł położył dłonie na oparciu krzesła, szczypce szczęknęły o stare drewno. Wysłuchał tyrady Damaso jakby tyczyła się kogo innego.
- Cykada jest na morzu – głos miał nieprzyjemny, jak mokry żwir trący o kamienie. - Stawi się u księcia po powrocie.
- I dobrze! - wtrącił nieoczekiwanie i wesoło milczący dotąd Celestin. Twarz Szaleńca rozjaśnił uśmiech magika, który zaraz pokaże publice szczególnie ciekawą sztuczkę. - I dobrze, bo jako jedyna robi coś, co pomoże wyjaśnić tę śmierć.

Milkły kroki odesłanego przez Damaso Kraba. Jokanaan skulił się na swoim krześle. Instynkt go nie mylił, nigdy, a teraz gdzieś pod martwym sercem narastało przeczucie, zimne i czarne jak morskie głębiny.

Celestin rozgarnął spadające mu na czoło ciemne włosy. I ośmielił się zwrócić księciu uwagę.
- A cokolwiek znajdzie, należy jej się nagroda. Jej i jej ludziom. Za to, że wypłynęła niezwłocznie, nie czekając na rozkazy, bo tu liczył się czas. Nie możemy sobie pozwolić na ignorowanie Zwierząt. Nie tych, którzy znają morze. Nie tych, którzy raz za razem udowadniali swoją wierność.
- A dlaczegoż to, Celestinie? - głos księcia jest pogodny i niefrasobliwy, zebrani odetchnęli z ulgą. Wszyscy prócz Jokanaana, który chciał wrzeszczeć, krzyczeć do Malkaviana – zamilcz, teraz zamilcz, ani słowa więcej – a najbardziej pragnął znaleźć się daleko stąd.
- Bo twoja dziedzina, mój panie – Celestin mówił głosem równie wesołym jak Damaso – trzyma się nabrzeża jak pijany płotu. Jak w końcu obali się na ziemię, nie znajdzie się nikt, kto by ją podniósł na powrót na nogi. A statkami najłatwiej będzie nam uciec.

Cisza. Oczy księcia są czarne jak serce nocy. Przywódca Toreadorów tłumi chichot. A potem śmiech uderza jak fala przypływu. Najgłośniej śmieje się książę, choć jego oczy
dalej są zimne i nieruchome jak kamień.

Dwa dni później nie śmiał się już nikt. Książę zamknął Celestina w suchej studni, gdzie Szaleniec po raz pierwszy od wieków obejrzał świt. A z morza powróciła Cykada. Przywiozła fragment mostka, poznaczony długimi sznytami, jakby na pokładzie walczyła bestia o długich pazurach. Przywiozła też kapitana „Estrelli”. Ktoś pozdzierał mu z dłoni i stóp wszystkie paznokcie, a na piersi wyrył nożem napis „Limpieza de sangre”.

***


Witam w rekrutacji do przygody „Wampira: Mroczne wieki”. Wydarzenia w przygodzie rozpoczynają się dzień po opisanych w powyższym wstępie, mamy rok 1515.

Przygoda będzie toczyła się w mieście Ferrol i jego okolicach, w toku przygody przynajmniej część postaci prawdopodobnie zechce odbyć morską podróż. Dziedziną włada przedstawiony już Wam zamordysta, ups, książę, z klanu Ventrue - Damaso Hiero da Labrera. Dziedziną tą włada od lat 50, kiedy to zajął owo niewygodne krzesło w wyniku sprawnie przeprowadzonego przewrotu, zabijając poprzedniego księcia z klanu Lasombra.

Dziedzina obejmuje samo miasto Ferrol oraz wąski pasek wybrzeża, ciagnący się na zachód od miasta, którego granica jest zajmowana przez Gangreli twierdza Oko Zachodu. Na południe mamy zatokę, na północ dzikie górzyste tereny – w które zbiegli ci, którzy 50 lat temu nie chcieli pokłonić się nowemu księciu – głównie przedstawiciele klanu Brujah.

Książę jest owładnięty ideą czystości krwi – limpieza de sangre. Swoje panowanie rozpoczął od likwidacji barria, w którym mieszkali przechrzczeni Żydzi i potomkowie Maurów. To było jednym z powodów masowego exodusu na północ – poprzedni książę nie miał podobnych pomysłów i w mieście szukało schronienia wiele wampirów o takim pochodzeniu. Teraz się skończyło, i to definitywnie. O limpieza de sangre można poczytać tu: Limpieza de sangre - Wikipedia, the free encyclopedia

Postacie:

Wasze postacie pojawiły się w mieście już po przewrocie, a więc po gwałtownych wydarzeniach, w wyniku których Damaso Hiero da Labrera został niemiłościwie nam panującym księciem. Proszę w miarę możliwości nie tworzyć wampirów starszych niż 170 lat. Szczególną uwagę proszę zwrócić na opis cech pozycji – to one świadczą o tym, kim Wasze postacie są w mieście. Zgłoszenie winno zawierać historię, opis charakteru i wyglądu, ewentualny obrazek.

Klany:
Brujah, Gangrel, Lasombra, Ventrue, Malkavian, Kapadocjanie, Toreador, Nosferatu, Ravnos

W wyjątkowym przypadku bardzo dobrej karty przyjmę ukrywającego tożsamość klanową Assamitę.

Punkty:

Atrybuty: 7/5/3, Zdolności 13/9/5, Dyscypliny 5, Cechy Pozycji 10, Charakter 7, Punkty wolne 25, Miłego kolorowania kropków.

Nikomu w dowód zaglądać nie będę, ale ze względu na możliwy tok fabuły, proszę aby zgłaszały się osoby pełnoletnie.

Przyjmę 3-4 graczy, na zgłoszenia czekam do końca miesiąca. Postacie proszę wysyłać na PW, ewentualne pytania tutaj lub również na PW. Zgłaszające się osoby proszę o napisanie w temacie, o jakich klanach dla swych herosów myślą.

Pozdrawiam

Asenat

Na obrazku: Przemysław Tyszkiewicz, akwaforta "Nie otwieraj oczu pod wodą"
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 02-11-2009 o 22:07.
Asenat jest offline