Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2009, 12:17   #3
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
I kolejna odprawa zakończyła się brakiem jakichkolwiek szczegółów dotyczących czasu misji. Oczywiście Patricka wcale, a wcale to nie dziwiło. Była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic, zaraz obok miejsca lądowania. Właśnie dlatego zamknęli ich w obozach i ograniczyli jakiekolwiek kontakty. Poznali już miejsce lądowania, podobnie jak ich żołnierze. Gdyby jakiś szpieg Adolfa, dorwał się do tej informacji, cała operacja byłaby zagrożona, albo mogłaby się zakończyć, za nim na dobre się zaczęła.

Porucznik ruszył w stronę zaparkowanego jeepa. To był jeden z przywilejów bycia oficerem, oczywiście takich małych przyjemności było dużo więcej, jednak wielu ludzi zapominało o ciążących na nim i jego kolegach odpowiedzialności. Jego podwładni liczyli, że przeprowadzi ich przez wojnę żywych. Jego przełożeni liczyli, że wykona swoje zadania. Oczywiście nie można było zapominać o innych, którzy na niego liczyli. Jego ojciec ... jego rodzina liczyła, że nie splami honoru i rodzinnej tradycji. Czasami brzemię odpowiedzialności wydawało się nie do zniesienia .... z drugiej strony był stworzony do tego życia. Nie wyobrażał siebie w jakieś innej roli. Od dziecka marzył, że dane mu będzie kiedyś poprowadzić ludzi do boju. I teraz to marzenie miało się spełnić. Po tym wszystkim co dzisiaj usłyszał ... bał się. Kiedy był jeszcze w Stanach wszystko wydawało się takie proste. Szkolenia, manewry ... ale to wszystko była zabawa. Niedługo miał po raz pierwszy stanąć na polu bitwy. A jeżeli zawiedzie?

Zajął miejsce kierowcy w milczeniu i przekręcił kluczyk w stacyjce.

-Patrick poczekaj - usłyszał za sobą głos Dextera. Pozwolił aby jego przyjaciel zajął miejsce koło niego

-Czekaj chwilę idzie jeszcze twój zastępca - po tych słowach podporucznik Stafford uśmiechnął się szeroko. Miał 23 lata, a wyglądał najwyżej na 19. Pochodził ze znanej rodziny prawniczej z Nowego Yorku, jego ojciec co roku wysyłał spore pieniądze jednej z najbardziej znanych uczelni w kraju, żeby jego dzieci miały tam zapewnione miejsce i przez pewien czas właśnie tam uczęszczał. Dopóki nie zawiesił swoich studiów z powodu wojny.

-Napisał do mnie ojciec, że jest ze mnie dumny. A tak pomiędzy wierszami, że to tylko dodatkowe punkty, jeżeli chodzi o moją przyszłą karierę prawniczą. Co za pieprzenie -

-Nie chcesz tego robić?- zapytał spokojnie Kelly.

-To nie o to chodzi, lubię prawo, ale chyba rozumiesz jak czuję się gdy ojciec próbuje kierować moim życiem? - Porucznik tylko uśmiechnął się lekko i kiwnął głową na potwierdzenie.

Po kilku chwilach z namiotu wyszedł ogromny podporucznik. Antonio de la Moya, był Latynosem. A jednocześnie koszykarzem w cywilu. Po collagu poszedł do wojska oczywiście na ochotnika, bo jak stwierdził i tak dobrych rozgrywek w tym momencie nie ma, a wielu dobrych zawodników siedzi teraz w armii, więc może tam uda mu się przynajmniej coś osiągnąć. Jak do tej pory był w reprezentacji dywizji i z pewnością parę osób, które mogą się potem liczyć w cywilu już go zauważył.

Zajął swoje miejsce i po chwili samochód ruszył

-I co o tym myślisz? - zapytał w pewnym momencie z tyłu Antonio. Nikt nie zwrócił mu uwagi, że nie powinien tak zwracać się do przełożonego. Stosunki między oficerami, zwłaszcza gdy byli w swoim towarzystwie były inne. Patrick wzruszył ramionami.

-Jak będą coś wiedzieć, to nam powiedzą. A za pół godziny zrobimy zebranie plutonu - Porucznik zatrzymał się na terenie rozlokowania ich kompanii i wypuścił swojego zastępce, aby ten mógł przekazać informację ich ludziom. Jeep przejechał jeszcze kilkaset metrów i zatrzymał się pod namiotem dowódcy kompanii. Obaj oficerowie opuścili go.

-Jak coś to widzimy się wieczorem Patrick - powiedział Stafford i ruszył w swoją stronę, a porucznik odsunął poły namiotu i stanął na baczność przed czekającym na niego dowódcą

-Spocznij - powiedział mu kapitan i gdy tylko tamten wykonał polecenie przywołał go ręką

-Wydaje się, że dzień inwazji się zbliża. Jak morale ludzi? -

-Bardzo dobrze sir, wydaje się, że nie mogą się doczekać ... - rozmowa o wszystkim i o niczym trwała jeszcze jakieś 15 minut. Kapitan w cywilu był nauczycielem i innych oficerów traktował trochę jak "kumpli" z pokoju nauczycielskiego, ale cóż takie były czasy i trzeba było przez nie przebrnąć.

Następnym punktem w programie Kelly'ego była odprawa dla jego plutonu. Robił ją już kolejny raz, powtarzając cały czas te same informacje, ale nie mając najważniejszej dla chłopaków daty inwazji. Kiedy upewnił się, że wszyscy znają swoje zadania, przypomniał o służbach, zakończył spotkanie. Wychodząc z namiotu spotkał Tima , z którym zamienił kilka słów.

A potem była tylko rutyna. Spędził trochę czasu w mesie rozmawiając z innymi oficerami. Jeszcze raz przejrzał listy, które napisał poprzedniego dnia, gdy wydawało się, że będą już wylatywać. A wieczorem nadeszła informacja, że dzień na który czekali, w końcu nadszedł. Żołnierze zaczęli się spieszyć. Ci, którzy nie mieli wykupywali obowiązkową polisę na życie. Część przekazywała cenniejsze rzeczy do przechowania. W końcu zapakowali ich na ciężarówki i zawieźli na lotnisko.

Tutaj panowała atmosfera zdenerwowania, która również udzieliła się porucznikowi. Po raz setny sprawdził swój sprzęt i przepakował go, a teraz bezmyślnie bawił się swoim sygnetem West Point. W końcu jednak zrobił ostatnią odprawę plutonu.

-Panowie to już dziś. Nadszedł czas, do którego przygotowywaliśmy się tyle raz. Niedługo wylądujemy na terenie Francji i wejdziemy do walki. Wiele osób na nas liczy, pamiętajmy o tym i nie zawiedźmy ich. Spotkamy się po drugiej stornie kanału - resztę przemówienia przerwało przybycie najwyższego dowódcy. Patrick przerwał odprawę, aby wszyscy mogli posłuchać co "Ike" ma do powiedzenia.

W końcu wylądowali w samolotach. Po 12 osób ... jako oficer miał wyskoczyć z samolotu jako pierwszy, dlatego był ostatnim na jego pokładzie. Odwrócił się aby jeszcze raz spojrzeć na Anglię ... może po raz ostatni? Odetchnął głęboko i zajął swoje miejsce przy drzwiach, których nie było. Samolot wystartował.

Lot wydawał się spokojny ... część osób posnęła ... aż nie nadlecieli na Francję. Strzały padały ze wszystkich stron, a samolot rzucało. "Prawie jak na 4 lipca" przeleciało przez myśl oficera.

-Powstać i sprawdzić sprzęt! - wszyscy po kolei meldowali się. Kelly stanął w drzwiach. Był gotowy do skoku, czekał na zielone światło. Przez głowę przebiegały mu liczne myśli "To teraz, albo się wykażę ... albo zginę próbując. Nie zawiodę was!". W końcu zauważył nad sobą zielone światło. Odwrócił się do ludzi stłoczonych w samolocie

-Do zobaczenia na dole!! Za mną! - wyskoczył w ciemność ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline