Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2009, 17:30   #1
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
[FR 4.0 / ST] Wydarzenia w Winterheaven... czyli D&D 4.0 dla Opornych

Było wczesne lato, ciepłe i wilgotne; zwiastujące obfite zbiory. Lasy pełne były zwierzyny i owoców. Sielanka, spokój i cisza... Ta część Faerunu znajdowała się na tyle „na uboczu”, że kiedyś – gdy ziemie te należały do potężnego imperium Narath – nawet ktoś o niej pamiętał. Teraz, kiedy niewielu pamiętało samą nazwę Narath... Nikt nie wiedział, czy może raczej nikt nie pamiętał, skąd wzięła się nazwa Winterheaven, w miejscu, gdzie zima objawiała się pluchą i temperaturą w okolicach zera, a śnieg był zjawiskiem co najmniej niecodziennym... Życie tutaj toczyło się spokojnie i monotonnie. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc...

Mieszkańcy zajmowali się swoimi sprawami, nie wtykając nosa w sprawy innych i nie lubiąc grzebania się w ich własnych sprawunkach... Obcy, wędrowcy, poszukiwacze przygód, traperzy, dziwaki – tych, którzy przybywali do miasteczka nazywano wieloma określeniami, ale nie interesowano się ich sprawami do czasu, aż nie chcieli czegoś kupić lub sprzedać... lub nie weszli w konflikt z prawem. Przybysze jednak nigdy nie zagrzewali długo miejsca w Winterheaven. Wytrzymywali tutaj dzień, dwa, czasami kilka dni... Po czym wyruszali i przeważnie nigdy nie wracali...
Może po prostu nie było do czego wracać?



Niewielkie miasteczko, a właściwie rozbudowana latami spokoju stanica dyliżansu i punkt kontrolny na rozstajach traktów Północnego i Królewskiego nie miała nic do zaoferowania przybywającym podróżnym z wyjątkiem podstawowych wygód w karczmie, podstawowych towarów w sklepie czy na targu i podstawowych usług w świątyni... Tu wszystko było podstawowe...
Jedynymi ciekawszymi miejscami w okolicy były – zrujnowana twierdza nazywana „Keep on the Shadowfell” oraz stare Miejsce Pochówku. Oba miejsca od dawna były opuszczone i mieszkańcy niewiele pamiętali, albo niewiele chcieli pamiętać z historii tych miejsc...

*****



1. Zewnętrzne mury i brama miejska; 2. Karczma Wraftonów; 3. Rynek / Targowisko; 4. Stajnie; 5. Kuźnia; 6. Wieża Altruna; 7. Wielki Skład Barwina; 8. Posterunek Straży; 9. Kamienice; 10. Świątynia; 11. Brama wewnętrzna; 12. Spichlerz Winterhaven; 13. Koszary; 14. Willa Księcia


*****


W Winterhaven targ odbywał się co tydzień i dla mieszkańców tego rozległego miasteczka był doskonałą, a czasem nawet jedyną, okazją do spotkania się i dyskusji. Sam targ sprawiał wrażenie bardzo dużego i, przede wszystkim, tłocznego. W rzeczywistości, nie był aż tak duży, ale niewielki rynek miasteczka zapełniał się szybko...


© Claudio Pozas



Na targu sprzedawano wszystko począwszy od płodów rolnych, poprzez rękodzieło, ubiory, skóry, aż po broń i to nawet tę najcięższą. Wszystko było w najróżniejszych rozmiarach i wszystkich jakości... Drogą Królewską od zawsze podróżowali kupcy – kiedyś w karawanach po kilkanaście wozów, ze zbrojnymi strażami... Teraz wozami zaprzęgniętymi w osiołki. Od wczesnego brzasku wielu kupców rozłożyło swe towary, a kiedy otwarto miejską bramę weszli pozostali – ci, którzy przybyli w nocy; oraz okoliczni mieszkańcy. Ścisk i ruch panował niemożliwy, zarówno na niewielkim rynku, jak i karczmie. Trochę luźniej było pomiędzy kamienicami oraz w okolicach świątyni. W całym mieście pełno było - przeważnie młodych mężczyzn i chłopaków - ubranych w lekkie ochraniacze. Nie byli uzbrojeni, ale ich obecność wpływała bardzo uspokajająco zarówno na kupców, jak i na mieszkańców. Wszyscy uważali, że są bezpieczni, a co ważniejsze – że ich sakiewki są bezpieczne.




*****


Wysoki mężczyzna przedzierał się przez tłum kupujących, przebierających, oglądających, a przede wszystkim rozmawiających ludzi. Kiedy przybył poprzedniego dnia do miasta wydawało się, że będzie ono znacznie bardziej spokojne. I w zasadzie było, do dzisiejszego ranka. W końcu wydostał się z tłumu i znalazł w okolicach świątyni. Wszedł do wnętrza tylko po to, aby uświadomić sobie, że kilka wiejskich kobiet, z których każda śpiewała na swoją nutę nie jest najbardziej odpowiednią muzyką dla jego uszu. Przed posągiem Avandry, bogini szczęścia i zmian, wykonał jakiś bliżej nieokreślony gest pozdrowienia, szacunku czy czegokolwiek i wyszedł do świątynnego ogrodu. Siostra Linora zajmowała się udzielaniem jakiś porad... Musiał poczekać jak pozostali, nie podobało mu się to, ale cóż...

Dla niektórych celów ścisk był wręcz idealny... Usta drobnego, niewyróżniającego się w tłumie mężczyzny ułożyły się w uśmiechu. Tylko, że tutaj... pieprzona dziura na końcu świata... Wszechobecna sielanka działała mu na nerwy. W zasadzie nawet wolał nie ryzykować. Cały czas zastanawiał się nad tym, co go tutaj sprowadziło... Początkowo, kiedy tu przybył, wydawało się, że Twierdza Shadowfell to jedna wielka bajka. Jednak z tego co się dowiedział w miasteczku – twierdza faktycznie istniała, a może raczej istniały jej ruiny. Ruiny do których trzeba było się udać Północnym Traktem, jakieś dwie, trzy mile. Czy cokolwiek tam jeszcze było? Cokolwiek poza kupą kamieni i śmieci? Z tego się dowiedział lokalni ludzie się tam nie zapuszczali, podobno w starych ruinach straszyło. Bardziej byłby skłonny uwierzyć w bandy złodziei niż w duchy... Chociaż tutaj – bandy, złodzieje, półświatek... Chyba w opowiadaniach i pieśniach. To miasto było tak bezpieczne, że aż nudne... Rozejrzał się przez dłuższą chwilę przyglądając się kobiecie kupującej sukno. W duchu przyznał, że była ładna, jak na to miasteczko nawet piękna...


*****

Przez cały dzień karczma po prostu pękała w szwach. Dziewki służebne i sama Silvana Wrafton uwijały się jak w ukropie obsługując kolejnych gości, podając trunki i jedzenie. Dzień targowy dostarczał zdecydowaną większość dochodów karczmy. Pulchna właścicielka była trochę zaskoczona przybyciem do miasta tylu podróżnych, ale równocześnie miała nadzieję, że pozostaną na dłużej... Bardzo chciała, aby poczuli się dobrze i byli zadowoleni. Przygotowała jeden ze stołów koło kominka i wyraźnie zaznaczyła, że jest on tylko dla mieszkających w pokojach karczmy. Wczesnym wieczorem, kiedy wszyscy zaczęli ściągać na wieczerzę karczma zapełniła się jeszcze bardziej. Do stołów dostawiono zydle i taborety. Goście siedzieli nawet na parapetach okiennych... W tym tłoku tylko kilka miejsc było luźniejszych... Stół zarezerwowany dla „znaczniejszych” gości i dwa niewielkie stoliki – jeden tuż przy barze, a w zasadzie nawet trochę za nim, gdzie zwykle przesiadywała obsługa, kiedy w karczmie nie było ruchu oraz, w zasadzie jednoosobowy, stolik za bocznymi schodami, przy którym przesiadywał jakiś mężczyzna i zawzięcie pisał nie zwracając uwagi na otoczenie.

Silvana osobiście poinformowała każdego z mieszkańców karczmy, że dla jego wygody zarezerwowała miejsce. Nawet jeżeli komuś to nie odpowiadało... nie było innego wyboru jak siąść przy jedynym wolnym stole lub... jeść na stojąco, albo wcale. Było tuż przed zachodem słońca – pora wieczerzy w karczmach. Zwyczaju uświęconego tradycją, zwłaszcza w karczmach przy szlakach, które podobnie jak miasta miały zwyczaj zamykać swoje drzwi tuż po zmroku. Goście zebrani przy stoliku stanowili ciekawy zbiór i przyciągali wzrok prostych mieszkańców i kupców... Szczyt stołu zajął wysoki, przystojny młodzieniec , ubrany w dobre, bogate i przyciągające wzrok szaty. Obok niego usiadła kobieta w szatach nowicjuszki, jej piękne, ciemne włosy zaplecione były w misterny warkocz, a po twarzy błąkał się ni to uśmiech ni grymas znudzenia... Postacią intrygującą był siedzący naprzeciwko nowicjuszki mężczyzna o ciemnej karnacji, niewielu tak opalonych ludzi widywano w Winterheaven, ale nikt nie interesował się obcymi - tak było wygodniej i bezpieczniej... bo wszystko co nieznane było niebezpieczne. Drugi szczyt stołu zajmowała kobieta o intrygujących zielonych oczach. Po jej prawicy zasiadł mężczyzna z dużą blizną na policzku, którą czasami przesłaniały kruczoczarne włosy spuszczone luźno na ramiona. Ostatnim siedzącym przy stole był szczupły i drobny mężczyzna o piwnych oczach, które szybko przebiegły po zgromadzonych na sali biesiadnikach...

Po kilkunastu minutach oczy wielu ludzi zwróciły się w kierunku wchodzącego do karczmy łachmyty. Wchodzący skulił się w sobie jeszcze bardziej i wyraźnie utykając na lewą nogę poszedł do baru. Po kilku minutach został odprowadzony gdzieś w głąb karczmy - wyglądało, zę właścicielka nie chce go wyrzucać otwarcie przez główne wejście...

Ogień wesoło buzował w kominku, a i napitki podane do kolacji rozwiązywały języki... W mieście, które nie oferowało wielu możliwości, a te które oferowało wymagały współpracy...









Mecha:
Wszystkie sceny, które rozegrały się w poście są „przeźroczyste” od strony mechaniki; opierają się na wykorzystaniu umiejętności pasywnych; więc naprawdę nie ma po co rzucać (a nawet nie ma jak rzucać). Rzut wymaga deklaracji gracza lub testu GMa. Tutaj takie sytuacje nie zaszły. Gracze nie złożyli deklaracji, a prowadzący nie uważał za stosowne cokolwiek testować (bo jeszcze by nie wyszło - ).
W RPG naprawdę nie ma sensu psuć czegokolwiek rzutami... Choć oczywiście można by... Każdy rzut to potencjalne ryzyko zawalenia sprawy. Im dokładniej i spójniej opiszecie swoje działania tym mniej rzutów potrzeba. Jeżeli nie opisujecie swoich działań, albo podejmujecie działania ryzykowne – wtedy konieczne jest „zaprzęgnięcie do roboty” kości. Tylko wtedy można wyrzucić zarówno 20 jak i 1... I nie ma zmiłuj...
Porównajcie następny post; tam „bawię się” w Rules Lawyera – zaznaczony jest każdy możliwy i „mechanicznie uzasadniony” rzut. Ponieważ jest tego kilkanaście po prostu zaznaczałem ^ - jeżeli ktoś będzie bardzo zainteresowany to opiszę rzuty...
 
Aschaar jest offline