Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2009, 18:00   #2
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Zaczynało już zmierzchać, kiedy Jonn zauważył w oddali białe ściany domów i przyklejone do nich poletka. Pomimo zmęczenia, jakie coraz mocniej dawało mu się we znaki – przyspieszył kroku^, aby już ten nocy wyspać się pod dachem... Dotarł do pierwszego z domów i uprzejmie zapytał:

- Czy można u pani zanocować? Gdziekolwiek... stodoła też będzie odpowiednia...
- Nie. -
kobieta odparła szorstko i zmierzyła Jonna od stóp do głów i z powrotem. Podniosła rękę i wycelowała palec w jasny mur - Karczma Wraftonów jest za tym murem.

Jonn ukłonił się i poszedł we wskazanym kierunku. Mury, a właściwie bramy miejskie, przeważnie miały jedną denerwującą cechę – strażnicy zamykali je zawsze przed nosem, najwyraźniej mając z tego wielką uciechę... Tutaj także dotarł do bramy kiedy strażnicy już ją zamykali... Wpuścili go jednak, może zdjęła ich litość, może po prostu to miasto było inne...
Będąc za murem Jonn odetchnął i jęknął z bólu^ opierając się o ścianę. Ostatnie kilkanaście minut szybkiego marszu wystawiło jego ranną nogę na duże obciążenie, był prawie pewien, że ledwo zabliźnione rany znów się otworzyły^. Musiał odpocząć, choć chwilę. Wytarł twarz kawałkiem koszuli i poprawił płaszcz. Zdawał sobie sprawę, że wygląda jak ostatni łachmyta; brudny, w podartej odzieży... Miał jednak teraz inne zmartwienia, a przede wszystkim – inne potrzeby. Strażnicy mocowali się z ryglowaniem bramy, rozejrzał się poszukując wzrokiem jakiegoś znaku mogącego skierować go do karczmy^.

Niedaleko od bramy, praktycznie naprzeciwko stał pokaźnych rozmiarów budynek, z którego dobiegał gwar rozmów i muzyka.


Rysunek znajdujący się koło drzwi był praktycznie nieczytelny, dopiero kiedy był pod drzwiami zauważył kawałek kufla i fragment napisu „...fton..”. Po chwili był już w zatłoczonej sali. Miejscowi grali w kości, karty; pili. W pobliżu dużego kominka, przy stole siedziała grupa, którą Jonn szybko zaklasyfikował jako „niemiejscowi”. Bard skończył jedną ze swych pieśni i właśnie przeglądał swą księgę w poszukiwaniu następnej... Niektórzy z obecnych zwrócili na wchodzącego uwagę; a on starając się nie patrzeć na nikogo podszedł do baru. Pulchna i dobrze ubrana kobieta szybko podeszła do niego mówiąc:

- Witam serdecznie w „Karczmie Wraftonów”. Czym mogę służyć – uważnie zmierzyła go wzrokiem, taksując dokładnie brud, smród i ubóstwo Jonna. Cień zdziwienia przebiegł po jej twarzy kiedy mężczyzna wyciągnął sakiewkę jednocześnie odchylając poły płaszcza na tyle, że barmanka dostrzegła broń którą miał przy sobie.
- Chciałbym pokój... jakikolwiek pokój – powiedział Jonn zaciskając zęby^ – chciałbym też się wykąpać i potem zjeść coś ciepłego...
- Oczywiście... - barmanka spojrzała pod bar, potem oceniła wzrokiem wielkość sakiewki i dokończyła – mamy dziś dzień targowy i wszystkie pokoje są zajęte, ale mam jeden wolny... Nie jest to może najwyższy standard, ale... na bezrybiu i rak ryba. Tomasz! Tomasz! Utrapienie z tym dzieciakiem – nie skończyła mówić kiedy z zaplecza wyszedł może trzynastoletni wyrostek. - Pomóż panu dojść do jedynki i przygotować kąpiel... To razem z posiłkiem będzie 10 sztuk złota.

Jonn odliczył należność myśląc: „Tanio to nie policzyła... Mamy dzień targowy... Oczywiście” Starając się nie opierać na chłopaku zbyt mocno, ale również nie kuśtykać bardzo wyraźnie podążył w głąb sali w kierunku schodów. Na szczęście jednak chłopak prowadził w korytarzyk obok. Po kilku krokach otworzył kluczem niewielki pokój, którego jedynym wyposażeniem było wąskie łóżko i rozsypujący się regał. Za stół mógł służyć szeroki parapet okienny... Standard faktycznie nie był najwyższy, nie był nawet średni, ale mężczyzna nie miał zbytniej ochoty wybrzydzać. Nie chciał zostawiać w pokoju żadnych rzeczy i o tym poinformował towarzyszącego mu chłopaka. Poszli dalej, w głąb korytarza. W jednym z kolejnych pomieszczeń znajdował się kominek, drewniana balia, kilka misek i dwie ławy.

- Nie zdążyłem jeszcze sprzątnąć po poprzedniej kąpieli – szczerze przyznał chłopak kiedy Jonn kładł na ławie plecak. Zdejmując płaszcz odparł:
- Nie szkodzi... Jest mi to w zasadzie obojętne...
- Będę za drzwiami.


Jonn odpiął miecz i buzdygan od pasa, rozebrał się i po chwili zanurzył w balii z wodą, która na pewno czysta nie była, ale... była przyjemna. Mężczyzna umył się zdzierając z siebie kilkudniową warstwę brudu, potu i... krwi. Potem przez długą chwilę po prostu moczył się dla przyjemności i rozluźnienia... Zamierzał wyjść z kąpieli, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Panie! Panie! – Jonn rozpoznał głos Tomasza, przewiązał się ręcznikiem i odparł:
- W czym problem?
- Nie... nic Panie... Ja tylko... Bo...
- Możesz mi pomóc? -
Drzwi otworzyły się i chłopak nieśmiało wszedł do środka. Widząc jednak, że mężczyzna jest przewiązany ręcznikiem podszedł szybko. Chwilę później Jonn siedział na ławie i przemywał rany czystą wodą. Zostało mu trochę bandaży i trochę maści na rany... Tomasz uwinął się ze sprzątaniem i teraz przypatrywał się temu co robił Jonn.
- Znasz się na opatrywaniu ran i wiązaniu bandaży? - zagadnął.
- Nie, panie... ja...
- To chodź. Pokażę ci...


Dwadzieścia minut później wszystkie rany Jonna były w miarę dobrze zabandażowane. Wyjął z plecaka nieużywane rzeczy i tak szybko jak tylko umiał ubrał się. Stare spodnie, porwane w wielu miejscach i zaplamione krwią nadawały się tylko do wyrzucenia, z resztek zakrwawionej koszuli postanowił zrobić kilka bandaży i szybko pociął ją nożem... Chłopak zasugerował, że wyrzuci szmaty... Po chwili wrócił z ostruganym kijem i nieco nieśmiało wręczył go Jonnowi. Mężczyzna uśmiechnął się i wspierając na kiju podążył do pokoju. Z końca korytarza dalej dobiegał gwar rozmów i śpiewów; miejscowy minstrel grał jakąś znaną wszystkim pieśń i wielu śpiewało. Wrzucił plecak i broń do pokoju, zamknął go i poszedł na salę. Być może wielu z biesiadników go nie skojarzyło, bo zdziwieni przyglądali się Jonnowi ubranemu w dobrą jasną koszulę i lniane spodnie. Usiadł przy niewielkim stoliku we wnęce za barem i był zadowolony z tego, że jest sam...

„To wszystko nie tak miało wyglądać” - pomyślał smakując pierwszą łyżkę żuru. - „W dobrej karczmie nic się nie marnuje – matka zawsze to powtarzała uważając prowadzoną przez siebie karczmę za bardzo dobrą... On jednak wolał podróże... Chciał podróżować. Tyle opowieści słyszał w karczmie, tyle wspaniałych opowieści... Dorastał słysząc o przygodzie, braterstwie i skarbach tylko czekających, aby je odkryć... Uczył się tego, co podpowiadali podróżnicy, co według nich było potrzebne w podróży... W końcu on i Travis pewnej księżycowej nocy uciekli z Kiddan, aby zasmakować życia... Dwaj młodzi i głupi idioci... Życie było zupełnie inne niż to opisywane przy kuflu piwa, ale jak się powiedziało A, to trzeba było powiedzieć B... Jakoś to było i jakoś się toczyło. Aż do teraz... A w zasadzie do tydzień temu. Iście na przełaj było najgłupszą rzeczą na jaką kiedykolwiek wpadli... ten niewielki kanion mógł być grobem ich obu. Wilki zwykle nie atakowały ludzi, ale te były jakieś inne. Jakimś cudem przeżyli walkę, ale Travis... jego rany były zbyt poważne, a moje umiejętności zbyt małe...”

Jonn poczuł coś^ wilgotnego na twarzy i uświadomił sobie, że płacze. Szybko przetarł rękawem twarz i skoncentrował się na jedzeniu. Obecnych tutaj ludzi nie obchodziło, że stracił przyjaciela... On też musiał z tym żyć... Jakoś. Rozejrzał po sali^, nawet niespecjalnie się z tym kryjąc. Sala była bardzo pełna, do stołów dostawiono nawet zydle, a i tak ludzie siedzieli ściśnięci jedni koło drugich. Poza, coraz bardziej pijanymi miejscowymi spostrzegł siedzących przy stole obcych. Przy ich stoliku było luźniej, a i potrawy bardziej wyszukane a trunki zacniejsze... Wyglądali na drużynę szukającą przygód. W każdym innym przypadku Jonn chętnie by się do nich dosiadł i zagaił – zawsze lepiej podróżować w grupie niż samemu, ale teraz... Obejrzał się dalej... W kącie sali, przy niewielkim stoliku siedział samotny mężczyzna^ i pisał coś zawzięcie przyświecając sobie dwoma świecami; zupełnie nie zwracając uwagi^ na to co dzieje się wokół niego.

Jonn skończył jeść i przegryzając kromkę chleba ponownie zatopił się w myślach. „Muszę odpocząć. Choć trochę się wyleczyć; zapewne rana na nodze pewnie jeszcze długo będzie się dawała we znaki... Co jeszcze? Sprzedać zbędny ekwipunek i kupić nową zbroję... W ogóle to chyba pobłądziliśmy na tym diabelskim skrócie... Teraz to już nie ma znaczenia... Jutro trzeba będzie spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu i najbliższej okolicy... Może jest tu jakaś świątynia, lub kapłan, który mógłby mnie poratować? Jeżeli nie... może przynajmniej jakiś zielarz albo driud? Koniecznie trzeba porozmawiać z mieszkańcami... Ale to jutro...” - jego myśli przerwała awantura przy jednym ze stolików...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 09-11-2009 o 20:53. Powód: literówka
Aschaar jest offline