Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2009, 19:36   #4
Maciekafc
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Służba tego dnia nie była taka ciężka i wymagająca jak poprzednio. Jednak dzisiaj doszło coś, czego nigdy nie zauważano wcześniej. Był to strach przed operacją. Tego dnia wszyscy w obozie byli jacyś nieobecni, sparaliżowani. Po skończonej służbie Greg postanowił udać się na chwilkę do swojego hangaru. Opadł łagodnie na pryczę, i potężnie westchnął. Sam był jakiś dziwny tego dnia. Nie pamiętał kiedy ostatni raz działo się z nim coś podobnego. Już nie tak błyskotliwy w odpowiedziach, nie tak zabawny. Lecz trzeźwość umysłu zachował. Ogranie jakiegoś oficerka z pewnością polepszy mu humor.

W kantynie atmosfera nie była wcale lepsza. Powietrze było przepełnione rozgoryczeniem i strachem. Było to czuć bardziej niż tę tanią szkocką, która cieszyła się tutaj największym wzięciem. Wchodząc Black uścisnął kilka dłoni oraz zdławił tyle samo nieprzyjaznych spojrzeń. Rozpoznawał tych ludzi. Zawsze zapamiętywał twarze, od których wyciągał najwięcej. Nie żeby unosić się nad nimi pychą, ot tak, po prostu. Lada moment do jego stolika przysiadł się kapral Finnan. Był to bardzo sympatyczny, jeszcze młody człowiek. Greg szanował go, bo jako jeden z nielicznych traktował grę z nim bardziej jako zabawę i sprawdzenie samego siebie, niż walkę na śmierć i życie. Tego popołudnia gra była o wielką stawkę. Sheen nie sądził, że kapral zgodzi się na takie posunięcie, tym razem zamiast zegarka, czy pliczku zielonych, zdobył informację na wagę złota.

Po skończonej rozgrywce, do stolika przysiadło się kilku chłopaków, których Sheen mniej więcej kojarzył. Kapral Finann odmeldował się i wrócił do swoich zajęć. Na stole nagle pojawiła się najtańsza whiskey i kilka szklanek.
-Co Sheen? Tego palanta też oskubałeś?
Greg odpowiedział lekkim uśmiechem.
-Bezduszny skurwiel! - wszyscy porządnie zarechotali. - No, to teraz mów co wiesz.
- Yyyy... - Greg zawahał się. - Yankeesi przegrali pierwszy mecz w sezonie, Lou zmarnował najważniejszą piłkę...

***

A jednak informacje 'wygrane' w kartach stały się prawdą. Greg nerwowo spojrzał na swój piękny zegarek. Dwa dni temu wygrał go od pewnego szeregowego, skurwiel miał jeszcze takie dwa. Nerwowo w jego głowie przebiegały tysiące myśli. "Czy niczego nie zostawiłem?";"Wszystko zapakowałem?". Oraz tysiące wątpliwości, czy spadochron się otworzy, czy w ogolę skoczymy.. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Najważniejsze rzeczy Sheen zabrał ze sobą. Teraz po cichu wszystko wyliczał.
-Ładownice... są! Spadochron... jest... Garand... jest! Granaty... są... .
Dodatkowo wyjął jeszcze zza pazuchy swoją ulubioną kartę, sprawczynię wielkiego farta, był to strasznie wymięty joker. Tak adekwatny do tej chwili, do tego co miało się zdarzyć.


Wszystko stało w miejscu. Wydawało się, że jest gotowe, wystarczy tylko wsiąść do samolotu. Jeszcze niektórzy oficerowie krzątali się między żołnierzami przypominając im o tabletkach, udzielając słowa wsparcia...
-Hej, Greg... - Sheen natychmiastowo obrócił się na pięcie, stał przed nim kapral Finnan cały umorusany na twarzy farbą - Widzisz.. miałem rację.. lecimy skopać tyłki kilku szkopom..Najprawdopodobniej będę leciał w następnym samolocie po Tobie..- Kapral odwrócił się i zaczął powoli iść w stronę swojego samolotu... - A.. i czekaj na mnie z pierwszym rozdaniem w Europie..- uśmiechnął się.
To ostatnie zdanie było bardzo kojące na rozdartą duszę licznymi niepokojami Grega. Jednak w tym wszystkim, była jakaś osoba, która darzyła go sympatią mimo ciągłego przegrywania w te cholerne karty... Nagle żołnierz stojący przed Gregiem zrobił mały kroczek do przodu, potem następny..

***

"KURWA, KURWA, KUUUURWAAAA! Nie, nie NIEEEE! - Potężny ryk silników zagłuszał nawet własne myśli. Jednak nie zagłuszał najważniejszego - tych okropnych wybuchów i strzałów jakie robiły wkoło działka przeciwlotnicze. Black bał się okropnie, nie mógł siedzieć spokojnie, nie mógł opanować drżenia rąk. Chciał wracać, wracać do ciepłej kantyny. Nawet mógł słuchać tych wszystkich przekleństw i gróźb jakie wydawali jego spłukani, karciani partnerzy. Atmosfera w samolocie była okropna. Nikt od dłuższego czasu się nie odzywał, wewnętrzny mrok był przepełniony czerwonym, bladym światłem jaki rzucała lampka sygnalizacyjna nad wejściem. Śmierdziało wymiocinami. A z każdej strony tylko huk, jeden, drugi, z tyłu i przodu! Ciągnęło się to straszliwie długo. Nagle transportowcem potężnie szarpnęło, a z kokpitu było słuchać chaotycznie wrzaski " Spadamy, spadamy! Przy...przygotuj...skoku..!". Sierżant Farley ciężko podniósł się z miejsca i wydał odpowiednią komendę. Wszyscy spadochroniarze chwilę potem stali w przejściu z przypiętymi linkami od spadochronu. "Teraz! Teraz!". Czerwona mgiełka zamieniła swoją barwę na zieloną, sygnał został nadany. Do skoku podchodził pierwszy szeregowy, nagle samolotem potężnie zatrzęsło, żołnierz nie zdołał się złapać czegokolwiek i spadł w ciemności francuskich poletek. Kilku spadochroniarzy straciło równowagę. "Bóg z wami!" wrzasnął sierżant i zniknął... Teraz przyszła kolej na Grega, zamknął oczy i skoczył..
 

Ostatnio edytowane przez Maciekafc : 09-11-2009 o 19:39.
Maciekafc jest offline