Na pierwsze słowa Keth'enaia inkrustowany srebrem sztylet z ledwie słyszalnym sykiem opuścił pochwę u pasa siwowłosego maga. Mężczyzna nie zaszczycił jednak półelfa nawet przelotnym spojrzeniem, obracając ostrze w dłoni i w końcu wydłubując smukłym sztychem coś spod paznokcia. Dopiero gdy słowa wytatuowanego umilkły, z najwyższym pietyzmem odłożył na blat przed sobą. - Wielce roztropne ze strony mistrza Hiriama, iż dostarczył nam jednakoż pachołka do oporządzania koni jako i próbnego renegata w jednej, - odchrząknął - wybaczycie hiperbolę, osobie. - Cień złośliwego uśmiechu przemknął po licu mężczyzny, przez całą tyradę wpatrzonego w ostrze leżące pomiędzy dłońmi. Nim ktokolwiek zdołał podnieść głos uniósł palec do góry. - Choć może przyświecał mu zrozumiały cel oddalenia mieszańca ad facjatum obitum, jako zwykło się w wulgarnym towarzystwie prawić? Pewnikiem nawet w ciemnicy świętują pozbycie się osobnika, lepiącego się do każdej jednej szkoły jako fekalium do buta, i równie często lądującego na bruku. Po tych słowach dopiero w tym momencie mag przeniósł spojrzenie na Keth'enaia, usta rozciągnąwszy w parodii sarkastycznego uśmiechu. - Skoro zaś uprzejmości introdukcji za nami, przejdźmy może ku właściwym obradom - rzekł rozsiadłszy się wygodnie na fotelu. - Czy szanowni konfratrzy- tu skłonił się lekko w stronę Mariki - lub konfraterka, naturalnie, zechce podzielić się sposobem neutralizacji renegatów praktykowanym w waszych kręgach? |