W pierwszej chwili spanikował i zapomniał o odpięciu szelek. Spadochron, który coraz bardziej nasiąkał wodą zaczął powoli przeciążać Porucznika i ciągnąć go nieubłagania ku dołowi. W tym momencie Kelly zdał sobie sprawę, że jeżeli nie zrobi z tym nic utopi się. Nie była to miła perspektywa, dlatego praktycznie nie myśląc o tym zaczął coraz szybciej rozpinać szelki. Serce biło mu jak szalone, a ręce powtarzały ćwiczone wiele razy czynności. Teraz wydało się, że wszystko to chociaż trochę pomocne w tym momencie było jak spacer w parku. Na ćwiczeniach nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji! Dezorientacja, gdy dwójka nadlatujących skoczków, była na tyle blisko, że mógł ich rozpoznać ... i w tym momencie wylądował w wodzie. Na chwilę jego głowa znikła pod nią. "Boże nie pozwól mi się utopić w takim miejscu!" przeleciało mu po raz kolejny. Cały czas mocował się z szelkami, z coraz mocniejszym przekonaniem, że są wadliwe. Przez krótką chwilę myślał, że to już koniec, że nic nie zdoła z tym zrobić ... wystawił głowę ponad poziom wody oddychając szaleńczo i zdecydował się spróbować jeszcze raz ... bał się, że to może być ostatnia próba. Nabrał głębiej powietrza i zanurzył się. Jego ręce pociągnęły mocniej za zamek ... i tym razem mu się udało. Podniósł się na równe nogi i odskoczył od niego jak oparzony, pozwalając mu zatonąć w tym bajorku. Przynajmniej nie będzie musiał go szukać.
Przemoczony ruszył od razu do miejsca, w którym wylądowała dwójka skoczków. Szybkie spojrzenie na szeregowego Bracka pozwoliło stwierdzić, że jest martwy. Natomiast drugi spadochroniarz podobnie jak parę chwil wcześniej Patrick walczył z zapięciem swojego spadochronu. Leżał w wodzie i wydawało się, że tonie. Porucznik w dwóch susach znalazł się przy sierżancie Montanie. -Diego trzymaj się - powiedział łapiąc swojego kumpla i podnosząc jego głowę ponad linię wody. Drugą ręką pomógł mu pozbyć się spadochronu, a następnie podniósł go na równe nogi. Przez chwilę dwaj żołnierze oddychali szybciej starając się uspokoić. W końcu sierżant popatrzył na swojego dowódcę -Dziękuję - powiedział drżącym głosem, a Kelly, który w tym momencie nie zaufałby swoim słowom jedynie przytaknął głową. Pragnąłby, żeby to był koniec, ale musieli ruszać. Wskazał ręką linię drzew. -Wychodzimy stąd, sprawdzamy sprzęt, zorientujemy się gdzie jesteśmy i ruszamy w stronę plaż - rozkaz był prosty i krótki, ale w tym momencie nie mogli nic więcej zrobić. Musieli się wydostać z tego zalanego bajorka, a jak znajdą się we względnym ukryciu, będą mogli sprawdzić co im pozostało i przede wszystkim gdzie się znajdują. Podczas lotu nie było na to zbyt wiele czasu. Gdy tylko Diego ruszył w stronę wyjścia z zalanego pola, Porucznik schylił się nad szeregowym. -Niech Bóg ma cię w swojej opiece - wyszeptał nad jego ciałem, gdy odrywał odpowiedni nieśmiertelnik. Po tym schował go do kieszeni i ruszył za podwładnym. Miał nadzieję, że mapy i broń była sprawna ... inaczej mieli duży problem.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |