Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2009, 02:12   #9
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Mężczyzna przeklinał w myślach nocną wizytę na cmentarzu – jakby atrakcji widzianych w parku sztywnych było mało, śniły mu się jakieś koszmary. Sam przed sobą przyznawał, że dawno nic takiego nie przeżył, ale najpewniej te chodzące zwłoki jakoś się jednak na jego psychice odbiły. W końcu był tylko człowiekiem. Człowiekiem zapracowanym w dodatku, który straci intratnego kupca na swoje towary, jeśli nie pojawi się z ciałem u Zeitera. Psia mać, że też sprawy zaczęły się tak niekorzystnie układać!

Po zjedzonym śniadaniu wyszedł na zewnątrz, a jego ciało przeszył dreszcz. Wciąż rozmyślał o nocnej eskapadzie i o tym, czego był świadkiem. Ponura wczesnozimowa pogoda nie napawała optymizmem – wiał zimny, północny wiatr, a wiszące nisko grafitowe chmury zwiastowały deszcz albo śnieg. Zresztą, jeden pies. Bartosz przechadzał się z wolna po mieście, miał zamiar odwiedzić karczmę Kulawego Piotra i zatopić myśli w alkoholu. Trzęsły mu się ręce, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Odruchowo naciągnął kapelusz i schował dłonie do kieszeni płaszcza. Mijając kolejnych przechodniów miał dziwne wrażenie, że wiedzą o jego podwójnym życiu gdy tak na niego patrzyli. Ale nie, przecież to niemożliwe… zawsze był ostrożny, a to nocne wydarzenie to jedynie wypadek przy pracy, tak sobie to przynajmniej tłumaczył.

A mimo wszystko czuł dziwny niepokój w trzewiach, który nie pozwalał mu rozsądnie myśleć. Z wycieczką na cmentarz na pewno da sobie dzisiaj spokój – całe miasto huczało od plotek i informacji o nocnym zajściu, więc wolał nie ryzykować. Przechadzając się przez zatłoczony z rana rynek usłyszał nagle krawca, który wykrzykiwał coś o jakiejś czarownicy. Bartosz przez chwilę nie słuchał o czym prawi, w końcu jednak przystanął obok kramu z pieczywem i wysłuchał o czym gadają. W końcu ludziska zaczęli się przekrzykiwać, a porywacz zwłok uśmiechnął się tylko pod nosem.

Niespodziewanie, niczym zjawa, pojawił się obok niego Zeiter. Mężczyzna cuchnął medykamentami i czymś jeszcze. Ostrowski dałby głowę że był to fetor rozkładających się ciał.
- Ciekawa rzecz, prawda? – zaczął medyk.
- Tania sensacja, nic nowego dla tych ciemniaków. – prychnął Bartosz. – A pan na zakupach? Czy raczej mnie śledzi? Proszę się nie obawiać, termin zostanie dotrzymany. – rzucił cicho i ostrożnie mężczyzna, choć postronny obserwator nawet nie mógłby skojarzyć o czym rozmawiają.
- Ta dziewczyna może mocno ucierpieć... - mruknął - niepotrzebnie... zupełnie niepotrzebnie... Nie sądzisz? - dodał patrząc Bartoszowi sugestywnie w oczy - A Ciebie coś z nią łączy nieprawdaż?
- A od kiedy obchodzą pana inni ludzie, panie Zeiter? – Bartosz zezował na mężczyznę. Próbował nie dać po sobie poznać, że w nocy na cmentarzu przeleciał tę dziewkę, ale zapadnięte, świdrujące go oczy medyka chyba znały prawdę. – Nie sądzę by moje życie intymne pana pociągało, więc temat uważam za zakończony. Obaj jesteśmy ludźmi interesu i niech tak zostanie.
- Oczywiście. Ludźmi interesu. - medyk uśmiechnął się cyniczne - Cóż... jeśli będziesz miał do mnie jeszcze jakiś interes, zgłoś się do mnie. Jeśli ta dziewczyna jakiś by miała, także powinna.... - stwierdził cicho i odwrócił się na pięcie. Zniknął za rogiem ulicy prowadzącej do jego domu. Tłum wciąż wrzeszczał z wściekłością.

Bartosz odprowadził wzrokiem medyka, zastanawiając się, co miał na myśli mówiąc o tej dziewce. W sumie niewiele go to interesowało, bo stary Zeiter był dziwakiem, niemniej jednak tłum skandujący coś o czarownicy miał poważne plany wobec jego nowej ‘przyjaciółki’ poznanej na cmentarzu. Mogła mu się jeszcze przydać żywa, więc ruszył szybkim krokiem w kierunku, który mu podała ostatniej nocy. Minął piekarnię i kościół, po czym wypadł na ścieżkę prowadzącą, jak sama mówiła, do jej chaty. Bartosz szedł na skróty, toteż powinien był znaleźć się w jej chacie szybciej niż rozbestwiony pochód ociemniałych mieszkańców.

Wpadł do jej chaty akurat w momencie, gdy zbierała z podłogi jakieś zielone liście. Chyba nie była zdziwiona jego obecnością, bo patrzyła na niego hardo z kamiennym wyrazem twarzy. Podbiegł do niej i chwycił za ramiona.
- Zbieraj się, musimy uciekać!. – warknął gromko. – Banda mieszczuchów idzie do twojej chaty, słyszałem, że chcą cię oskarżyć o czary i spalić na stosie. Nie ma czasu do stracenia.
- A niby dlaczego miałbyś mi pomagać? – wycedziła. – I dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Nie fatygowałbym się tutaj, gdyby to nie było nic poważnego. Zbieraj się, bo jak mnie znajdą tutaj, to spalą razem z tobą! – wypalił ostro.
Nie była do końca przekonana, czy to nie jest jakiś podstęp, ale wolała nie ryzykować. Wszak matka uczyła ją, iż nic nie działo się bez przyczyny. Może dlatego go wczoraj ‘poznała’, by teraz on ją ostrzegł i uratował życie? To nawet miało jakiś sens, zwarzywszy na to że dopiero co spalono jej matkę i poprzedniej nocy właśnie odprawiała rytuał.
- Dobra, tylko się spakuję – odparła.
- Byle szybko, dziewucho!

Nie chcąc, by ją co chwilę ponaglał i wrzeszczał nad uchem, rzuciła mu worek i wskazała na kufer przy łóżku. Bartosz coś mruknął pod nosem niezadowolony, ale wziął się za wrzucanie do środka kilku zapasowych ubrań dziewczyny. Ona w tym czasie wyjęła skrzyneczkę ze skrytki pod łóżkiem i poupychała w niej świeczki. Potem wrzuciła do swojej torby najpotrzebniejsze zioła, chwyciła rytualny miecz i w akompaniamencie przekleństw oraz bezustannego pospieszania, opuściła swój dom.
- Możesz już być cicho? – zapytała zdenerwowana. – Gdzie mamy iść? Masz jakiś pomysł?
- Pomysł? – Bartosz zmarszczył brwi. Nie miał pomysłu, zresztą, nie tym się zwykle zajmował. Pomyślał chwilę cały czas ciągnąc za sobą dziewczynę. – Mam! Pójdziemy do mojego znajomego, on będzie wiedział co robić dalej. To zaufany człowiek.
- Świetny plan – mruknęła, patrząc na niego spode łba. – Zawsze musisz mieć kogoś, kto będzie za ciebie myślał? – rzuciła, od razu gryząc się w język.
- A żebyś wiedziała! – wypalił. – Poza tym zamknij buźkę, bo będziesz sobie za chwilę radzić sama! Przebieraj tymi nogami, widać, że ci bozia wzrostu nie dała…
- Już nie będę mówić, czego tobie brakuje. Wczoraj dało się zauważyć, choć światło było nikłe.
- Zamknij się! – Bartosz uniósł otwartą dłoń w górę i zdzielił dziewczynę w twarz. Zamilkła, a on ciągnąc ją dalej układał w głowie ‘plan’. Zamierzał udać się z nią do Zeitera, w końcu medyk chyba nie bez przyczyny wspominał o niej niedawno. Bartosz miał zamiar się dowiedzieć dlaczego ta dziewka miała dla niego jakąś wartość. Przyspieszył kroku znikając w niewielkim zagajniku. Na skróty będzie szybciej.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline