Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2009, 15:02   #102
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cokolwiek można było mówić o umiejętnościach i talentach Dru i Kastusa, to jednak faktem było, że na leczeniu się znali. I szybko uzdrowili rannych. Tak więc poza murami Waterdeep wszyscy już byli zdrowi. Oczywiście wkrótce wywiązał się spór, który mógłby się rozejść po kościach, gdyby nie... Morgan. Odmówił bowiem oddania kapłance jej własności. Wzburzona tym zachowaniem gnomka spojrzała złowrogo na swego dręczyciela, i sięgnęła drobną rączką po wynalazek nr. kat. # 234. Zanim jednak zdołała go wykorzystać, na ramieniu Dru wylądowała ciężka dłoń Kastusa, który rzekł.- Pani, może na dziś wystarczy...atrakcji? Przygotowałem już miejsce na twój spoczynek.
-Może i masz rację.-
wzruszyła ramionami kapłanka i posłała Rogerowi wymowne spojrzenie, mające oznaczające iż sprawa jej „własności” w jego lepkich rączkach nie jest jeszcze zamknięta.
Gnomka wkrótce poszła spać wzorem maginii, a Kastus zdrzemnął się oparty o koło wozu, trzymając pod ręką buzdygan.
Wyruszenie Logaina do Waterdeep, zaś Castiel skwitował krótko i enigmatycznie. A jako że technicznie, byli na dworze i...oboje woźniców ułożyło się do drzemki. Pozostałym osobom trafiła się rola warty. Morgan, Sabrie, Castiel i Teu musieli czuwać. Gdyż reszta do wartowania w nocy niespecjalnie się paliła.

9 Kythorn 1372 RD Roku Dzikiej Magii, 1 dzień podróży


Noc minęła spokojnie, czego nie można było powiedzieć o poranku. Zapewne więc organizacja dopiero lizała rany po swej niedawnej porażce. Natomiast poranek... dzień zaczął wyciem, przy którym kwiki zarzynanej świni były anielską muzyką. Kaktusik modlił się śpiewając „O kuźnio Gonda, jutrzenko postępu...” O ile jego ryki można było zakwalifikować do śpiewu. Głos Kastusa był donośny... i to był chyba jedyny plus. Kapłan bowiem dokonywał brutalnego mordu na linii melodycznej i bezlitośnie masakrował całą pieśń.

Po tej "pobudce", kapłan zajął się sprawdzaniem stanu lantanów , których nie wyprzęgał, na wypadek gdyby mieli się stąd szybko oddalić. Natomiast Dru wczołgała się pod wóz by dokonać osobiście inspekcji, tylnej osi i ożebrowania. Więc co jakiś czas dochodziły spod wozu gniewie pomruki gnomki, podczas gdy kapłan uprosił w modlitwie do Gonda skromny posiłek dla całej grupy.
Gdy Dru wyszła spod wozu i spojrzała na jedzenie, mruknęła ze zrezygnowaniem.- Znowu wymodlony posiłek?
Po czym zaczęła jeść dodając.- Tylny lewy resor wymaga wymiany na nowy, trzeba by też sprawdzić wzmocnienia... Potrzebujemy tej kuźni do naprawy, mojego skarbeńka. I kilku godzin pracy... conajmniej.
- Tak pani, czyli... karczma?-
spytał retorycznie Kastus.
- I to jak najszybciej.- dodała gnomka.
Więc wyruszyli jak najszybciej. Wóz choć mocno skrzypiał, ciągnięty przez lantany, wydawał się nienaruszony. Jednak gnomka prowadząca wóz patrzyła nerwowo na każdy wybój, uspokajając się łykami z butelki.
Na ewentualne oskarżycielskie spojrzenia Katusika, bądź ochrony reagowała słowami.- To tylko woda.
Ale kto by jej tam wierzył...
Dojechali do „rozstajów”...scieżka do karczmy, bowiem nie była zbyt widoczna. Wóz skręcił w drogę, która, według Kastusa, miała prowadzić do owej karczmy. Wóz częściej i głośniej skrzypiał, co irytowało szczególnie Dru pomstującą pod nosem pomysły podwładnego.
Gnomka od czasu do czasu pieszczotliwie poklepywała wóz i z niepokojem patrzyła na drogę, która drogą bynajmniej nie była.

Ruszyli bowiem leśną przecinką w sporym zagajników. Droga nie wyglądała na często używaną. Z jednej strony to dobrze, gdyż zwiększało się prawdopodobieństwo, że ścigająca ich organizacja z dysząca żądzą zemsty kapłanką, o tej karczmie nie wie. Z drugiej strony, jaka jest ta karczma, skoro tak mało osób do niej przyjeżdża?
Wizja rozpadającej się rudery, w której ruinach wieje wiatr i wyją duchy, jakoś nie nastrajała do odpoczynku. Oby choć kuźnia spełniała potrzeby Dru. Wystarczy, że uda naprawić się wóz...i będą mogli ruszyć w dalszą drogę.
Gdy dojechali do sporej polanki, całą grupę czekała niespodzianka... miła niespodzianka.

Budynek karczmy był masywny i tylko lekko zaniedbany, a oprócz karczmy była tu spora kuźnia, a także uroczy ogród leżący, a jakże...nad ruczajem.
Poza tym było tu sporo ludzi, kręcących się tu i tam, przynoszących stoły, przetaczających baryłki z alkoholem, szykującym potrawy.
Tych przygotowaniami kierował mężczyzna w wyszywanym w pióra kubraku, pokrzykując od czasu do czasu, zapewne w swym ojczystym języku.- Più presto amici!
-Prędzej przyjaciele.-
powtórzył odruchowo Teu rozpoznając w śpiewnej mowie, chondathski z tethyrskim akcentem.
Ów nadzorca zwrócił uwagę na nadjeżdżający wóz i ruszył w jego kierunku.- Ach, wreszcie, wreszcie...już się bałem że coś się wam stało. Maestro Tallstag jak mniemam?
Mężczyzna zwrócił się do Rogera, spojrzał na wóz.- I widzę że przywiozłeś ze sobą, aż dwoje kapłanów ....Gonda? Cóż, darowanym kapłanom nie zagląda się pod ornat, prawda?
Po czym spojrzenie mężczyzny przeniosło się na maginię.- A to jest zapewne rozrywka na wieczór kawalerski, tak? Zwykle zatrudniamy „tancerki” przebrane za chłopki, szlachcianki, paladynki lub kapłanki Sune, no ale czarodziejka, może być miłą odmianą.
Kastus pospiesznie skoczył za Sylphię, by powstrzymać jej nieuchronny wybuch gniewu. Albo przynajmniej zmniejszyć jego skutki.
Lecz gospodarz nie zatrzymywał się na tej kwestii, lecz przeszedł do kolejnej.
- A gdzie macie instrumenty?- spytał gospodarz spoglądając na wóz. –Co to za wesele bez instrumentów?
-Ale my nie przyszliśmy na żadne wesele. Wóz chcieliśmy napraaaauć.-
wypowiedź Kastusa zakończył okrzyk bólu, po tym jak Dru kopnęła w kostkę mrucząc złowieszczo.- Za dużo mielesz ozorem Kaktusiku.
-To wy nie jesteście ....Nie...Nie...To się nie dzieje naprawdę.-
mężczyzna zaczął panikować i dopiero po chwili odezwał się do przybyszy.- Karczma zamknięta, na okres trzech dni. Nie przyjmujemy nikogo. Odjedźcie swoją drogą.
- Nie możemy odjechać. Dziecina musi zostać naprawiona.-
rzekła Dru pieszczotliwie głaszcząc wóz. Tymczasem do mamroczącego mężczyzny w ciemnej atłasowej sukni, ozdobionej po części podobnym motywem co kubrak gospodarza. Spytała mężczyznę, spoglądając na wóz i kapłana rozmasowującego kopniętą kostkę. – Co się stało, mężu?
-Katastrofa moja duszko, Tallstag się spóźnia, nie mamy kapłanów, nie mamy grajków, nie mamy rozrywki, scenografia jeszcze w pudłach. A tu jeszcze napatoczyli się jacyś przyjezdni.-
rzekł nerwowo mąż wskazując na ochronę Dru. Kobieta spojrzała przybyłych, gdy jej mąż kończył wypowiedź słowami. –A goście zjeżdżają się już dziś, wieczór kawalerski dziś, a ślub wszak jutro!
- Wśród nich są kapłani.-
rzekła żona, a mężczyzna dodała.- Tak, ale...masz rację ! Tak! To może się udać!

Oboje spojrzeli na gnomkę i jej ochronę, zaś mężczyzna rzekł.- Nazywam się Valdro Caelin, a to moja żona Bianka. Jestem właścicielem tego lokalu. Jak zapewne zdążyliście się domyślić urządzamy wesele dla dygnitarzy z Waterdeep. Nie możemy was przyjąć jako gości, ale przyjmiemy jako pracowników. Wynajęty przez nas organizator wesel się nie zjawił, więc wy go zastąpicie. Musicie tylko zorganizować rozrywkę dla gości i wieczór kawalerski dziś, a ślub jutro. W zamian będziecie mogli wypocząć w pokojach i dostaniecie posiłki za darmo. A i będziecie mogli skorzystać też z kuźni. Co powiecie na takie warunki?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-05-2010 o 14:21. Powód: byki,poprawki
abishai jest offline