Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2009, 15:32   #103
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozjaśniana światłem księżyca noc upłynęła całkiem spokojnie.
Nikt nie usiłował ukraść im armaty, nikt nie podkradł się z zamiarem poderżnięcia im gardeł. Nocną ciszę przerywały tylko sporadyczne pohukiwania nocnych łowczyń - sów. A ponieważ Sabrie okazała się nadzwyczaj miłą rozmówczynią, Roger aż żałował, że warta się konczy i trzeba obudzić kolejną zmianę.

- Dobranoc - powiedział do Sabrie, zawijając się w koc.



Niczym nie zmącone ostatnie dwie godziny nocy nie zapowiadały upiornego poranka.

- Na niebiosa Torilu - mruknął Roger, przeglądając plecak w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć jako zatyczki do uszu. - Gond z pewnością usłyszy ten hymn...

"Czy będzie zachwycony, to już inna sprawa..."

Śniadanie było skromne. Wymodlony posiłek. Cóż. Jak powiadali niektórzy, na bezrybiu... W praktyce jednak warto było zaopatrzyć się w jakieś jedzenie. Chociażby w owej gospodzie, o której wspominał Kastus. Uwzględniając przy okazji fakt, że i tak mieli się tam zatrzymać.



Pomysł polegający na jak najszybszej jeździe zdał się Rogerowi nieco bez sensu. Wszak im szybciej się jedzie, tym łatwiej o uszkodzenie jakiegoś elementu. Wiedział o tym każdy, kto chociaż parę dni spędził na szlaku. Jak mogła o tym nie wiedzieć kapłanka - twórczyni czy też projektantka wozu, który ciągnięty przez dwa lantany skrzypiał, jakby miał się cały rozsypać... Na każdy podskok Dru reagowała zawsze tak samo - nerwowo podskakiwała i pokrzepiała się wodą.

"Woda życia" uśmiechnął się szyderczo Roger. Nic jednak nie powiedział. Jego stosunki z Dru były dostatecznie napięte i bez złośliwych komentarzy. Zastanawiał się tylko, czy butelka była magiczna, bowiem wybojów i związanych z nimi podskoków było bez liku, a nie widać było, by kapłanka jakoś uzupełniała swój zapas.
Z drugiej strony - mógł taki moment przegapić. Wszak nie patrzył na nią bez przerwy - były ciekawsze obiekty do obserwacji, niż Dru.



Gdy zjechali na leśną dróżkę, która niby miała prowadzić do karczmy Kastusa, oblicze Dru przybrało wyraz bliski rozpaczy. Całkiem jakby sądziła, że jedno z jej ukochanych dzieci rozsypie się za chwilkę, na skutek czego drugie dzieciątko z łomotem wyląduje na ziemi.
W tym wypadku Roger w znacznej mierze podzielał jej uczucia. Wolał sobie nawet nie wyobrażać takiej sytuacji.

Wysforował się nieco przed wóz.
Rozglądając się na boki zastanawiał się równocześnie, co ich czeka na końcu tej leśnej drogi. Droga, bardzo zresztą wąska, wyglądała na niezbyt uczęszczaną.
Dokąd zatem prowadziła? Co tam stało? Szałas? Domek myśliwski? Oberża na pustkowiu?
Co za geniusz pobudował karczmę daleko od szlaku i, w dodatku, nie dopilnował, by prowadziła tam porządna droga?

Wbrew obawom dojechali cało.
Wbrew obawom Rogera nie było wcale tak źle. Budynek wyglądał okazale, a cała karczma miała tylko jedną wadę. Była zamknięta. Przynajmniej dla nich.



Roger w zamyśleniu spojrzał na Sylphię.
Bez wątpienia miała powód do wybuchu. Której kobiecie by się spodobało, gdyby wzięto ją za panienkę - mówiąc oględnie - dotrzymującą towarzystwa za pieniądze. Po co jednak rusza na szlak ubrana w strój do takich wędrówek niezbyt się nadający i wywołujący wiadome skojarzenia? Wszak jak cię widzą, tak o tobie myślą.

Jakimś dziwnym trafem nie padły żadne trupy. Co dziwniejsze, otrzymali ciekawą propozycję.

Zeskoczył z konia i podszedł do właścicieli karczmy.

- Roger Morgan - przedstawił się, kłaniając przy okazji uprzejmie. - Państwa propozycja bez wątpienia jest dla nas jak najbardziej korzystna. Mimo wszystko musielibyśmy się dowiedzieć, jakich atrakcji spodziewają się państwa goście. I czy nasze talenty, choć rozliczne, spełnią ich oczekiwania.

Pieśń w wykonaniu Kastusa, Dru organizująca przenośne kasyno, Sylphia z kulą ognia odpierająca zaloty któregoś z podchmielonych gości...

Wizja była przerażająca. Roger poczuł, jak zaczyna go boleć głowa.
 
Kerm jest offline