Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2009, 16:49   #4
XIII
 
XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 XIII ma wyłączoną reputację
Wygrzebał się spod starych, brudnych, dziurawych koców, przy okazji zrzucając coś z nich. Za sypialnie służył mu wielki kontener, do którego czasem ktoś wrzucał jakieś przedmioty, chociaż zwykle ludzie śmieci wyrzucali na ziemię.
Innym razem stary menel szukając czegoś co mogłoby mu się przydać, przegrzebywał zawartość metalowego pojemnika, w którym spał Feliks, takie okazje były powodem do bójek.

Pierwsza rzecz za jaką chwycił wstając to zszarzały, biały sweterek, który następnie narzucił na siebie. Zwykle sypiał mając na sobie tylko stare, brązowe spodnie niczym zabrane od kompletu garnituru. Wygramolił się ze zniszczonego śpiwora i nie dbając o bałagan stworzony z rozrzuconych koców, poduszek oraz szmatek, wyciągnął ze śpiwora skórzaną pochwę utrzymującą maczetę.
Były to wręcz codzienne rytuały jakie Feliks powtarzał z dnia, na dzień.
Zaraz po przygotowaniu swojego ostrza, wyciągał kawałek sznura, który, opleciony w pasie, podtrzymywał spodnie oraz pochwę z maczetą.
Potem przeciągał się leniwie, chwytał za stłuczone jednak wciąż tkwiące wewnątrz plastikowej oprawy, lustro, a następnie przycinał swój zarost na twarzy oraz paznokcie u rąk. Do czynności pielęgnacyjnych wykorzystywał maczetę, która może nie była najdokładniejsza, ale zawsze pomagała Feliksowi wyglądać schludnie, przynajmniej na tyle, na ile mógł.
Przed wyjściem, zostało mu już tylko narzucić na siebie płaszcz z kapturem, płaszcz najpewniej był kiedyś workiem na ziemniaki, który przerobił ojciec Feliksa. Teraz jedynie musiał przeczesać dłonią, krótko przycięte, czarne włosy i schować lusterko. W czasie czynności porannych, nigdy nie przejmował się, tym że śpi pomiędzy śmieciami, lub iż mógłby zostać zabity nocą, po prostu żył dniem. Wszystko co robił, wykonywał dokładnie, przecież i tak nigdzie nie było mu śpieszno, nikt na niego nie czekał... Czas coś zjeść, myśl ta spowodowała, że odezwał się jego żołądek.

Wyskoczył z kontenera, otrzepał płaszcz z kurzu, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszonki owej odzieży, starego papierosa. Delikatnie, jakby to było coś ważnego, wyprostował papieros i włożył go w usta.
Metalowy pojemnik, w którym sypiał Feliks, stał w ciasnej uliczce usypanej gruzami, zwykle śmierdziało tu moczem. Uliczka ta prowadziła w dwie strony, ku jednej z głównych ulic oraz w stronę wręcz labiryntu, małych uliczek ciągnących się pośród zawalonych budynków postapokaliptycznego Kijowa.
Polak poszedł wgłąb ciągu ciasnych przejść gdzie znajdowało się odkryte wejście do ścieku. Chociaż pozornie wyglądało to na typowe szambo, tutejsze podziemie było miejscem schadzek wielu żuli, meneli oraz łowców szczurów, Feliks przychodził tu właśnie po te zwierzątka, które służyły mu za śniadanie. Daleko nie trzeba było szukać, gdyż przeważnie biegały po starych rurach ciągnących się pod całym miastem. Przeważnie trzy, cztery szczury były w sam raz. Dzisiejsze łowy za owocowały pięcioma, co ucieszyło Feliksa.
Dla wielu osób szczury wprost z kanału mogłyby być trujące, ale Polak przeżył kilka lat wśród łowców dzikiej zwierzyny, zwierzyny często nieznanego pochodzenia, więc zdążył poznać sztuczki dotyczące przyrządzania skażonego mięsa.
Zabrał ze sobą zdobycz na powierzchnie i ruszył uliczkami by zaszyć się na jakiejś zrujnowanej klatce schodowej gdzie przygotował szczury do pieczenia.
Oczy Feliksa zaszkliły się, niczym u dziecka, które patrzy na ukochaną zabawkę. Ogień rozpalił za pomocą techniki szybkiego pocierania kijem, a rozpałką był mu kawałek starej, suchej gazety.

Cały ten rytuał poranny trwał dość długo, jednak Feliks miał zwyczaj wstawać bardzo wcześnie. Jego proste podejście do życia pozwalało mu świetnie znosić ciężkie warunki i chociaż przemierzając zrujnowane uliczki w tej części miasta można było łatwo dostać w zęby to jednak Polak nigdy się o to nie bał. Tutaj dużo osób go znało, wystarczyło powiedzieć Pies, a wielu skojarzy, iż chodzi o dość wysokiego, dobrze zbudowanego faceta z blizną przechodzącą przez środek twarzy, który ledwo zna jakikolwiek inny język niż polski i zwykle jedynie przytakuje.
Po zjedzeniu kilku pieczonych, a raczej prawie zwęglonych szczurów nadszedł czas ruszyć do baru, do Pietruchy, by dostać robotę na dzisiejszych dzień. Wstał z zakurzonej, drewnianej podłogi znajdującej się gdzieś wewnątrz, starej, zrujnowanej klatki schodowej, po czym otrzepał swój płaszcz i zarzucił kaptur, a następnie ruszyły ku pracodawcy.
 
XIII jest offline