Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2009, 10:42   #6
Ghoster
 
Ghoster's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodzeGhoster jest na bardzo dobrej drodze
Barman, krzycząc na starego Igora, uderzył z całej siły o metalową płytę, która stanowiła część lady. Ta aż podskoczyła, urywając się w miejscu, gdzie było wąskie wcięcie, akurat na zardzewiałej powierzchni.
- Заплатити за прилавком! (Ukr. Płacisz też za ladę!) - Bury nawet nie miał siły powiedzieć czegokolwiek, gdyż ciągle przerywała mu męcząca czkawka i te dwie sieroty, stojące przy nim jak sępy, czekające na wolny stolik. Jakby nie mogły usiąść gdzieś indziej.
- Szybko, zmykaj stąd pijaku! - Rzekł jeden Polak, ukazując swoje brudne, pewnie nigdy nie myte, żółte zęby, z których wręcz parowało Redem, wdychanym narkotykiem, który rozprowadzał miejscowy Alfons kontrolujący burdel.
-Швидко, Член! Швидкий! (Ukr. Szybko, fiucie! Szybko!) - Poganiał go ukrainiec z równie podkrążonymi oczami, śliniącą się mordą i w tak brudnych łachach, jakby je właśnie ściągnął ze śmierdzącego, zgniłego, napromieniowanego trupa z Czerwonego Lasu koło elektrownii w Czarnobylu.
Bury czym prędzej, chwiejąc się na boki, jednak zachowując męski wyraz twarzy i poziom równowagi, podniósł z podłogi Kerda, wkładając do paska w spodniach, z racji, iż nie miał lepszej kabury na broń.
Gdy przez tylnie drzwi do baru, ze zrujnowanej części i zasyfionych tyłów pubu wszedł Feliks, Pietrucha wrzasnął ze złością.
- Ty pieprzony dziadzie! Spać to ty możesz jak ci Morda opowiada te historyjki ze Czarnobela, ale nie wtedy, gdy ja ci mam dać robotę! Budź się! - Krzyczał, rozzłoszczony połamanym krzesłem, przed chwilą rozdartym w pół przez karabinek, spadający na podłogę. Pies, nawet nie zdziwiony takich zachowaniem barmana, szybko chwycił za wiadro gwoździ i leżący w nim młotek, by jakoś dopasować części krzesła, gdyż nie chciało mu się iść do jednego z tych rozwalonych budynków po kolejne siedzisko. - Znam ukraiński, ruski, czeski, białoruski, litwiński i polski, ale twojej mowy chyba nikt nie zrozumie! - Kontynuował, ciskając pustą butelką za drzwi baru. Ta rozbiła się o twardy, betonowy chodnik, rozpadając się na malutkie części, które poleciały na jakieś czeskie truchło, dawno ograbione z dobytku, nawet ubrania. Jeszcze niedawno dla estetyki przykryte potarganymi szmatami, ale wygląda na to, że i nawet je ktoś zabrał, zostawiając gołe zwłoki, nawet z wybitymi pośmiertnie zębami i wyciętymi włosami.
W tym świecie ludzie wykorzystywali wszystko, nawet skórę ludzką, by zrobić z niej plecak na konserwy, a kanibalizmu nie brakowało równie, co mutantów, których zjeść się nie dało.

Łysy, kierując swoje kroki w kierunku pokoju prostytutek, usłyszał nagle jęki starego Rosjanina, który wszedł tam parę minut temu. Właściwie to za dwie minuty mieli kończyć, a nie zanosiło się na to.
- Повія... (Ukr. Kurwa...) - Trzymając swój długi, wojskowy nóż, ukradziony kiedyś z pokoju jakiegoś Białorusa, grzebał nim pod paznokciem, wydłubując bród. Poranek nadal dawał o sobie znać, Mariusz jeszcze ziewał, obserwując wiszący nad przeciwnymi drzwiami zegar, pomagający mu wymierzyć czas, za który ma wparować do pomieszczenia po pieniądze i w razie czego dołożyć komuś w ryj, gdyby nie chciał przestać.

Irina szła w kierunku starego, opuszczonego przez ludzi bunkra, będącego najpewniej jedynie zapieczętowaną piwnicą, której blok zawalił się, zagradzając stalowe, pewnie wyrwane z prawdziwej Krypty, drzwi. Nic tak nie potęgowało strachu, jak samotna przechadzka, tuż koło napromieniowanego lasu, mogąc być w każdej chwili zaatakowanym przez jakiegoś okropnie zmutowanego potwora. Tak właściwie licznik Geigera pikał i pikał, nie dając jej spokoju, jednak nie były to duże dawki radów, a i każdy jechał w Kijowie całe życie na lekach przeciwpromiennych, działających nawet z tydzień, bo bez tego prawie każdy by się zamienił w ghula. Zresztą, ćpunów Redu i meneli nie brakowało, którzy woleli wydać pieniądze na wódkę i narkotyki, niżeli trochę lekarstw, ale taki to już świat. Wróbel była tym bardziej do tego przyzwyczajona.

Lidé! Čeká na Vás jedinečnou přiležitost provést ozářené zóny! Dáme léky a zásoby potravin, dohled poskytuje průvodce! Hledáme dobrovolniky na výlet do Černobylu? Podrobnosti o nástěnky! (Cz. Ludzie! Czeka was niepowtarzalna okazja na przewóz do napromieniowanej Strefy! Dajemy leki i zapasy żywności, pod warunkiem nadzorowania przez Przewodnika! Szukamy chętnych na wyprawę do Czarnobyla! Szczegóły na tablicach informacyjnych!)
Jaki był komunikat, tak też powtórzono go we wszystkich językach przez magnetofon, a i maszerujący przez miasto, ubrani w przedwojenne, niebiesko-białe, policyjne, rosyjskie mundury przedstawiciele Partii rozwieszali plakaty na ścianach, tablicach, lampach, wszędzie, gdzie się dało. Chociaż i tak większość zrywała je, chcąc mieć dodatkowy papier, na którym mogli zapisywać informacje, bądź po prostu jako reklamę tylko dla siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Ghoster : 25-11-2009 o 12:32.
Ghoster jest offline