Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2009, 18:12   #7
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Cudowny budynek zawsze robił na niej wrażenie. Hotel był jak zamek z bajki dla dzieci w którym każda dziewczynka chciałaby zamieszkać. Żyć w nim jak jakaś cholerna księżniczka. Pływając w basenie, pijąc codziennie szampana, jedząc najdziwniejsze potrawy, skacząc po łóżku….erm. Nieco zapędziła się w swoich wspomnieniach z dzieciństwa. Oczywiście, w takiej sytuacji, socjalne interakcje z bucami od wampirzej polityki chętnie by sobie podarowała. Utrzymując ich wszystkich na odległość kija baseballowego, jak to miało miejsce obecnie. Skierowała się do wcześniej uzgodnionego pomieszczenia. Ubrana była w nie krępujące ruchów czarne spodnie, koszulkę tego samego koloru, ciemnobrązową, skórzaną kurtkę z dość oryginalnie wyprofilowanym kołnierzem, oraz czapkę, która przywodziła na myśl raczej wczesne lata pięćdziesiąte niż czasy obecne. Długie włosy opadały na bok, zaś zawadiacko zaczesana grzywka zakrywała prawe oko. Oczywiście ślepi i tak nie było widać przez… gogle? Okulary? Czymkolwiek było to co miała na twarzy.
- Hej ferajna, mówcie mi Izzy. Miło was poznać.


Skoro formalności miała już za sobą, mogła się wygodnie rozsiąść. Książę zaś… O’Grady mrugnęła. Co takiego? Nie było go? Wezwał ich i nie raczył się zjawić? Isabelle już miała powiedzieć trochę prawdy odnośnie jego osoby, ale…
- Och. Proszę, jaki szarmancki…
Uśmiechnęła się kiedy jego przedstawiciel ucałował jej dłoń. O tego typu salonowych zagraniach czytała jedynie w Harlequinach mamy kiedy była jeszcze małym szkrabem. Może jednak ci Ventrue nie byli tacy źli jak ich malowano? Regularnie wbijali sobie noże w plecy, diabolizowali swych starszych kiedy nikt nie patrzał, wykorzystywali pozycję społeczną do rozporządzania innymi wampirami w sekcie, ale zło? Gdzieżby tam! Cierpliwie, niemal jak święta, wysłuchała tego co miał im do powiedzenia krwiopijca w garniturze odnośnie wyznaczonego zadania. Odzyskanie pergaminu, który wyjawiał miejsce snu Matuzalema. Młoda wampirzyca niemal podskoczyła na fotelu, jednak ciężko było stwierdzić, czy było to spowodowane strachem, czy też podnieceniem. Potem pojawił się ktoś jeszcze. Jako, że brzydki Nosfertau stanowił coś naprawdę niezwykłego i praktycznie niespotykanego (nie licząc oczywiście setek innych gagatków, którzy stanęli na jej drodze), panna Izzy zogniskowała na brzydalu całą swoją uwagę. Chyba nie był to osobnik, który kontaktował się z nią ostatniej nocy, choć… nie mogła być pewna. Dla niej wszyscy śmierdziele wyglądali identycznie. Byli jak plastikowe żołnierzyki, które zbyt dużo czasu spędziły na słońcu. Dziewczyna uniosła dłoń w geście powitania, zupełnie jakby była w jakimś nocnym klubie a nie na poważnym spotkaniu „biznesowym”. Jeśli już o biznes chodziło, to podejście tych cwaniaczków było dosyć nietypowe. Mogła zrozumieć, że w jej przypadku konkretne było posmarowanie dłoni konkretną walutą, ale… oni przecież należeli do Camarilli! Jeśli księciunio każe im skakać, jako grzeczne pieski powinni jedynie pytać o to jak wysoko.


Nie czekała dłużej. Zabrała glos w wiadomej sprawie.
- Lucas, tak? Posłuchaj przystojniaku. Po pierwsze, skoro tak otwarcie mówisz o naszym wynagrodzeniu, miej chociaż tyle godności żeby zaproponować przyzwoitą kwotę.
Przez okulary znajdujące się na jej twarzy ciężko było odczytać dokładne nastawienie.
- Rozmawiamy tutaj o włamaniu się do podziemi Muzeum Historii Naturalnej, a nie kolacji we dwoje we włoskiej restauracji. Nie należę do waszego małego klubu umarłych romantyków, więc, w przeciwieństwie do reszty, pomaganie wam nie jest moim obowiązkiem.
Pozwoliła aby wszystkie słowa osadziły się na mało podatnym gruncie jego mózgu. Zabębniła kilkakrotnie palcami o poręcz swojego miejsca, po czym ponownie zabrała głos.
- Jeśli chcecie mojej pomocy, to wymagam przynajmniej dziesięciu tysięcy, oraz zaopatrzenia mnie w potrzebny sprzęt. Jeżeli odmówicie, szukajcie sobie innych frajerów.
O podbiciu stawek dla innych zebranych nawet nie wspomniała. Skończyła wywód i wyprężyła się na fotelu niczym kotka, ukazując równie przyjacielski uśmiech jak wcześniej, choć ten zdawał się nieco stracić na efektywności przez jej chciwość. Uniosła kieliszek pełen krwi uważnie przyglądając się karmazynowej cieczy, ale nawet nie zamoczyła w niej ust. Po głębszym zastanowieniu, zapewne jej mały zabieg motywacyjny podburzy także pozostałych, ale do diabła z tym! Przynajmniej będzie zabawnie.
 
Highlander jest offline