Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2009, 11:36   #107
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Gdzieś w tle niósł się odgłos mytych sztućców, woda chlupała. Służki podśmiewały się, co pewien czas uciszane przez jakich niski, władczy głos. Chłopcy biegali z pakunkami lub poleceniami z jednych drzwi w drugie. Nos wyraźnie drażnił zapach specjałów z kuchni, w większości już gotowych, na jutrzejsze święto. Co i rusz jakaś głowa wychylała się przez okno, żeby sprawdzić, czy goście weselni już zajechali.

Kiedy pojawił się wóz z armatą, nagle gwar się podniósł, głowy w oknach pomnożyły się, jakaś nerwowość i niecierpliwość dała się wyczuć w powietrzu.

Gospodyni spojrzała w końcu za siebie.
- To nie oni! To nie oni! Wracać do pracy! Już! Już! - machała przy tym ekspresywnie rękami, po czym wytarła dłonie w fartuch. - Dobrze, że się państwo pojawili. Jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować, zwracajcie się prosto do służby. - uśmiechnęła się szeroko, pocałowała męża w policzek. - Zobaczę jak tam tort weselny.
- Ovviamente, amore mio. (oczywiście kochanie)
- wesoło odpowiedział Valdo.
Następnie dokładnie powiedział gdzie co można znaleźć. Kazał również przydzielić podróżnym pokoje obok siebie, jeśli to możliwe.

W oczach Dru zaświeciły się niebezpieczne ogniki. Opracowywała plan. Podejrzany plan. Grzecznie się przedstawiła, chętnie przystała na udzielenie ślubu, nie sarkając udała się do kuźni z Sabrie.

- Co ty niecnoto robisz!!
Gdzie były świadkami dość dziwnej sytuacji. Z tylnych drzwi wypadła młoda dziewczyna, z zakasaną spódnicą i przebierająca bardzo szybko nogami. Zaraz za nią leciała, nie wolniej, starsza otyła kobieta ze szmatą w ręce, którą machała niczym lassem.
- Co ja mówiłam?!?!
Dziewczyna popiskiwała cicho sprawnie unikając karzących uderzeń szmaty, kobieta po chwili zasapała się i zaczerwieniła na twarzy, przez co coraz bardziej przypominała prosiaka.
- Co my tero zrobimy, co ?! Głupia dziewucha!

Dru zupełnie zignorowała służbę. Sabrie też szybko ją zostawiła samą w kuźni. Tutejsi stajenni mieli pełne ręce roboty, także nie błąkali się i nie przeszkadzali. Przynajmniej w tej chwili. Kapłanka poklepała lantanty za dobrą robotę, ofiarowała im kilka kostek cukru i z mocnym postanowieniem podeszła do wozu. Trzeba się było szybko uwinąć.

- A to gdzie mam złożyć? - stajenni niestety wrócili. Co więcej zostali zmuszeni do przemieszczania jakiś pudeł.
Dru ściągnęła płaszcz, rzuciła go pod armatę. A miało być tak pięknie.
- A toć ja niby wim? A rzućta gdziekolwiek.
Obejrzała z niesmakiem brudną ziemię i swoje przykurzone ubrania. Ponownie wzięła w dłonie płaszcz. Rozścieliła go na ziemi.
- A potem burę oberwim?
- Nie masz, rację.

Kapłanka w końcu wlazła pod wóz i z uwagą przyjrzała się tylnej osi. Im dłużej na nią patrzyła, tym mniej szczęśliwą minę miała.
- A może tu?
- Nie, raczej tam, w kącie.
- No gdzie! Signior wyraźnie powiedział...

Ich głupie kłótnie bynajmniej jej nie pomagały. Musiała się ich pozbyć.

Wyciągnęła jakąś flaszkę z kolejnej skrytki.
- A ja ci wyraźnie mówię...
- Panowie!
- oparła się o słup i zadzwoniła butelką. - Co macie w tych pudłach?
- Witamy panienkę.
- zaczęli zginać się w pół jakby im ktoś ciężkie worki u szyi powiesił. - Ozdoby i inne takie na ślub.
- To zostawcie je tu, gdzie stoicie.
- nie zdawali się przekonani - Jakby co powiecie, że kapłanka Gonga was o to prosiła. A tu macie coś na początek naszej dobrej znajomości. - uśmiechnęła się szeroko podając im butelkę. - A teraz sio, sio! - zaczęła ich wyganiać. - Wróćcie jak już będziecie mieć tu coś do roboty.

W końcu została sama. Dobrze, tak już się dało pracować. Ale najpierw zaspokoi ciekawość. Podeszła do nieszczęsnych pudeł i zajrzała do środka. Wianki z kwiatami, wstążki, stroiki, jakieś niezidentifikowane paskudztwa... a potem jej wzrok przeniósł się na nieco schowane w kącie beczki. Beczki+wesele= ALKOHOL! Tak, na to właśnie liczyła. Podleciała do nich od razu, no bo przecież musi degustacja nastąpić! Nalała sobie nieco do kubka podróżnego, przepłukała usta, oceniła. Dolała drugi i ruszyła rozgrzewać ogień w kuźni. Trzeba się było brać za naprawę, a szykowała się ciężka robota.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline