Administrator | Towarzystwo rozpierzchło się na różne strony, zostawiając Morgana z Valdrem.
Przyozdobienie altanki... To nie powinno być nic trudnego.
- Czy goście - spytał Roger - mieli jakieś życzenia, co do wystroju? Widziałem już parę ślubów i parę rzeczy zapamiętałem. - Zdecydowanie mało, ale wówczas nie miał pojęcia, że w przygotowaniach do ślubu będzie uczestniczyć. Bardziej by się przyglądał. - Gdzie ma się odbyć sama ceremonia zaślubin? W owej altance, czy pod gołym niebem? A może w sali, w gospodzie?
- Nie. Girlandy, kwiaty i ozdoby zamówił Maestro Tallstag przed przyjazdem. Stupido ze mnie, powinienem był wysłać po niego jakichś eroes. Teraz tyle criminales włóczy się po drogach - zaczął coraz bardziej nerwowym głosem odzywać się Valdro. A im bardziej się denerwował tym więcej wtrącał rodzimych słów w swe zdania. Potarł dłonią czoło.- Tak, tak...ceremonia ma się odbyć w altance, będzie bardziej romantyczne. Niestety problemem jest symbol. Kazałem już zdjąć znak Sune, ale nie mam znaku Gonda.
- To by się chyba dało załatwić. Porozmawiam z moimi przyjaciółmi- kapłanami.
Przyjaciółmi. Żart chyba. Ale możliwe, że Kastus zdoła coś wykombinować. Chociaż, prawdę mówiąc, znak Pana Wszystkich Kowali niezbyt się na symbol przyszłego szczęścia nadawał. Chyba że o siłę więzów małżeńskich by chodziło.
- Mam nadzieję - dodał - że jako gospodarz mowę weselną już sobie ułożyliście?
- Tak... no, może niezupełnie. Duszka moja mi coś ma przyszykować - odparł Valdro. - Ona jest w tym bieglejsza.
- Jeszcze jedno... zanim do jakichś prac przystąpię, musiałbym się ogarnąć nieco. Ostał się jakiś wolny pokoik?
- Jasne...oczywiście, że jest was...Moi salvatores, otrzymacie ode mnie pokoje, które miały być dla Maestro Tallstaga i jego sług. - potwierdził Valdro.
- W takim razie zajmę jeden z pokoi, a potem wezmę się za wystrój. Kogo możecie mi polecić? Z kobiet szczególnie, bo one zwykle i gust dobry mają i palce nie tak drewniane, jak z mężczyzn niektórzy. I gdzie ozdoby zamówione można znaleźć?
- W stajni koło kuźni - odparł gospodarz. Valdro nikogo nie polecił. Ale nie warto było powtarzać pytania. Zapewne jego małżonka więcej na ten temat wiedziała i lepiej było od niej się tego dowiedzieć.
- Znajdę zatem - powiedział Roger. - Niech się pan zatem wystrojem nie przejmuje. Wszystko będzie gotowe na czas.
Skinął gospodarzowi głową, zabrał swoje rzeczy i ...udał się do pokoju przeznaczonego dla maestra. Był to typowy pokój gościnny, z dość dużym łóżkiem, które bez większych kłopotów przyjęłoby dwie osoby, kufrem na rzeczy pod ścianą, stolikiem pod oknem i dwoma krzesłami, oraz szafą na ubrania. Ładnie urządzony, ale bez ekstrawagancji. Pomijając pościel w różyczki.
Okna, bo aż dwa były w tym pokoju, wychodziły na główny plac zastawiony stołami, umożliwiając obserwowanie trwających pełną parą przygotowań do przyjęcia gości.
Na stole leżało kilka kart papieru i pokaźnych rozmiarów, zdobiony kałamarz oraz kilka piór. Pewnie na wypadek, gdyby maestro pomysły swoje jakieś zapisywać zechciał.
W kufrze, który Roger oczywiście otworzył, dwa koce leżały, zaś w szafie, na górnej półce, stał niski świecznik, obok którego położono kilka świec.
Dzbanek z wodą i miska stały dyskretnie schowany za niewielkim parawanem. Tak też wisiały dwa lniane ręczniki.
Nie było jednak czasu na rozkoszowanie się luksusami i sprawdzanie miękkości łóżka.
Obowiązki czekały. Roger schował plecak do szafy, umył się nieco, a potem wybrał się na poszukiwanie pani Bianki.
Poszukiwania nie trwały długo. Gospodynię znaleźć łatwo było, bo głos miała donośny.
- Pani Bianko - powiedział - kogo może pani wyznaczyć do pomocy przy zakładaniu dekoracji. Ważne jest, by palce mieli zręczne. Bianka spojrzała tylko na Rogera po czym gwizdnęła wsuwając palce do ust. I po chwili sześć służek przybyło na jej wezwanie.
- Ty, ty, ty i ty...pójdziecie z... - Bianka przez chwilę rozmyślała i spytała. - Jak masz na imię?
- Roger. Roger Morgan. Do usług. - Skłonił się uprzejmie.
- Pójdziecie z Rogerem i pomożecie mu w przygotowaniach. No, już, już, już - wydała polecenie Bianka. A cztery młode niewiasty skłoniły się przed Rogerem czekając na polecenia.
- Dziękuję, Bianko - odpowiedział.
- Moje drogie - do dziewczyn się zwrócił. - Najpierw do stajni, po ozdoby pójdziemy, a potem do roboty trzeba się zabrać, i to żywo. Czasu nie zostało zbyt wiele.
Skinął głową na pożegnanie i, poprzedzany przez służące, ruszył w stronę stajni, gdzie ponoć ozdoby znajdować się miały. Przy okazji, jako że stajnia do kuźni przylegała, można było załatwić pewną sprawę z Kastusem... Dru nie było widać. Sądząc z odgłosów siedziała pod wozem. Co w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało Rogerowi. Dla jego potrzeb wystarczał Kastus. Dru z pewnością znów uczepiłaby się nieszczęsnych kości...
- Potrzebny jest symbol Gonda - powiedział. - Trzeba go nad altanką powiesić.
- Symbol Gonda? - Kastus potarł się po karku, po czym wzruszył ramionami. - Nie ma sprawy, zaraz przygotuję i poświęcę. No może nie zaraz...za dwie trzy godziny.
Oczywiście było możliwe, że Kastus za chwilę zapomni o tej rozmowie. Najważniejsze było to, że Roger nie zamierzał zapomnieć. I miał do pomocy kilka młodych osóbek, które mógł po kolei nasyłać na Kastusa. |