Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2009, 19:43   #4
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
[Storytelling] Kongo 1964 r.

Anna Brant - postać całkowicie fikcyjna, stworzona do sesji Mulele maj Operacja "River"

[historia postaci jest niemal wyłącznie obyczajowa, bez głębszych historycznych korzeni - zamieszczam ją ponieważ jest istotną częścią postaci Jeana Paula Branta i stanowi jego dopełnienie]




Urodzona w 1930 roku we Francji. Najstarsza córka państwa Kalmanów (oprócz Anny mają jeszcze czwórkę synów). Jej matka jest krawcową, ojciec – bez wykształcenia, dorabia jako „złota rączka” i cierpi na chorobę alkoholową, przez którą traci większość pieniędzy, jakie uda mu się zarobić.

W domu rodzinnym Anny nie przelewało się zbytnio, jednak jej matka robiła wszystko, żeby zapewnić swoim dzieciom dobre dzieciństwo. Zaszczepiła w córce miłość do nauki i książek. Wierzyła, że gdy Anna dobrze się wykształci, bogato wyjdzie za mąż i będzie miała lepsze życie, niż ona. Córka pomagała jej wychować braci, udzielała też odpłatnych korepetycji, aby poprawić nieco domowy budżet – zawsze bardzo dobrze się uczyła i miała talent do przekazywania innym wiedzy. Dzięki pomocy matce, która całe dnie i noce spędzała na szyciu (brała zwykle bardzo dużo zamówień, by zarobić jak najwięcej), zyskała umiejętność prowadzenia domu i gotowania, a dla swych młodszych braci była niemal jak matka.

Zawsze była bardzo wrażliwą marzycielką. Pociągała ją literatura. Marzyła o studiach filologicznych i karierze pisarki. Gdy tylko mogła, spędzała czas w bibliotece, przynosiła do domu ogromne ilości książek, które szybko pochłaniała. Miała 16 lat, gdy pierwszy raz odważyła się wysłać swoje prace do gazety. Z zapartym tchem czekała na jakąkolwiek odpowiedź, ale gdy minęły dwa miesiące, a skrzynka nadal była pusta, zwątpiła w swój talent i niemal porzuciła swoje marzenie, myśląc iż do niczego się nie nadaje. Jej wrażliwość, a nawet przewrażliwienie, brak odporności na niepowodzenia życiowe i myśl, że wszystko, co złe, spotyka ją niejako „za karę”, były zaczątkami depresji, która rozwinęła się u niej w późniejszym czasie. Jej niska samoocena była z pewnością związana z ojcem alkoholikiem i warunkami, jakie panowały w jej rodzinnym domu. Z ojcem nigdy nie miała dobrych kontaktów, podobnie jak matka bała się go i wolała zamykać się w swoim świecie, niż z nim walczyć. Choć kochała matkę i braci, marzyła o jak najszybszym opuszczeniu domu i studiowaniu. Nigdy za bardzo nie myślała o mężczyznach i zakładaniu rodziny, choć tęskniła za prawdziwym uczuciem i księciu z bajki. Była jednak przeświadczona, że większość mężczyzn jest pokroju jej ojca, a inni, porządni mężczyźni nawet na nią nie spojrzą.

W wieku 19 lat, tuż przed egzaminami na wymarzone studia, wiele się zmieniło w życiu Anny. Poznała wówczas Jeana, który był wtedy studentem antropologii i po raz pierwszy zakochała się naprawdę, głęboko i do szaleństwa. Spotkali się po raz pierwszy w bibliotece - w wyniku pomyłki bibliotekarki do rąk Jeana trafiły lektury przeznaczone dla Anny, a ona z kolei dostała zamówione przez niego książki. Oboje byli zaskoczeni doborem literatury i szybko się okazało, że mają podobne gusta i zainteresowania. Już po pierwszej rozmowie oboje byli sobą oczarowani, a po kilku kolejnych spotkaniach wiedzieli, że spędzą ze sobą resztę życia. Potrafili rozmawiać ze sobą całymi godzinami, dosłownie o wszystkim. Dość szybko odkryli, że uczucia i namiętności, które ich ogarnęły, to miłość i pożądanie. Nie minęło więc wiele czasu, a zostali parą.

Anna wzorowo zdała egzaminy na filologię francuską. Wkrótce okazało się jednak, że jest w ciąży. Choć ślub nie był planowany, a ich znajomość trwała ledwie kilka miesięcy, zarówno Anna jak i Jean byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie i jasno patrzyli w przyszłość. Niestety Anna źle znosiła ciążę i musiała szybko zrezygnować ze studiów, by donosić dziecko. Obiecała sobie jednak, że tak szybko, jak to będzie możliwe, wróci na uczelnię. W tym czasie Jean zmienił kierunek na dziennikarstwo, a ich kondycja finansowa nieco się pogorszyła. Gdy Julia przyszła na świat, wiele pomogła im teściowa Anny. Była już wtedy emerytowaną nauczycielką i pomogła znaleźć dla synowej pracę w szkolnej bibliotece. Choć nie było im lekko, wciąż czuli się szczęśliwi i mieli ze sobą wspaniały kontakt.

Po narodzinach drugiego dziecka, Alana, coś zaczęło się zmieniać. Jean skończył już studia i zaczął staż w laboratorium fotograficznym. Jego zainteresowania bardziej pochłonęła praca, niż rodzinny dom. Anna znalazła lepszą pracę, jako korektorka tekstów w gazecie, jednak kosztowało ją to o wiele więcej czasu. Nigdy nie dokończyła rozpoczętych studiów, a jej marzenia powoli płowiały i ulatywały. Małżonkowie zaczęli się rozmijać, coraz mniej rozmawiać, coraz rzadziej spotykać, choć przecież mieszkali pod jednym dachem. Dziećmi wciąż zajmowała się teściowa. Anna rozluźniła kontakty ze swoją rodziną, co z kolei też wpędzało ją w poczucie winy. Starała się mimo wszystko wspomagać coraz bardziej ślepnącą matkę, przesyłając jej pieniądze. To z kolei doprowadzało do kłótni z Jeanem, który nigdy nie przepadał ani za jej ojcem, ani za braćmi, którzy niestety poszli w ślady rodzica. Twierdził, że ich ciężko zarobione pieniądze pójdą na utrzymanie nierobów i pijaków. Na dodatek mąż co prawda kochał oboje dzieci, ale wyraźnie faworyzował Julię, odstawiając Alana na dalszy plan, co chłopiec dość mocno odczuwał. Anna poczuła, że traci kontrolę nad swoim życiem i grunt wymyka się jej spod nóg. Nigdy nie umiała sobie radzić z problemami.

Pierwszy poważny kryzys i początek depresji przyszedł wraz z wyjazdem Jeana na pierwszą delegację. Anna poczuła wówczas, że mąż oddalił się od niej tak bardzo, że nie wiedziała już ani co myśli, ani co czuje. Kiedyś znali siebie tak dobrze, że potrafili rozmawiać nawet bez słów. A teraz... Teraz Jean oświadczył, że wyjeżdża na delegację, zupełnie nie pytając żony, co o tym myśli, nie mówiąc dlaczego i po co właściwie. Przecież jako dziennikarz nie zarabiał źle.

Z Anną zaczęło się wtedy coś dziać. Nagle przestała widzieć sens dalszego życia, nie chciało jej się nic robić, potrafiła nagle wpaść w atak histerii i paniki, a zaraz potem ze złością zrzucić ze stołu talerz. Gdy Jean wracał z delegacji, jej stan się poprawiał, jednak sama nie potrafiła przerwać chłodnej atmosfery panującej między nimi, a mąż... być może był na to zbyt dumny, a może po prostu nie chciał. Ta ostatnia myśl sprawiała, że melancholia jej nie opuszczała. Im częściej wyjeżdżał, tym bardziej jej stan się pogarszał. Zaczęła zaniedbywać dzieci i pracę. Na szczęście w porę teściowa zorientowała się o co chodzi. Była na tyle mądrą kobietą, by nie wchodzić z butami w życie swojego syna i synowej, ale gdy działo się naprawdę źle, potrafiła pomóc, doradzić. Wysłała Annę do lekarza i zabrała do siebie dzieci na kilka dni. Na stan psychiczny lekarz niewiele mógł jej poradzić, poza wypisaniem ziół i różnych tabletek, zaleceniami spokoju i długiego odpoczynku.

Ten stan trwał kolejne miesiące, w ciągu których małżeństwo Anny i Jeana rozpadało się coraz bardziej. Ona była w takim stanie apatii, że nawet wybuch wojny nie mógłby jej poruszyć. On natomiast sam gryzł się ze swoimi problemami i potrzebami, nie mogąc liczyć na żonę. Najgłębsze uczucia przelał na dorastającą już córkę, co z kolei jeszcze gorzej wpłynęło na Annę. Zaczęła faworyzować młodszego Alana, a to znowu bardziej podzieliło ich rodzinę i wprowadziło jeszcze większe konflikty, szczególnie na linii nastoletniej Julii i jej matki. Wydawało się, że teraz wystarczy już tylko kropla, by przelała się czara goryczy i by wszystko się rozleciało. Jean wówczas postanowił wyjechać do Afryki, co Anna odebrała jako ucieczkę, być może już na zawsze. Myślała o targnięciu się na własne życie.

W stanie skrajnego psychicznego wycieńczenia, z samobójczymi zamiarami i przybierającą na sile histerią, znalazła ją teściowa. Po raz kolejny pomogła jej się otrząsnąć. Przeprowadziła z nią bardzo poważną rozmowę, podczas której Anna wyznała jej wszystko, co ją tak bardzo dręczy. Teściowa odstawiła jej leki, które nałogowo już łykała, przemówiła jej do rozsądku i razem z dziećmi zabrała na wieś, do wynajętej stancji.

Tego roku wrzesień był bardzo ciepły, było więc to jak przedłużenie wakacji dla Julii i Alana. Anna spędziła tam prawie dwa miesiące. W ciągu tego czasu jej stan znacznie się poprawił. Rozmowy z teściową przynosiły ogromną ulgę i wlewały w jej serce nową nadzieję. Na nowo również ułożyła swoje relacje z dziećmi. Wyjaśniła starszej Julii, że jest chora i przez to wszystkie te kłopoty, że kocha ją nad życie i zrobi wszystko, żeby było tak jak dawniej. Młodszemu Alanowi również wytłumaczyła, że teraz będzie lepiej i wszystko się ułoży. Tak jak dawniej czytała dzieciom książki, bawiła się i spędzała z nimi każdą chwilę. Zaczęła też pisać dziennik, który miał się dla niej stać sposobem na wylanie wszystkich uczuć i lepszego zrozumienia siebie.

Po kilku tygodniach Anna z dziećmi i teściową wrócili do domu. Bała się tego dnia, bała się powrotu do rzeczywistości, do pracy, do szarości i codzienności. Bała się, że to wszystko, co się wydarzyło, cała jej przemiana, gdzieś odejdą. Lecz gdy zaraz po powrocie w skrzynce pocztowej zobaczyła kopertę poczty lotniczej i stempel z Afryki, całe szczęście na nowo powróciło. Jean pisał do niej! Jakże dawno tego nie robił! Może kilka razy na początku, a potem długie tygodnie milczenia. List od niego musiał być szczęśliwym znakiem. Nie przypuszczała nawet jak bardzo się myliła.

Jean po krótkim wstępie, pozdrowieniach dla dzieci i suchych zapewnieniach, że u niego wszystko dobrze, poinformował żonę, że jego wizyta w Afryce znacznie się przedłuży, gdyż postanowił zrobić reportaż o aktualnych wydarzeniach w Kongu. Chciał zostać korespondentem wojennym. Ta informacja początkowo ścięła Annę z nóg. Jeszcze dwa miesiące temu zapewne załamałaby się zupełnie i znowu zaczęła myśleć o samobójstwie. Teraz jednak wstąpił w nią nowy duch. Jean nie wie przecież jak wiele się zmieniło. Że Anna ma teraz tak dobre relacje z dziećmi, że nie bierze już leków, że chce wszystko naprawić. Myśli, że w domu jest tak samo jak w dniu, w którym go opuszczał. Nic więc dziwnego, że nie chce tu wracać, że woli rzucić się w wojenną zawieruchę, byle by tylko nie wracać do Paryża, do rodziny, która przestała być rodziną. Musi się dowiedzieć, że jest zupełnie inaczej! Tylko jak? Ma napisać list? Wysłać mu pamiętnik, do którego przelała wszystkie myśli, w którym widać, jak bardzo się zmieniła? Mógłby nie uwierzyć lub co gorsza – list dotarłby zbyt późno! Nie, należało działać od razu i szybko.

Anna wydała niemal całe oszczędności, by dostać się do Konga. Obiecała dzieciom, że wróci jak najszybciej i przywiezie ze sobą ich ojca. Zostawiła je u teściowej, która popierała działania synowej, lecz bała się o jej los podczas samotnej wyprawy na drugi koniec świata. Anna jednak nadal czuła w sobie ogromną wolę działania i nie przejmowała się zupełnie tym, co może się stać. Musiała odnaleźć męża. Musiała powiedzieć mu co do niego czuje, jak bardzo go kocha i jak strasznie tęskni. Jak bardzo jej żal tych wszystkich tygodni, miesięcy, już nawet lat, kiedy nie powtarzała mu tego codziennie, gdy nie była przy nim! Teraz miała jedynie kopertę ze znaczkiem i stemplem z miasta Leopoldville. Jedyny ślad, który jej pozostał. Jednak nie ważne gdzie Jean będzie przed nią uciekał, ona i tak go znajdzie!
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 06-12-2009 o 20:33.
Milly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem