Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2009, 01:00   #3
Czezwy
 
Czezwy's Avatar
 
Reputacja: 1 Czezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetnyCzezwy jest po prostu świetny
W pokoju panowała ciemność. Nie aksamitna, nie kompletna, nie głęboka, w sumie to powiedzmy sobie mało mroczna. To taka ciemność w stylu obecnych czasów. Światła miast, nawet na tak wysokim piętrze, dają tyle blasku, że nigdy nie będzie już prawdziwej nocy. Robert mógł przyciemnić szyby, ale nie chciał, lubił to. Specjalnie zamówił tak współczesny pokój. Czysty, nieomal sterylny, prosty w formie pełen najnowszych gadżetów. Choćby łóżko, w którym można było utonąć, czy podłoga która potrafiła udawać dowolną fakturę. Ciężki dzień wczoraj miał więc poimprezował, piękną kobietę miał więc poseksił. Efekt tego był taki, że właśnie się obudził.
Godzina wieczorna nie była typową porą wstawania dla niego. Ale cóż takie życie. I co teraz? Wstawać? Budzić ją? Iść na miasto? Spać dalej? Kurde zawsze te pytania fundamentalne. Pogłaskał dziewczynę po policzku. Zamruczała jak kotka obracając się na bok i przytulając twarz do jego dłoni. Biedactwo zmęczone. Nie przyzwyczajona co całonocnych imprez z wysiłkiem fizycznym na końcu, ale w tym szkolnym mundurku wyglądała tak słodko i była taka zagubiona, aż żal było nie pomóc. Delikatnie wysunął dłoń spod jej buźki i wstał. Czas zrobić coś konstruktywnego. Podszedł do stołu otwarł komputer, sprawdzenie maila, i ważnych dla niego stron nie zajęło mu dużo czasu. „To teraz co…”. Niby przyjechał na wakacje, ale zarobić można zawsze, no i trza się zająć… zakupami. Więc po kolei. Pani Prezydent. Trzeba się do niej dostać. Chyba najlepiej byłoby tradycyjnie. Po drugie klinika. Po trzecie… tak jutrzejszy dzień. Chwycił za telefon. Ręka ze słuchawką zamarła w pół drogi. „STOP… wróć baranie”. Siadł do komputera. Klawiatura wydawała z siebie ciche plaśnięcia gdy pisał maile. Pierwsze cztery o tej samej treści do czterech różnych osób. Golema, Travisa, Małej i Mordeczki. Jedna kwestia była w nich poruszona: „Czy coś jest aktualnie do zrobienia”. Kolejny do jego partnera w NC, żeby pozbierał zamówienia może coś trza zrobić na linii Old Chicago-NC. I na koniec do Gunmana. W końcu chodzą słuchy po mieście, że ma jakiegoś komputerowca na usługach, a tego właśnie potrzebuje. „Teraz dalsza zabawa…”. Wykręcił numer centrali, poczekał, aż zgłosi się żywy pracownik, nie przepadał za automatami. Gdy tylko usłyszał uprzejme – Czym mogę służyć – zaczął wydawać polecenia. Że budzenie ma być o 7.00 rano. Że śniadanie na 7.30. Że śniadanie to płatki owsiane z zimnym mlekiem, sok pomarańczowy, kanapki z chudą wędliną, pomidorem i ogórkiem, oraz czarna kawa. Że cokolwiek sobie zażyczy pani śpiąca aktualnie u niego ma to dostać i ma to zostać zapisane do jego rachunku. Że na 10.00 ma przyjść masażystka, że ma być czarna, ewentualnie indianka, bądź hinduska i że miseczka co najmniej duże C. Aha i oczywiście, żeby umówiono go na konsultację w klinice. Tia… a teraz komórka w łapę, szlafrok na grzbiet i na basen trza się rozruszać i na miasto… jak to mówił jego świętej pamięci kumpel „Wyrabiać sobie markę i kontakty, oraz sprawdzać kto nas chce zabić”
 
__________________
Si vis pacem para bellum.
Wojownicy nie umierają. Oni idą do piekła, żeby się przegrupować.
I zesłał ich Pan, by siali zamęt i zniszczenie.
Jestem Skoletek. To my przytrafiamy się dobrym ludziom. Porzućcie wszelką nadzieję...
Czezwy jest offline