Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2009, 02:15   #5
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Problem. Zawsze pojawiał się w najmniej oczekiwanych i oczywiście najbardziej zasranych momentach. Tym razem też tak było. Problem miał na nazwisko Akira i składał się z dwu części: miał kasę i wiedział za dużo. Zwłaszcza jak na gościa, który przysiada się jakby nigdy nic i zaczyna swoją nawijkę zawierającą dużo: „słyszałem, mówiono mi, podobno”. Sranie w banie. Ktoś coś wypuścił i... bajty się rozsypały. Zresztą sam Akira też był tak samo fikcyjny jak całe jego story. Nadziany, prawie czterdziestoletni Azjata z Night City, o nazwisku/imieniu/ksywie Akira – super; jedna z TYCH baz danych splątała się sama w sobie:
>> Zapytanie wygenerowało więcej niż 65535 odpowiedzi. Zawęź wzorzec poszukiwania.


Qpa. Dupa i kilo gwoździ. Taki problem można było rozwiązać tylko w jeden sposób – zrobić robotę, zainkasować kredyty i mieć nadzieję, że problem się już więcej nie pojawi. Zwykle się nie pojawiał.

Melissa Amanda Wade. Nazwisko jakich wiele, na pierwszy rzut oka. Na drugi już nie. Dobrze schowane, nieźle spreparowane... Całkiem niezła zabawa... tyle że cholernie żmudna... Kolejne klocki jednak znajdowały się na swoim miejscu i pani Dwu Imion Wade zaczynała nabierać informacyjnych kształtów. Mało atrakcyjnych, ale... każdy problem generował co najmniej jeden kolejny problem... Wade niewątpliwie należała do kategorii: potencjalny duży problem. Działał więc ostrożnie, co dodatkowo pochłaniało czas i nerwy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę sąsiednie klubiszcze, które przed końcem roku grało głośniej i jeszcze gorzej niż przed świętami... Choć już wtedy wydawało się, że „Jingle Bells” (speedy version) zmiksowane z „Mikołaj już tu jest” (erotic punk version) okraszone trashowo-deathcorową wersją „Cichej Nocy” jest... jest... jest... szczytem możliwości Didżeja tego imprezówka... Okazało się jednak, że chyba dostał jakiś lepszy crack...

Cholera! Musiał zrobić sobie dłuższą przerwę...

Jednak jak mawiano w pewnych kręgach – dupę ma się jedną i dbać o nią należy. Wrócił do roboty i po kolejnych kilkunastu godzinach rzucił do łóżka. Spać też trzeba. Po południu wyszedł kupić coś do żarcia i jak przeważnie stanęło na chińszczyźnie. Jakby teraz dali mu łyżkę do jedzenia to chyba by się tym sprzętem pokaleczył... Koło właścicielki tego całego burdelu na kółkach, w którym mieszkał, nie udało się przejść niezauważenie i przez dwadzieścia minut wysłuchiwał jej tyrady o wszystkim i niczym... Po czym skorzystał z okazji, że ta lala spod 36B pojawiła się w zasięgu wzroku pani Carter i właścicielka przestała go świdrować wzrokiem... Ta zmierzła baba musiała mieć „ciotę” przez 365 dni w roku...




Zamknął drzwi mieszkania i spojrzał w połowę starego lustra wiszącą na ścianie. Zawsze starał się jakoś siebie sobie opisać, ale jedyne co przychodziło mu na myśl – to kombinacja: niski, szczupły, nijaki. Wyglądał jak setki czy tysiące innych młodych niby zbuntowanych przedstawicieli zdegradowanego do zer motłochu wypełniającego ulice... Na dodatek – upośledzonego motłochu... Wielu narkomanów po „zielonym ptaku” miało problemy z nerwami, co objawiało się głównie nerwowymi tikami palców... On miał często podobnie jak oni powiązane palce...

Pogrzebał pałeczkami w żarciu, jakby wcale nie był głodny i wypił trochę czegoś, co z powodzeniem nadawało by się do odkażania kibla. To wszystko jednak przestało istnieć kilka chwil później, kiedy jego umysł zatopił się w nienamacalnej pajęczynie interkonektów. Dziś wystarczyło tylko odpytać kilka serwerów, zedytować trochę tekstu, zapakować wszystko w profesjonalną paczkę i wyekspediować w kierunku pana Akiry aka Problem.

Poszło.


Ten moment kiedy wypinał się z sieci... zawsze był taki... dziwny. Jakby jego część wtedy umierała... Wszystkie okienka zgasły praktycznie jednocześnie i ekran laptopa pokazywała jakąś tapetę z cyklu „Pancur i jego grajdołek”...

Kiedy rozległo się walenie do drzwi prawie zakrztusił się... „co to niby miało być???” - pomyślał, a walenie powtórzyło się - „Oj? Auć? Cholera. Nie... no, spokojnie – to nie idzie o to co właśnie się nie wydarzyło... Za szybko i za mało energicznie. Spokojnie.”

Jasne. My mamy sprawę... Ten Problem z kolei miał czarne garnitury i latające gówna za oknem...

- Kto tam i o co chodzi? Jest już późno, to niebezpieczna okolica i w ogóle... - odparł w kierunku drzwi. „Z naciskiem na: i w ogóle, do diabła” - pomyślał rozglądając się po pomieszczeniu... Sensowny sprzęt wylądował w plecaku... Laptop był włączony, ale to była na tyle stara jednostka, że żaden szanujący się netrunner by jej nie użył... Chińczyzna – spoko, niby kolacja...

Cholera. Cholera! Cholera!!!

Mężczyźni za drzwiami spojrzeli po sobie i dopiero po chwili jeden z nich odpowiedział.
- Chcemy porozmawiać o osobie znanej pod pseudonimem "Mała". Ponoć ta kobieta ma powiązania z pewnym gangiem. Krążą plotki, że szykują coś dużego, a Pani Prezydent sobie tego nie życzy. Do ciebie nic nie mamy, otwieraj, a zaraz sobie pójdziemy. Ann Rossborough ma dla ciebie ofertę, leszczu.
Drzwi otworzyły się wolno i po chwili wszyscy zainteresowani znaleźli się w obskurnym pokoiku:
- Zamieniam się w słuch. Co to za oferta? Oczywiście jeżeli tylko będę mógł to pomogę...
"Kłamstwo. Wszyscy kłamiemy. Ale skoro wyskoczyliście z wielkim nazwiskiem to..." - pomyślał z zainteresowaniem spoglądając na agentów.
- Sprawa jest prosta - zaczął dryblas stojący po prawej stronie - kontaktujesz się z panną, umawiasz we wskazanym przez nas miejscu i nigdy się tam nie pojawiasz. A jeśli piśniesz komuś cokolwiek, już więcej nie zobaczysz swojej mordy w lustrze. Kapujesz?
Pytanie brzmiało absurdalnie, ale Hash i tak wolał przytaknąć.
- Więc jak? - zapytał ten drugi, a jego głos brzmiał identycznie, jak tego pierwszego. Byli też cholernie do siebie podobni.
- Gdzie i kiedy? Nie kontaktujemy się ze sobą zbyt często - jeżeli w ogóle chodzi o tą samą Małą...
- Jutro o 20.00 w starym porcie. Magazyn numer 15. I lepiej nie nawal... Skontaktujemy się z tobą jutro koło 17 i mądrze by było z twojej strony, gdybyś miał dla nas dobre wieści.
- Spokojnie. Jestem przyzwyczajony do swojej mordki... Może ja do was zadzwonię? Jakby się udało to ustawić wcześniej... Spróbuję moją Małą namierzyć jeszcze dziś wieczorem... Coś jeszcze? - pytanie było równie nieszczere jak całe spotkanie, ale "dupę trzeba chronić"...
- Nie to wszystko - rzucił koleś, po czym spojrzał się na swego towarzysza. Tamten bez pytania wyjął telefon z wewnętrznej kieszeni i podał Hashowi. - My się z tobą skontaktujemy.
Rozejrzeli się jeszcze po pokoju, po czym opuścili mieszkanie. Od razu zrobiło się jakby luźniej w pokoju...

Zrobiło się zdecydowanie luźniej w pokoju. Cholera. Najgorsze, że tej mendzie zapłaciłem już za kolejny tydzień... A to mieszkanie zostało właśnie spalone... Szlag jasny by trafił... Usiadł zastanawiając się nad wszystkim. Mała nie lubiła się z Ann R. To wiedzieli chyba wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli styczność z Małą. No dobra, mieliśmy jakieś swoje układziki – jak ona coś chciała to się odzywała, przeważnie to chciała zniknąć znów na trochę... „Ile fałszywych IDPrintów dla niej zrobiłem?” - zastanowił się wyjadając resztki chińszczyzny... Coś trzeba było z tym wszystkim zrobić... Posiedział jeszcze kilkanaście minut po czym podszedł do okna – żadnego „guglacza” nie było widać, pewnie nie zawracali sobie głowy śledzeniem go... Była już godzina policyjna, ale bo to po raz pierwszy... Telefon od agentów wrzucił do szuflady, laptopa do plecaka, a opakowania po chińszczyźnie efektownie rozrzucił w okolicy kosza. Kilkanaście metrów dalej wtopił się w tłum naćpanej i podrygującej spazmatycznie młodzieży... Z kibla dla personelu przechodziło się do starego garażu w sąsiednim budynku, a stamtąd do kanału wentylacyjnego...
Ładnych kilka kilometrów po kanałach, przejściach, rurach, starych magazynach... Tutaj nigdy nikogo się nie spotykało, nawet gdy ludzie ocierali się barkami w wąskich przejściach, nawet kiedy czuli ten charakterystyczny ostro-słodki smak strachu i spodlenia... Tutaj nigdy nikogo się nie spotykało...

*****


Wyszedł na tyłach „Astralnego Krzyku” i wystukał kod na metalowych drzwiach. Te otwarły się bezszelestnie i równie bezszelestnie zamknęły. Kapusta przepłynęła pomiędzy rękami i Hash zniknął we wnętrzu. Z jakiegoś stolika zabrał pustą szklankę i poszedł do baru. Zabrał S.O.K. i powędrował na piętro. Z antresoli widać było tłum na parkiecie falujący w rytm dark-electro... Usiadł przy stoliku i ponownie utonął w myślach. Oczywiście najlepiej byłoby to wszystko załatwić tak, aby wilk był syty, owca cała, a trawa niepodeptana... Cholera. Chociaż z drugiej strony „dupa Małej” a „dupa moja” - wybór był aż za banalny... Cholera...

Kiedy jakaś plasti-lala zaczęła się koło niego kręcić za mocno poszedł do bocznego korytarza, gdzie stało kilka budek z terminalami. Jedna z nich służyła akuratnie do czegoś zgoła innego, ale Hash postanowił się nie zagłębiać w „aaaaachhh” z niej dochodzące... Z kieszeni wyjął kabel i po chwili terminal wysłał wiadomość:
„Wieczorne spotkanie w Starym Porcie nie jest dobrym pomysłem. Twoja #Stephanie Lammot”

Wiadomość z publicznego terminala na praktycznie nieużywane konto, które kiedyś po coś Mała utworzyła – z tego co Hash wiedział – tylko jemu podała ten adres. Nazwisko też było jej – przynajmniej przez chwilę... Jakiś czas temu Hash wyprodukował jej kilka elektronicznych kluczy na to nazwisko. „Mam nadzieję, że sprawdzasz maile Mała...”

Sprawdził swoje -dziesiąt prawie lub całkiem fikcyjnych kont i wyjął wtyczkę dokładnie w chwili kiedy budka w głębi korytarza przestała podskakiwać...

Tu trzeba było przezimować do rana... A potem się zobaczy...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 11-12-2009 o 19:03.
Aschaar jest offline